- Przyjechałem do Polski, bo wciąż mam tu wielu przyjaciół i chciałem obejrzeć kilka spotkań. W sobotę byłem w Warszawie, a w niedzielę przyjechałem do Jastrzębia. Chcę spędzić parę dni z Lorenzo Bernardim i Vannym Miale i poobserwować ich treningi z drużyną. Ja wciąż kocham siatkówkę! - deklaruje Andrea Gardini, były asystent selekcjonera reprezentacji Polski.
Po tym, jak PZPS zakończył współpracę z Andreą Anastasim automatycznie pracę stracił trzykrotny mistrz świata. - Teraz chciałbym znaleźć zajęcie w kolejnej reprezentacji lub klubie. Chciałbym kontynuować bycie trenerem, kto wie może w Polsce? Pracowałem tu przez trzy lata i mam bardzo dobre zdanie o waszej lidze. Poznałem wielu zawodników i mam stąd wiele wspomnień. Na pewno chciałbym tu w przyszłości wrócić - twierdzi były gracz Sisleya Treviso.
- Byłem smutny, bo liczyłem, że uda nam się zostać i poprowadzić reprezentację na przyszłorocznych Mistrzostwach Świata. Wiem co tu się będzie działo i chciałem uczestniczyć w tym wielkim święcie siatkówki. Polska federacja podjęła taką, a nie inną decyzję i musiałem ją zaakceptować - przyznaje srebrny medalista olimpijski z Atlanty.
- Nie śledziłem poczynań związku i doniesień o następcy Andrei Anastasiego. To już nie moja sprawa, więc nie chciałem się na tym skupiać - twierdzi były reprezentant Włoch. - Nie wiem, czemu akurat prezes wybrał Stephana Antigę. Być może spośród wszystkich kandydatur, to on wydawał się najbardziej przekonujący. Jak już wspominałem nie jestem już częścią tej reprezentacji, więc ta decyzja mnie nie dotyczy - kończy Gardini.
Siatkówka na SportoweFakty.pl - nasz profil na Facebooku. Dla wszystkich fanów volleya i nie tylko! Kliknij i polub nas. Wolisz ćwierkać? Na Twitterze też jesteśmy!
Oglądaj siatkówkę mężczyzn w Pilocie WP (link sponsorowany)