Michał Biegun: Co pana sprowadziło do Opawy na turniej kwalifikacyjny do mistrzostw świata w Polsce?
Jiri Popelka: Latem zakończyłem sportową karierę i od pewnego czasu jestem kimś w rodzaju koordynatora damskiej oraz męskiej reprezentacji Czech. Nowa praca, nowe wyzwanie. Cieszę się, że mogłem zostać przy siatkówce.
Na jakim etapie jest obecnie reprezentacja Czech?
- Jesteśmy w okresie zmian. Zaczynamy budowę nowej drużyny narodowej. Sporo starszych zawodników pokończyło już kariery i musimy wprowadzać młodszych graczy do reprezentacji. To nasz gorszy okres, bo młodzi nie mają jeszcze międzynarodowego doświadczenia, ale to nasza inwestycja w przyszłość. Przez lata naszą koncepcją była gra starszymi, doświadczonymi zawodnikami w ataku oraz przyjęciu i teraz mamy na tych pozycjach problemy.
Skąd wzięła się ta luka pokoleniowa?
- Nie mieliśmy ostatnio zbyt wielu dobrych wyników w siatkówce juniorskiej. Jednak teraz w Czechach startuje duży projekt związany z mini-siatkówką. Ta dyscyplina jest w moim kraju niezwykle popularna i mam nadzieję, że pomoże nam to w znalezieniu utalentowanych dzieciaków.
Od jakiegoś czasu Jan Stokr występuje w kadrze jako przyjmujący, czy to nie jest za duże ryzyko? On sam przyznaje, że nie lubi grać na tej pozycji.
- Stokr na przyjęciu to dla nas konieczność, jeśli chcemy mieć na boisku naszych dwóch najlepiej atakujących zawodników. Myślę, że ten schemat się sprawdza. To jedyna opcja, aby pogodzić wspólne występy Davida Konecnego i Stokra.
W swojej zawodniczej karierze zwiedził pan sporo klubów. Czy wreszcie nadszedł czas na stabilizację?
- Tak, niezmiernie się cieszę, że wreszcie mogę mieszkać w Czechach, z moją rodziną. Po latach podróży i przeprowadzek w końcu mogę pracować na miejscu.
Czy jako młody zawodnik przypuszczał pan, że zwiedzi tak dużo klubów?
- Chciałbym zaznaczyć, że oczywiście tego nie planowałem, ale moja kariera po prostu tak się potoczyła. Może rzeczywiście mógłbym gdzieś zostać trochę dłużej, ale nie zawsze wszystko zależało ode mnie. Czasem to ja chciałem zmienić klub, albo mój pracodawca nie chciał przedłużyć ze mną kontraktu. Z perspektywy czasu cieszę się, że mogłem zobaczyć tyle różnych miejsc na świecie. Pozwoliło mi to zebrać doświadczenie, które chciałbym wykorzystać w mojej pracy z reprezentacją.
Los rzucił pana również do Polski, jak pan wspomina grę w naszym kraju?
- Kędzierzyn jest bliski mojemu sercu. Spędziłem tam dwa sezony i bardzo mi się tam podobało. Polscy kibice niezwykle miło mnie traktowali. Z resztą w najbliższym czasie znów zamierzam udać się do Polski.
W celach zawodowych?
- Tak, chciałbym zobaczyć parę spotkań i spróbować nawiązać współpracę z polską federacją, aby sobie wzajemnie pomóc. Pod pewnymi względami jesteście wzorem do naśladowania. Chciałbym niektóre aspekty pracy od was zapożyczyć i przenieść na czeskie warunki.
W Polsce siatkówka jest bardzo popularna, a jak jest w Czechach?
- Nie jest nam łatwo, gdyż największą popularnością cieszy się hokej na lodzie i jest to zdecydowanie nasz sport narodowy. Pomimo braku sukcesów nawet piłka nożna jest wyżej niż siatkówka. Myślę, że jeśli będziemy ciężko pracować, to możemy się do nich zbliżyć i właśnie to jest jeden z moich obecnych celów zawodowych.
Pomimo niskiej pozycji siatkówki, opawska hala na mecze waszej reprezentacji wypełniła się po brzegi.
- Opawa zawsze była silnym siatkarskim ośrodkiem. Przez lata był tu niezły klub, który niestety przez problemy finansowe nie gra już w najwyższej klasie rozgrywkowej. W tym mieście jest również spora liga amatorska, więc duża liczba kibiców na meczach mnie nie dziwi.
Czy brak awansu na mundial nie obniży siatkarskich notowań w pana kraju?
- Myślę, że nie. Liczę, że uda nam się w przyszłości wyłonić dwa-trzy miasta dla męskiej oraz żeńskiej siatkówki, które będą organizować mecze i turnieje, gdzie nie zabraknie kibiców. Opawa jest na pewno jednym z takim miejsc.
W Opawie rozmawiał
Michał Biegun
Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas! Na Twitterze też jesteśmy!