W ostatnich dniach przed moim wyjazdem do Argentyny udzieliłem wielu wywiadów przeróżnym dziennikarzom. Zdając sobie sprawę z faktu, że mój włoski jest daleki od doskonałości i nie potrafię w tym języku wyrażać się tak precyzyjnie jak po hiszpańsku, aby uniknąć nieporozumień, mam zwyczaj prosić o przesłanie tekstu do autoryzacji, aby upewnić się, że zostałem właściwie zrozumiany. Niestety, tuż przed wyjazdem udzielałem tak wielu wywiadów (w ostatni weekend aż trzech), że tym razem zabrakło mi na to czasu. Ufam dziennikarzom i wierzę w ich dobre chęci, ale tym razem, w artykule na portalu Interia.pl, nie przedstawili w sposób dokładny tego co powiedziałem. Dowodem na prawdziwość moich słów jest to, że pewne zawarte w artykule stwierdzenia zaprzeczają moim słowom we wszystkich pozostałych wywiadach, których udzieliłem przed wyjazdem i w których żegnałem się z Polską i wyrażałem swoje podziękowania dla polskiej publiczności, a w szczególności dla zawodników.
W żadnym momencie, chciałbym to podkreślić z całą mocą, nie użyłem stwierdzenia, że zawodnicy woleli wyjechać na wakacje niż zagrać kolejny mecz dla reprezentacji.
W ostatnim okresie mojej pracy z polską reprezentacją wielu zawodników grało z różnymi dolegliwościami, na środkach przeciwbólowych, aby dać z siebie wszystko podczas meczu. Dlaczego to robili? Otóż dlatego, że wszyscy chcieliśmy zrobić co tylko w naszej mocy, aby zdobyć w Pekinie medal. Problemy zdrowotne niektórych polskich graczy są jak najbardziej prawdziwe i bardzo konkretne.
Dlatego chciałbym jeszcze raz wyjaśnić: nigdy nie twierdziłem, że zawodnicy pojechali sobie na wakacje. Owszem, powiedziałem, że z powodu nękających ich kontuzji (PRAWDZIWYCH, nie wydumanych!) zrobili sobie odpoczynek aby poddać się koniecznym dla ich zdrowia zabiegom - a to oczywiście miało znaczący wpływ na poziom i wynik naszego meczu z Belgią. Nigdy nie bagatelizowałem ich kontuzji ani nie sugerowałem, że są zmyślone!
Moi zawodnicy jak zawsze dali z siebie wszystko i zrobili co mogli aby wygrać każdy kolejny mecz, nawet kosztem własnego zdrowia, na środkach przeciwzapalnych i przeciwbólowych. Wszystkich członków naszej drużyny zabolała i zdeprymowała porażka z Włochami, która wyeliminowała nas z Igrzysk. Zawsze po takich ważnych zawodach organizm odreagowuje włożony w nie wysiłek - wówczas pojawia się ból i kontuzje.
W wielu wywiadach dla prasy i telewizji starałem się podziękować moim zawodnikom za wysiłek jaki włożyli w każdy mecz rozegrany pod moją wodzą. Nigdy przez cztery lata nie występowałem przeciwko zawodnikom i tym bardziej nie zamierzam tego robić teraz, gdy odchodzę: nie leży to w mojej naturze.
Nie wypowiadałem się również w żadnym wypadku negatywnie o Waldemarze Wspaniałym, ani personalnie o żadnym innym działaczu Polskiego Związku Siatkówki. Wyraziłem swoją opinię na temat sposobu, w jaki mnie pożegnano i tyle, nigdy natomiast nie twierdziłem (i nie myślałem), że Pan Wspaniały ma trzy oblicza...
Jeśli chodzi o wypowiedź Mariusza Wlazłego, składam ją na karb młodzieńczego charakteru i rozumiem doskonale, że mógł poczuć się urażony moim rzekomym stwierdzeniem, że jego kontuzja była zmyślona i że pojechał sobie na wakacje. Jestem przekonany, że oburzenie Mariusza wynika z faktu, iż uznał, że powiedziałem coś, czego tak naprawdę nigdy nie mówiłem. Po Olimpiadzie udzieliłem co najmniej sześciu wywiadów (we wszystkich poruszano podobne tematy) i nigdy nikt nie zinterpretował moich słów w ten sposób... Zawsze dziękowałem zawodnikom i wyrażałem podziw dla ich postawy - i zawsze będę to powtarzał. Mariusz zagrał w Pekinie kilka spotkań ze złamanym palcem i dał z siebie wszystko, za co bardzo go cenię. Rozumiem, że mógł poczuć się urażony, bo przecież nie wiedział, że cytowane "moje słowa" nie są prawdziwe.
Jeśli chodzi o kwestię, że "Skrze Bełchatów powinno się zabronić kupowania młodych zawodników"... Cóż, uważam, że w interesie polskiej reprezentacji jest aby młodzi i dobrze rokujący zawodnicy nie siedzieli na ławce rezerwowych - trzeba przecież myśleć już o Mundialu w 2010 roku. Młodzi powinni grać i rozwijać się, dla dobra reprezentacji i z myślą o przyszłości.
Stworzyłem dla PZPS specjalny program rozwoju polskiej siatkówki na lata 2005-2008, w którym wyraźnie zaznaczyłem, że należy dążyć do tego, aby podnieść poziom polskiej ligi i sprawić, by była jak najbardziej zrównoważona. Jako przykład podałem amerykańską ligę koszykarską NBA, gdzie stosuje się zasadę draftu aby zrównoważyć poziom poszczególnych klubów. Podobny system działa w siatkarskiej lidze brazylijskiej.
Twierdziłem i twierdzę nadal, że jeśli jedna drużyna ligowa ma w swoim składzie tylu doskonałych zawodników, nie jest to dobre dla równowagi w lidze. Osłabienie rywalizacji ligowej nie leży ani w interesie klubów, ani sponsorów, ani telewizji, ani reprezentacji, ani kibiców! I mówiąc to, miałem na myśli nie tylko Bełchatów, lecz KAŻDY z klubów! Nie ważne czy klub nazywa się Sisley Treviso, czy Milan (a to przecież siatkarskie potęgi pod względem ekonomicznym) - takie postawienie sprawy niszczy ligę i szkodzi rozwojowi siatkówki.
Mam nadzieję, że moje wyjaśnienie sprawy będzie równie chętnie cytowane przez media co poprzednie, nieprawdziwe i nie mające miejsca oświadczenia.
Oglądaj siatkówkę mężczyzn w Pilocie WP (link sponsorowany)