Zimny prysznic na głowy wicemistrzów Polski - Politechnika Warszawa wygrywa w Częstochowie (relacja)

Z pewnością nie tak inaugurację ligowych rozgrywek wyobrażali sobie kibice w Częstochowie. Domex Tytan AZS Częstochowa w okresie transferowym całkowicie zmienił swoje oblicze i spotkanie z warszawską Politechniką dobitnie pokazało, że przed ekipą trenera Radosława Panasa wciąż wiele pracy. Częstochowianie ulegli, bowiem walecznej ekipie ze stolicy 2:3, co mimo wszystko można uznać za sporego kalibru niespodziankę.

W tym artykule dowiesz się o:

W poniedziałek w Częstochowie potwierdziła się pewna prawidłowość. Od trzech sezonów za każdym razem inauguracyjny pojedynek rozgrywany w Hali Polonia kończył się, bowiem w tie-breaku i trzymał w napięciu praktycznie do samego końca. Tym razem było podobnie. O ile, jednak w dwóch poprzednich przypadkach, po twardym boju górą byli częstochowianie, tym razem z tarczą spod Jasnej Góry wyjechali przyjezdni.

Już pierwsza partia zwiastowała wielkie emocję. Niemal od samego początku na parkiecie rozgorzała ciekawa i emocjonująca walka i żadna z drużyn nie mogła wypracować sobie większej przewagi. Po udanym ataku Siergieja Kapelusa, który w przekroju całego spotkania, był jedną z najjaśniejszych postaci w ekipie trenera Krzysztofa Kowalczyka na prowadzenie 23:22 wysforowali się warszawianie, co zmusiło trenera Radosława Panasa do wzięcia czasu. Ostatnie słowo w tej odsłonie należało, jednak do gospodarzy. Najpierw do wyrównania doprowadził Smilen Mlyakov. Po chwili Bułgar popisał się kolejną udaną akcją w ataku, a kropkę nad „i” postawił fenomenalnie dysponowany w ataku Zbigniew Bartman, który dokonał dużej sztuki. Reprezentant Polski najpierw ofiarnie wybronił piłkę w obronie, a po chwili efektowną „czapą” zatrzymał w ataku Kapelusa, wprawiając kibiców w euforię.

W drugiej odsłonie role na parkiecie się, jednak odwróciły i do głosu doszli przyjezdni. Do stanu 10:8 warunki gry dyktowali, jednak częstochowianie, w których szeregach prym wiedli Mlyakov oraz Bartman, który dwoił się i troił w ataku. Od stanu 11:9 w częstochowskiej maszynce coś się, jednak zacięło. Wszystko zaczęło się od udanego bloku w wykonaniu Ukraińca, Gladyra, który powstrzymał pojedynczym blokiem zupełnie bezbarwnego Andrzeja Wronę. Od tego momentu zaczął się prawdziwy koncert warszawian. Na blok rywala raz po raz nadziewali się Wojciech Gradowski i Andrzej Wrona, którego błędy w ataku kosztowały „Akademików” bardzo wiele. Warszawianie nie zmarnowali okazji i po atakach Kapelusa oraz Karela Kvasnicki wypunktowali wyżej wydawałoby się notowanego rywala, 19:25.

Wygrana w drugim secie uskrzydliła warszawian, którzy poszli za ciosem i na początku seta zapachniało niespodzianką. Po serii błędów częstochowian, stołeczni prowadzili już 1:5. „Akademicy” nie złożyli, jednak broni i sukcesywnie odrabiali straty. Dużo ożywienia w szeregi częstochowian wnieśli Fabian Drzyzga oraz Dawid Gunia, który w między czasie zastąpił na placu gry Andrzeja Wronę. Gunia szybko dał próbkę swoich umiejętności i częstochowianie wrócili do gry. Wicemistrzowie Polski dobre momenty przeplatali, jednak słabszymi, co na dzień dzisiejszy jest ich największym mankamentem. W końcówce częstochowianie prowadzili 21:20, jednak zamiast dobić rywala, to warszawianie zadali ostateczny cios. Losy seta niemal w pojedynkę swoją zagrywką rozstrzygnął Gladyr. Ukraiński środkowy wszedł na zagrywkę przy wyniku 22:22. Najpierw dwukrotnie o mocnym serwisie Ukraińca przekonał się Przemysław Michalczyk, a po chwili to samo spotkało Pawła Zatorskiego i w rezultacie warszawianie triumfowali 22:25.

W czwartym secie „Akademicy” nie mając nic do stracenia, rzucili na szalę wszystkie swoje umiejętności, co szybko przełożyło się na wynik. Gra „Akademików” wyglądała, bowiem o wiele lepiej i chwilami warszawianie byli wręcz bezradni. W ataku klasą dla siebie był Bartman, którego dzielnie wspierali także Mlyakov oraz niewidoczny do tej pory Piotr Nowakowski. W końcówce niemal na własne życzenie częstochowianie zgotowali sobie, jednak mały horror. Przy wyniku 20:15 wydawało się, że losy seta są już rozstrzygnięte i nic nie jest w stanie odebrać wicemistrzom Polski wygranej. Warszawianie, jednak „tanio skóry nie sprzedali” i po atakach Skórskiego, Kłosa, czy Rafała Buszka, który udanie zastąpił Radosława Rybaka, przewaga miejscowych szybko stopniała do zaledwie jednego punktu, 22:21. W końcówce szalę zwycięstwa na swoją korzyść przechylili, jednak gospodarze i tym samym o wszystkim decydował tie-break.

Piąta partia długo układała się remisowo i każde rozstrzygnięcie wchodziło w grę. W decydującym momencie szczęście uśmiechnęło się, jednak do gości. Najpierw na blok rywali nadział się Mlyakov, a po chwili na czteropunktowe prowadzenie swój zespół wyprowadził Skórski, praktycznie pozbawiając szans gospodarzy na końcowy sukces. Egzekucję odroczył jeszcze Michalczyk, zmuszając szkoleniowca „Inżynierów” do wzięcia czasu. Mecz zagrywką w siatkę zakończył, jednak Krzysztof Wierzbowski.

Tym samym, kolejna niespodzianka w inauguracyjnej kolejce stała się faktem. Poniedziałkowe spotkanie w pełni obnażyło braki częstochowian, którzy jeśli myślą o odegraniu czołowej roli w tym sezonie, muszą wiele poprawić w swojej grze. - Spodziewaliśmy się ciężkiego spotkania, bo wiadomo był to pierwszy mecz w sezonie. Myśleliśmy, jednak o wygranej. Zabrakło dobrej gry w kilku elementach, ale popracujemy nad tym - uspokajał po spotkaniu Fabian Drzyzga.

Swojej radości nie kryli natomiast warszawianie. Pierwszy mecz pokazał, że skazywani przez wielu na pożarcie zespół, wcale w tym sezonie nie musi odgrywać roli „chłopca do bicia” w ligowej stawce. - Zespół z Częstochowy bardzo się zmienił w porównaniu z poprzednim sezonem. Mają w swoim składzie wielu młodych i niedoświadczonych zawodników. Powiem szczerze, że przyjeżdżaliśmy tutaj z zamiarem walki o zwycięstwo. Graliśmy z nimi w memoriale Ambroziaka i przegraliśmy. W tym spotkaniu chcieliśmy się bardzo zrewanżować i udało się. Moim zdaniem, kto popełnił mniej błędów wygrał to spotkanie. Troszeczkę przespaliśmy pierwszego seta. W czwartej partii przytrafił nam się z kolei przestój w przyjęciu i nie zagraliśmy tego, co sobie założyliśmy przed meczem. Tak właśnie moim zdaniem ten mecz wyglądał - stwierdził natomiast libero warszawskiego zespołu, Robert Milczarek.

Domex Tytan AZS Częstochowa - JW Construction Osram AZS Politechnika Warszawska 2:3 (25:23, 19:25, 22:25, 25:23, 11:15)

Składy:

AZS Częstochowa: Stelmach, Gradowski, Bartman, Nowakowski, Wrona, Mlyakow, Zatorski (libero) oraz Drzyzga, Michalczyk, Gunia, Wierzbowski.

AZS Politechnika Warszawska: Neroj, Kwasnicka, Kapelus, Kłos, Gladyr, Rybak, Milczarek (libero) oraz Buszek, Położewicz, Skórski.

Sędziowie: Piotr Dudek (pierwszy), Mariusz Gadzina (drugi)

Widzów: 2800

MVP: Jurii Gladyr

Źródło artykułu: