We wtorkowy wieczór Jastrzębski Węgiel praktycznie zapewnił sobie drugą lokatę w tabeli grupy F siatkarskiej Ligi Mistrzów. Stało się to jasne po dwóch zwycięstwach nad mistrzem Rumunii, Tomisem Constanta. Siatkarze Martina Stojewa mieli przed meczem jeszcze nadzieję na wygraną.
- Oczywiście, że przyjechaliśmy do Polski po zwycięstwo. Przed meczem mieliśmy jeszcze cień szansy na awans. Jednak po dwóch porażkach z Jastrzębskim stało się jasne, że to oni awansują dalej. Życzę im powodzenia w kolejnej rundzie, a ja liczę na awans do Pucharu CEV - przyznał po meczu Andrej Żekow.
Gdy po dwóch setach utrzymywał się wynik remisowy, to trzecią partię przyjezdni rozpoczęli najgorzej jak mogli. Israel Rodriguez nie skończył pięciu ataków z rzędu i goście mieli olbrzymią stratę do gospodarzy na pierwszej przerwie technicznej (8:1).
- Staraliśmy się wrócić do gry w trzecim secie, ale po bardzo nieudanym początku, było to trudne zadanie. Tu, jak i w Rumunii nie pokazaliśmy pełni naszych możliwości. Nie powiem, że graliśmy zupełnie źle, ale to nie było to, na co nas stać. Wiem, że potrafimy grać lepiej, ale z Jastrzębskim Węglem nam nie wyszło - twierdzi bułgarski rozgrywający.
Żekow zaznacza, że na początku trzeciego seta sam zadecydował o wystawianiu piłek do Hiszpana.
- Israel nie prosił mnie o granie do niego, to była moja decyzja. Po wszystkim muszę szczerze stwierdzić, że nie rozwiązałem tego najlepiej (śmiech). Nie skończyliśmy pięciu ataków z rzędu, no ale cóż tak czasem bywa, to przecież siatkówka - zauważa brązowy medalista Mistrzostw Świata z 2006 roku.
Po rocznym rozbracie ze sportem Bułgar zdecydował się wrócić do gry. Na odbudowę formy wybrał najlepszy zespół ligi rumuńskiej.
- Liga rumuńska rzeczywiście nie jest zbyt mocna, ale pewnego dnia po prostu otrzymałem telefon od trenera Stojewa. Znamy się dobrze ze wspólnej pracy w reprezentacji Bułgarii. Spędziliśmy razem w kadrze parę lat i mieliśmy na koncie niezłe osiągnięcia, więc zdecydowałem się na ponowną grę pod jego okiem - tłumaczy swój wybór były gracz włoskiej Piacenzy.
- Miałem rok przerwy w grze, więc postanowiłem, że jest to dobra opcja, aby wrócić do siatkówki. Możliwość gry w Lidze Mistrzów również była bardzo kusząca. Znów chciałem grać przeciwko najlepszym drużynom w Europie - kontynuuje Najlepszy Rozgrywający Ligi Światowej z 2006 roku.
- W lidze gramy co tydzień z drużynami na niezbyt wysokim poziomie. Potem przychodzą mecze w europejskich pucharach i następuje zderzenie z rzeczywistością - dodaje rozgrywający.
Niedawno Żekow ogłosił, że powraca do reprezentacji Bułgarii i weźmie udział w styczniowym turnieju kwalifikacyjnym do polskiego mundialu.
- Jeśli tylko będę zdrowy, to stawię się na turnieju kwalifikacyjnym do mistrzostw świata. Czas pokaże co mój powrót da tej reprezentacji - przyznaje brązowy medalista tureckich mistrzostw Europy.
Jak na razie do kadry Junaków znad Morza Czarnego nie wraca inna bułgarska gwiazda Matej Kazijski.
- Nie chcę się na jego temat wypowiadać. Ja z nim o tym nie rozmawiałem. On ma swoje poglądy na tę sprawę i jak będzie chciał coś ogłosić, to uwierzcie mi, z pewnością to zrobi - kończy Żekow.
Siatkówka na SportoweFakty.pl - nasz profil na Facebooku. Dla wszystkich fanów volleya i nie tylko! Kliknij i polub nas. Wolisz ćwierkać? Na Twitterze też jesteśmy!