Na trzy dni przed meczem trener Roberto Santilli poddawał w wątpliwość występ francuskiego gracza w inauguracji z Delectą Bydgoszcz, argumentując że ma on kłopoty natury fizycznej. Ostatecznie jednak Guillaume Samica wyszedł w sobotę na boisko i śmiało można powiedzieć, że poprowadził Jastrzębski Węgiel do zwycięstwa. - Jestem szczęśliwy, że ten sezon tak dobrze się dla mnie rozpoczął. Wyróżnienie dla najlepszego zawodnika meczu jest bardzo miłą niespodzianką, ale chcę zaznaczyć, że gdyby nie dobra gra całej drużyny, nie byłoby mojej nagrody MVP - skomentował.
Dodał, że zespół zaprezentował się bardzo dobrze, zawodnicy świetnie się nawzajem asekurowali i z każdym setem gra jastrzębian mogła podobać się coraz bardziej. Francuz, w którym upatruje się lidera Jastrzębskiego Węgla potwierdził, że ma wszelkie ku temu predyspozycje. W trakcie meczu cały czas rozmawiał z kolegami o szczegółach ustawienia bloku czy obrony i nieustannie przekazywał im jakieś uwagi. - Jeśli mogę, to oczywiście chętnie doradzam, pomagam. Liczy się wynik zespołu, a nie moje prywatne, małe sukcesy. Wygrywamy i przegrywamy jako kolektyw - podkreślił.
Szczególnie dobrze układała mu się współpraca z Wojtkiem Jurkiewiczem. Wspólnie postawili rywalom ścianę nie do przejścia, której w czwartym secie nie potrafił przełamać nawet tak wytrawny atakujący, jak Krzysztof Janczak. - Wojtek to dojrzały zawodnik i doskonale wie, na co go stać - skwitował Samica, przyznając obiektywnie, że dobra gra blokiem w sobotnim meczu zaskoczyła nawet jego samego. - Generalnie nie jestem najlepszy w tym elemencie.
Nowy przyjmujący Jastrzębia zaimponował przede wszystkim swoją wszechstronnością w ataku i na zagrywce. Pokazał też, że sztuka siatkarska polega w dużej mierze na dobrym przeglądzie sytuacji i umiejętności dopasowania się do boiskowych okoliczności. Większość swoich akcji zagrał tak zwaną sztuką - plasował, kiwał, przerzucał piłkę nawet nad potrójnym blokiem. Kiedy natomiast zaszła potrzeba, posyłał rywalom atomowe ataki i niezwykle mocne, odrzucające zagrywki. - Francuska szkoła siatkówki bazuje na brazylijskich doświadczeniach i nasz styl gry jest podobny do ich stylu. Nie mamy tak dobrych warunków fizycznych, jak Rosjanie czy Polacy, musimy więc nadrabiać techniką i sprytem - wyjaśnił.
Zawodnik wyznał szczerze, że przed swoim debiutem w PlusLidze kompletnie nic nie wiedział o zespole, z którym Jastrzębski Węgiel zmierzył się na otwarcie sezonu. Jedyne, co mu powiedziano, to że bydgoska Delecta jest jedną z najniżej notowanych ekip w ligowej stawce. - Jeśli tak gra jedna z najsłabszych drużyn w PlusLidze, to nie chce wiedzieć, jak grają najlepsze - żartował. Całkiem poważnie przyznał jednak, że w pierwszym secie przeciwnicy jastrzębian zagrali perfekcyjnie. - Zagrywali niebywale mocno, świetnie blokowali i bronili. Mają bardzo dobrego rozgrywającego i atakującego - zauważył.
- Mam nadzieję, że to co zagrałem w meczu z Delectą, to nie jest sto procent moich możliwości. Nie jestem już młodzieniaszkiem i coraz częściej odczuwam zmęczenie fizyczne - powiedział odnosząc się do przedmeczowej opinii swojego szkoleniowca.
- Posiadam ponadto dość kruchą posturę i to powoduje, że nie zawsze mogę trenować na sto procent. Znam swój organizm i wiem, że czasami muszę odpuścić trochę na siłowni, albo zrobić sobie dzień przerwy w treningach - tłumaczył. Dobrym rozwiązaniem zdaniem siatkarza, sprawdzonym w poprzednich klubach jest też ciężka praca na początku tygodnia, żeby tuż przed meczem dać organizmowi odpocząć. - To nie jest tak, że nie chcę mi się trenować. Ja po prostu czasami potrzebuję zwolnić tempo.
Siatkarz wyraził nadzieję, że wspólnie z Roberto Santillim znajdą jakieś dobre wyjście z sytuacji, korzystne przede wszystkim dla zespołu. - Na razie czuję się bardzo dobrze, ale z doświadczenia wiem, że kryzys najczęściej przychodzi w grudniu. To jest taki krytyczny moment, kiedy gra się bardzo dużo spotkań i powoli jest się zmęczonym, również mentalnie. Coraz częściej też myśli się o krótkim chociażby urlopie w rodzinnym gronie.