Jesteśmy w stanie pokonać każdą drużynę z ligi - rozmowa z Judith Pietersen, atakującą Atomu Trefla Sopot

Judith Pietersen to młoda atakująca, która dopiero zaczyna swoją karierę siatkarską. Holenderka jednakże pokazuje się z coraz to lepszej strony i jak sama opowiada - cieszy się z gry w Orlen Lidze.

Anna Kossabucka: Macie upragniony awans w Lidze Mistrzyń, jednakże mecz z Dinamem Bukareszt nie należał do najłatwiejszych. Chyba to wynik ciężkich dwóch tygodni, w których przyszło wam zagrać wiele wymagających spotkań?
Judith Pietersen

Tak, zdecydowanie miało to wpływ na naszą grę w tym spotkaniu. Ale cieszę się z naszej postawy, bo nasze ostatnie podróże nie należały do najłatwiejszych, a pokazałyśmy się z niezłej strony w ostatnim meczu w tym roku. To ważne zwycięstwo, mamy awans do najlepszej dwunastki i teraz możemy przynajmniej chwilę odsapnać w trakcie świąt.

To teraz ile dni wolnego przed wami? 
-

Wracam już od razu do Holandii, gdzie jeszcze przed świętami się spotykamy w gronie reprezentacyjnym. Potem jednakże mamy chwilę wolnego i będę mogła odpocznąć przez kilka dni. Nie będę wtedy dotykać piłki, ale już od razu po świętach czeka nas krótki, ale intensywny okres przygotowawczy do kwalifikacji do MŚ. Mamy zaplanowane także mecze z Belgijkami, tak więc z Charlotte (Leys - przyp. red.) będę się widzieć już niedługo (śmiech). No i potem już gramy turniej. Myślę jednak, że będzie wystarczająco czasu wolnego, by się zregenerować w międzyczasie, więc na pewno fizycznie wszystko będzie w porządku.

Siatkówka na SportoweFakty.pl - nasz profil na Facebooku. Dla wszystkich fanów volleya i nie tylko! Kliknij i polub nas. Wolisz ćwierkać? Na Twitterze też jesteśmy!

Jakie oczekiwania przed turniejem kwalifikacyjnym? Jak oceniasz wasze szanse i grupowe rywalki (Francja, Chorwacja, Węgry)?
-

Wierzę, że nasze szanse są duże. Ja mam w głowie jedynie awans i na pewno każda z nas będzie robić wszystko, co w jej mocy, by wywalczyć sobie kwalifikację. Rywalki są groźne, musimy uważać i być skoncentrowane cały czas, ale jestem przekonana o wartości mojej ekipy. Wierzę, że uda nam się wywalczyć miejsce w mistrzostwach świata, bo rywalki są w naszym zasięgu[b].

Co jest największym atutem w obecnej drużynie Oranje?
 - [/b]

Tworzymy bardzo mocny kolektyw, rozumiemy się bez słów. Dobra atmosfera powoduje, że na boisku widać tę pozytywną energię i sądzę, że to jest nasza największa wartość. Dodatkowo mamy w naszych szeregach mieszankę doświadczenia z młodością, co chyba w chwili obecnej jest kluczem we współczesnej siatkówce. No i gra wciąż Manon Flier, która jest dla nas, młodszych dziewczyn, wzorem. A także te mniej doświadczone z naszego teamu są teraz na etapie rozkwitania i ich forma wraz z umiejętnościami ciągle rośnie. To jest bardzo budujące - widzieć cały czas rosnący poziom ekipy, zwłaszcza, że została zmieniona w tak znacznym stopniu. Pełna pozytywnej energii więc jadę na zgrupowanie.

A w Polsce znalazłaś się chyba nie przez przypadek? To trener zabrał cię ze sobą z ligi niemieckiej?

- Być może. Trener widział mnie wielokrotnie, graliśmy wiele meczów finałowych przeciwko sobie. Ale sądzę, że głównym czynnikiem jest to, że pasowałam do jego wizji zespołu. Teun lubi szybką grę, preferuje rozwiązania niekonwencjonalne i doskonale wie, że ja także radzę sobie w takim stylu gry. Sądzę, że to był decydujący czynnik, który przesądził o moim transferze do Sopotu.

A jak skomentowałabyś poziom ligi?

- Jest naprawdę dobry! To jest jedna z silniejszych rozgrywek europejskich. Lubię tutaj grać, to sprawia przyjemność. Być wśród tylu kibiców, którzy są tacy życzliwi. Tu nie ma złych ekip, w każdym meczu trzeba pilnować wyniku, bo zaraz możesz stracić punkt. Gra w polskiej lidze to ciekawa przygoda.

Chemik Police był jak do tej pory niepokonany, a wy jako pierwsze dokonałyście sztuki pobicia lidera. Zaraz za wami zrobiła to także ekipa z Piły. Czy ten zespół jest do ogrania w play-offach?
 
- Myślę, że jak najbardziej. To jest zespół w naszym zasięgu. Mają doświadczone zawodniczki, ale same też prezentujemy także bardzo dobrą grę, nasz system jest trudny dla przeciwników, więc na pewno nie stoimy na straconej pozycji. Trenujemy bardzo ciężko każdego dnia i myślę, że to widać z meczu na mecz. Jesteśmy w stanie pokonać każdy zespół w polskiej lidze.

Dalej jednak pozostają dziwne przestoje, jak w Dąbrowie Górniczej, gdzie przegrałyście wygrany tie-break…

- No tak, to są elementy, nad którymi musimy wciąż pracować. Szkoda, że nie wygrałyśmy tego pojedynku, ale trudno też mi powiedzieć, co tak naprawdę się stało. Stanęłyśmy po prostu. No i pojawiły się błędy, które nie powinny mieć miejsca. Ale takie serie jeszcze się nam przytrafiają niestety. Ale to jest rzecz normalna moim zdaniem - będziemy dalej pracować, by w kolejnej takiej sytuacji zdobędziemy ten ostatni punkt.

To tak na koniec, jak spędzisz te święta? 
-

Będę w domu na pewno. To jest jeden z nielicznych momentów, kiedy cała rodzina jest w jednym miejscu, więc należy to wykorzystać.

Jak wyglądają tradycje bożonarodzeniowe w wersji holenderskiej? 
-

Myślę, że to wygląda tak jak w większości Europy - zbieramy się rodzinnie razem, siadamy do stołu, także u nas jest choinka, ale w sumie pod nią prezentów nie kładziemy. Prezenty zwykle dawaliśmy w nocy z 5 na 6 grudnia, ale ponieważ wszyscy już nieco wyrośliśmy, to teraz dajemy sobie coś symbolicznego właśnie w Boże Narodzenie. Ale teraz już one mają nieco inne znaczenie.

A jest jakaś potrawa charakterystyczna dla tego okresu? 
-

Mamy takie mięsne kulki… ciężko mi to wytłumaczyć po angielsku, ale jeśli już, to właśnie ta potrawa może uchodzić za naszą specjalność. Ale w sumie w każdym domu to wygląda inaczej, więc tradycja jest z roku na rok coraz bardziej zróżnicowana. Jednakże jedzenie nie jest najistotniejsze i nie jest dominujące (śmiech). Najważniejszy jest czas spędzony z bliskimi.

W Sopocie rozmawiała,
Anna Kossabucka

Komentarze (0)