Ukraiński zaciąg w Politechnice

Niespodziewane, choć w pełni zasłużone zwycięstwo nad aktualnym wicemistrzem Polski miało kilku bohaterów, ale – zdaniem wielu obserwatorów – na szczególne wyróżnienie zasługuje postawa ukraińskich siatkarzy Politechniki.

W tym artykule dowiesz się o:

Siergiej Kapelus grał nie tylko widowiskowo ale i równo przez cały mecz. Wiktor Położewicz był wprawdzie zmiennikiem Bartłomieja Neroja, ale w dwóch ostatnich partiach to on znakomicie poprowadził grę warszawskiego zespołu.

Największą gwiazdą spotkania był jednak Jurij Gladyr, którego blok stanowił dla rywali z Częstochowy ścianę nie do przebicia. 24-letni środkowy udowodnił także, że ma nerwy ze stali - w trzecim secie, przy stanie 22:21 dla gospodarzy, zdobył aż cztery punkty z rzędu. Najpierw udanie zaatakował, a po chwili częstochowianie nie mieli żadnych szans przy odbiorze jego atomowych zagrywek. Nic zatem dziwnego, że właśnie Gladyr został wybrany na gracza meczu.

Trener Politechniki, Krzysztof Kowalczyk już wcześniej zakładał, że Gladyr będzie jednym z najlepszych siatkarzy tegorocznej PlusLigi. Po pierwszym meczu widać, że nie były to tylko zwykłe przechwałki.

Ukraiński zaciąg siatkarzy do Warszawy miał swoje początki dwa lata temu. Krzysztof Kowalczyk wspomina, iż pojechał wtedy do Łucka na festiwal siatkówki i wypatrzyłem na nim Wiktora Położewicza. Po roku szkoleniowiec był na podobnej imprezie, ale rozgrywanej w Jarosławiu. To wtedy, jeszcze jako drugi trener Politechniki, ostatecznie zachęcił Położewicza do gry stolicy.

Położewicz wspominał kiedyś, że ma zdolnego kolegę, który chętnie zagrałby w Warszawie. Był nim Sergiej Kapelus. Działacze Politechniki chcieli podpisać z nim kontrakt po odejściu Marka Siebecka, ale klub ukraiński nie zgadzał się na transfer. Kiedy Krzysztof Kowalczyk został pierwszym trenerem, od razu zainteresował się Kapelusem. Po sezonie zawodnikowi skończył się kontrakt i mógł zmienić barwy klubowe.

Z kolei Kapelus pytał, czy w drużynie nie znalazłoby się miejsce dla jego dobrego znajomego Jurija Gladyra, który właśnie zdobył mistrzostwo z Lokomotiwem Kijów, ale chciał zmienić otoczenie i rozwijać się za granicą. Sergiej Kapelus przywiózł do Warszawy nagrania z meczów Gladyra. I już po paru akcjach trener Kowalczyk wiedział, że chce go mieć w Politechnice.

Gladyr nie przepracował z Politechniką całego okresu przygotowawczego, ponieważ musiał na dwa tygodnie wrócić na Ukrainę, aby załatwiać sprawy wizowe. W tym czasie pokonał różnymi środkami transportu około 10 tys. km. Z tego powodu zawodnik nie jest jeszcze w pełni formy, ale gdy jego dyspozycja wzrośnie, rywale mogą zacząć się bać. Gladyr miał dobry początek rozgrywek, ale obiecuje, że „woda sodowa” nie uderzy mu do głowy. Podobnie jak Kapelus to skromny i bardzo waleczny siatkarz.

Komentarze (0)