Byliśmy nieźle przestraszeni - rozmowa ze Stefanem Huebnerem, asystentem trenera reprezentacji Niemiec

- Memoriał Wagnera obnażył nasze braki. Siedzieliśmy z Vitalem w hotelu i byliśmy nieźle wystraszeni. Co my robimy? Czy w ogóle zdążymy coś przygotować do Euro? - przyznał były niemiecki siatkarz.

W tym artykule dowiesz się o:

Michał Biegun: Jak to się właściwie stało, że został pan asystentem Vitala Heynena?

Stefan Huebner: Na początku jego pracy z niemiecką reprezentacją zapytał mnie, czy nie chciałbym być jego asystentem. Od razu spodobał mi się jego sposób podejścia do siatkówki. Myślę, że w wielu kwestiach się zgadzamy i dlatego zdecydowałem się przyjąć jego ofertę.

Jak opisałby pan waszą filozofię gry?

- Lubimy oglądać dużo meczów, przygotowywać nowe rozwiązania taktyczne, wymyślać całkowicie nowe i nieznane ćwiczenia. Dbamy o brak nudy i rutyny na treningach. Lubimy zmuszać naszych zawodników do myślenia, aby w przyszłości potrafili umiejętnie podejmować decyzje na boisku. Naprawdę jestem zadowolony z naszej współpracy.

Jeśli chodzi o ilość rozwiązań taktycznych, to macie wyjątkowe szczęście do wykonawców, gdyż reprezentacja Niemiec dysponuje bardzo równą kadrą.

- Taki wyrównany skład jest nam potrzebny do wcielania w życie naszej filozofii. Lubimy sporo zmieniać i wprowadzać nowych zawodników. Mecz jest nieprzewidywalny i nigdy nie wiesz jak się potoczy, dlatego musimy dysponować dużą ilością zagrań i odpowiednimi wykonawcami. Wciąż szukamy kolejnych sposobów.

Szczególnie silnie obsadzona jest pana była pozycja na boisku, środek bloku.

- Tim Broshog i Phillip Collin idealnie wprowadzili się do drużyny. Inni nasi środkowi wzięli urlop z powodów rodzinnych i musieliśmy szukać nowych twarzy. Po ich dobrych występach okazało się, że mamy prawdziwy kłopot bogactwa na tej pozycji, a nie możemy jeszcze zapominać o Marcusie Boehme.

Trzeba przyznać, że wasi kreatorzy gry dobrze odnajdują się w tych nowinkach taktycznych.

- Na Euro mieliśmy dwóch świetnych rozgrywających, Lukasa Kampę i Simona Tischera, a w domu musieliśmy zostawić Patricka Steuerwalda. Kibice nawet nie wyobrażają sobie, jak czasami jest ciężko pożegnać kogoś z drużyny. To chyba najgorszy moment w pracy trenera. Pracujesz razem w dużej grupie przez całe lato, a na końcu przychodzi jakiś facet i mówi ci "do widzenia". Masz przed sobą dwudziestu chłopaków i nagle musisz wybrać komu już podziękujesz.

Charyzmatyczny belgijski szkoleniowiec nadał nowy ton reprezentacji Niemiec
Charyzmatyczny belgijski szkoleniowiec nadał nowy ton reprezentacji Niemiec

Szeroki i wyrównany skład, to chyba przygotowywaliście się w komfortowych warunkach do mistrzostw?

- Naszym jedynym problem był tak naprawdę brak czasu na treningi. Po Lidze Światowej daliśmy naszym zawodnikom sporo wolnego. Niektórzy dostali nawet pozwolenie na miesiąc odpoczynku od siatkówki. To wszystko sprawiło, że wplątaliśmy się w krótszy okres przygotowawczy przed mistrzostwami Europy. Naprawdę byliśmy w tyle w stosunku do pozostałych drużyn. Memoriał Wagnera obnażył nasze braki. Siedzieliśmy z Vitalem w hotelu i byliśmy nieźle wystraszeni, co my robimy? Czy w ogóle zdążymy coś przygotować do Euro? Nie mieliśmy pojęcia, czy przygotujemy się punktualnie na 20 września, czy może spóźnimy się i w ogóle nic nie pogramy.

Z perspektywy czasu trzeba przyznać, że wam się udało.

- Wyszło całkiem nieźle. Widać po naszych zawodnikach, że byli świeży. Nasza postawa w Gdyni pokazała, że ten sposób zadziałał. Jednak uwierz mi, to było to niezwykle ryzykowne.

Czasami, jak widać, takie ryzyko się opłaca. Jak reagowali zawodnicy na taki plan przygotowań?

- Zobacz, jesteś świeży i wypoczęty. Chłopaki nie są zmęczeni swoją obecnością. Masz mało czasu, więc nie zdążą się nawarstwić jakieś konflikty personalne. Każdy wrócił po miesiącu wakacji z rodziną i wie, że musi ciężko pracować. W takim trybie zawodnicy pracują zupełnie inaczej. Przychodzą na treningi i myślą sobie, o cholera jestem w tyle, muszę zacząć coś robić, naprawdę skupić się na treningach, poważniej podejść do obowiązków, bo inaczej się skompromituję. Jest tak duża ochota do działania, że trener ma idealne warunki pracy.

Wasze początkowe sensacyjne zwycięstwa doprowadziły do łez większość polskich dziennikarzy. Musieli podrzeć kartki z grupowymi spekulacjami.

- (śmiech) Nie zrobiliśmy tego specjalnie. Jak dobrze wiesz, to podchodziliśmy do każdego meczu z osobna. Skupialiśmy się tylko i wyłącznie na tym, żeby zagrać dobre zawody, żeby pokazać pewną jakość naszej gry. Wiem, że jeśli się skoncentrujemy i wespniemy na najwyższy poziom naszych możliwości, to naszym rywalom może być ciężko nas pokonać. To jest nasz główny cel, a jeśli to wszystko prowadzi do zwycięstwa, to nie pozostaje nic innego jak się cieszyć.

Nie żałujecie, że przygoda z turniejem skończyła się tak szybko, zaraz po wyjściu z grupy?

- Nie, po prostu cieszyliśmy się każdą chwilą na tych mistrzostwach. Wszystko po zajęciu pierwszego miejsca w grupie było dla nas czymś ekstra, w rodzaju niespodzianki. Wykonaliśmy w Gdyni kawał dobrej roboty. Faza pucharowa to zawsze zagadka i nie można zaplanować tego, co się wydarzy. W grupie masz trzy mecze i możesz spokojnie rozłożyć siły czy pomysły na każde spotkanie. Ćwierćfinał jest bezlitosny, bo nim się zastanowisz, to już cię może nie być.

Może te dwa dni przerwy źle podziałały na drużynę?

- Nigdy tego nie wiesz. Kiedy masz mało czasu na odpoczynek i przegrasz, to zawsze możesz zwalić winę na zmęczenie. Natomiast, porażka po kilku dniach przerwy, to zawsze okazja, żeby ponarzekać na roztrenowanie i brak rytmu meczowego. Nie ma idealnej metody. No, ale jak wygrasz, to zawsze mogą ci zarzucić, że to przez możliwość dłuższej regeneracji.

Siatkówka na SportoweFakty.pl - nasz profil na Facebooku. Dla wszystkich fanów volleya i nie tylko! Kliknij i polub nas. Wolisz ćwierkać? Na Twitterze też jesteśmy!

Komentarze (0)