Bogumiła Pyziołek: Czarny listopad? Trochę jest w tym prawdy

Jedna z bohaterek poniedziałkowego hitu Orlen Ligi była dumna ze zwycięstwa swojego zespołu mimo sporych problemów z utrzymywaniem przewagi. - Musimy wtedy wygrywać! - twierdziła przyjmująca.

Michał Kaczmarczyk
Michał Kaczmarczyk
Wrocławski Impel może być siebie zadowolony po poniedziałkowym spotkaniu z Tauronem MKS Dąbrowa Górnicza. Podopieczne Tore Aleksandersena mimo kiepskiego początku spotkania i przegranej na własne życzenie trzeciej partii zdołały zwyciężyć w całym meczu i zainkasować cenne dwa punkty. - To zwycięstwo jest z pewnością satysfakcjonujące. Dałyśmy z siebie absolutnie wszystko, także serce do walki, podobnie zresztą jak dziewczyny z Dąbrowy. Był to zacięty mecz, było w nim wiele zaciętych, długich i wspaniałych akcji. Niestety, zdarzały się nam także słabsze momenty, na przykład w trzecim i piątym secie, które najlepiej byłoby wymazać całkiem z pamięci - mówiła po spotkaniu przyjmująca Bogumiła Pyziołek.Jedna z czołowych postaci starcia w hali "Centrum" miała sporo pretensji do siebie i swoich koleżanek za brak konsekwencji w najważniejszych momentach meczu: -Kiedy prowadzi się w końcówce seta i zostają dwa lub trzy punkty do wygranej, to trzeba wygrywać! My tego nie zrobiłyśmy i dobrze, że to się na nas nie zemściło. W tie-breaku prowadziłyśmy już 13:9, a po chwili nagle zrobiło się 14:13 dla MKS-u... Tym bardziej cieszę się, że to my wygrałyśmy - nie kryła ulgi zawodniczka.
Przyjmująca Impelu miała powody do zadowolenia po meczu w hali Przyjmująca Impelu miała powody do zadowolenia po meczu w hali "Centrum"
- Jesteśmy szczęśliwe, że pokonujemy takich rywali jak Tauron MKS i zdobywać z nimi punkty. Naszym celem jest dobra gra w każdym meczu i kolejne zwycięstwa. Udało nam się wygrać z wicemistrzem Polski, kolejnym zespołem z czołówki tabeli. My zakończyłyśmy miniony sezon na piątym miejscu, w tym roku zbudowano we Wrocławiu nową, mocną ekipę, ale mimo wszystko naszym rywalem był wicemistrz ligi! Dlatego niekoniecznie to my byłyśmy faworytem. Powtarzam: przede wszystkim liczą się zwycięstwa - podkreśliła siostra Anny Werblińskiej.

Drużynę z Dolnego Śląska czekają teraz niezwykle wymagające starcia z ekipami z Polic, Muszyny i Bielska-Białej. - Na pewno siedzi w głowie to, że zmierzymy się z najsilniejszymi zespołami ligi. Gdzieś już słyszałam określenie "czarny listopad"... (śmiech). Trochę z tego się śmiejemy, ale jest w tym trochę prawdy. Zagrałyśmy już z dwoma silnymi rywalami, odniosłyśmy zwycięstwa i będziemy walczyć o kolejne - siatkarka wyraziła pewność siebie.

W poniedziałkowym spotkaniu nie brakowało chwil, w których szkoleniowiec Tore Aleksandersen mógł pozwolić sobie na kilka cierpkich słów na temat postawy swoich zawodniczek. Wielu kibiców dziwią dość bezpośrednie słowa wypowiadane przez Norwega podczas przerw, a jakie zdanie mają same zainteresowane? - Trener jest osobą energiczną i wiadomo, że kiedy w meczu przychodzi sytuacja stresowa, to reaguje się nieco inaczej. Na co dzień nasz trener jest wyluzowanym mężczyzną, ze świetnym poczuciem humoru, ale kiedy trzeba krzyknąć, to właśnie to robi. Uważam, że to dobra metoda: wiadomo, że człowiek denerwuje się, kiedy nic nie wychodzi, a dodatkowo trener jeszcze impulsywnie reaguje, ale wtedy po prostu trzeba się zmobilizować i ze wszystkim sobie poradzić. Każdy szkoleniowiec ma swoją filozofię prowadzenia zespołu... Tore jest impulsywny, a ja osobiście lubię takich ludzi, sama taka jestem (uśmiech) - przyznała zawodniczka reprezentująca dolnośląski klub od 2002 roku.

Siatkówka na SportoweFakty.pl - nasz profil na Facebooku. Dla wszystkich fanów volleya i nie tylko! Kliknij i polub nas. Wolisz ćwierkać? Na Twitterze też jesteśmy!

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×