Przełamanie wicemistrzów Polski? Relacja z meczu Domex Tytan AZS Częstochowa - Trefl Gdańsk

Siatkarze Domex Tytan AZS mają wreszcie powody do zadowolenia. Częstochowianie po dwóch porażkach odnieśli w piątek premierowe zwycięstwo w tegorocznych rozgrywkach siatkarskiej PlusLigi, pokonując Trefl Gdańsk 3:2. Podopieczni Radosława Panasa najwyraźniej przełamali kryzys, a pierwsza ligowa wygrana z pewnością podbuduje młody częstochowski zespół.

W tym artykule dowiesz się o:

Początkowo nie zapowiadało się jednak na wygraną częstochowian. W pierwszych dwóch setach na parkiecie karty rozdawali gdańszczanie, którzy potwierdzili, że wyrównana walka z PGE Skrą Bełchatów w inauguracyjnej kolejce nie była dziełem przypadku i ekipa dowodzona przez najmłodszego trenera w lidze, Wojciecha Kaszę może w tym sezonie wiele namieszać w ligowych rozgrywkach. Już od początku pierwszego seta beniaminek PlusLigi wypracował sobie kilkupunktową przewagę. W ataku dwoił się i troił Bojan Janić, którego dzielnie wspierał Wojciech Winnik, a częstochowianie długo nie mogli przedrzeć się przez szczelny blok rywala, co okazało się wodą na młyn dla gdańszczan, którzy wykorzystywali wszystkie kontrataki. Po asie serwisowym w wykonaniu Jarosława Stancelewskiego goście prowadzili już 21:16 i wydawało się, że na tym emocje w inauguracyjnej partii się zakończą. Jednak nic z tych rzeczy. Przy wyniku 20:24 wicemistrzowie Polski poderwali się do walki i dokonali wydawałoby się rzeczy niemożliwej. Na zagrywce znalazł się Wojciech Gradowski i swoim serwisem napsuł wiele krwi rywalom. Gdańszczanie w mgnieniu oka roztrwonili czteropunktową przewagę i wydawało się, że rozpędzeni częstochowianie przypieczętują swój sukces. W newralgicznym momencie na blok rywali nadział się jednak Smilen Mlyakov, a po chwili kolejnym asem serwisowym popisał się Stancelewski i to gdańszczanie mogli cieszyć się z wygranej 29:27.

Druga partia miała bliźniaczo podobny przebieg do pierwszego seta. Długo na parkiecie toczyła się wyrównana walka, jednak kontrolę nad wydarzeniami sprawowali podopieczni trenera Wojciecha Kaszy. Do dobrze radzącego sobie Bojana Janicia w ataku dostroiła się dodatkowo reszta zespołu, przede wszystkim Łukasz Kadziewicz oraz Wojciech Serafin, co sprawiło, że rozgrywający Jakub Bednaruk miał ogromny wachlarz możliwości w ataku. W końcówce znów jednak do głosu doszli gospodarze, którzy mozolnie odrabiając straty, wysforowali się na prowadzenie 21:20, w czym ogromna zasługa Bartosza Janeczka, który na placu gry zajął miejsce Mlyakova i wprowadził wiele ożywienia w grę swojego zespołu. W końcówce więcej zimnej krwi ponownie zachowali jednak gdańszczanie, a decydującym argumentem okazało się siatkarskie cwaniactwo oraz doświadczenie, które wzięło górę i zaowocowało wygraną 25:22.

Gdy wydawało się, że gdańszczanie postawią "kropkę nad i" i z Częstochowy wyjadą z pełną pulą, od trzeciego seta role na parkiecie się odwróciły i to częstochowianie dyktowali warunki gry. Kolejne dwie odsłony nie miały większej historii. Przewaga Akademików nie podlegała jakiejkolwiek dyskusji. Przełomowym momentem trzeciego seta okazała się fatalna postawa Bojana Janicia, który począwszy od rezultatu 15:14 zepsuł cztery ataki pod rząd, dwukrotnie nadziewając się na częstochowski blok. Częstochowianie nie zmarnowali okazji i w głównej mierze po atakach wyróżniającego się po częstochowskiej stronie siatki Bartosza Janeczka, który wziął na swoje barki ciężar zdobywania punktów, zwyciężyli 25:17. Podopieczni trenera Radosława Panasa poszli za ciosem i w czwartym secie kontynuowali swój koncert, nie dając rywalom absolutnie nic do powiedzenia. W czwartym secie gdańszczanie byli tylko tłem dla rywali, którzy złapali "wiatr w żagle" i zmiażdżyli beniaminka 25:15. Duży wkład w wygraną miał przede wszystkim Zbigniew Bartman, który w przekroju całego spotkania prezentował stabilną i co ważne bardzo dobrą dyspozycję i, jak się później okazało, w pełni zasłużenie w jego ręce trafiła statuetka dla najlepszego zawodnika spotkania.

W piątym secie gdańszczanie przebudzili się jednak z letargu i walka rozgorzała na dobre. W grę wchodziła bowiem pierwsza tegoroczna wygrana, której obie ekipy potrzebowały niczym ryba wody. Od początku tie-breaka inicjatywę przejęli będący na fali częstochowianie. Gdańszczanie szybko rzucili się jednak do odrabiania strat i po chwili prowadzili już 7:6, a przy zmianie stron 8:7. Obie ekipy długo szły "łeb w łeb" i w końcówce emocje sięgnęły zenitu, a sytuacja zmieniała się jak w kalejdoskopie. Najpierw dwie piłki meczowe mieli gdańszczanie. Potem bliżej sukcesu po udanym ataku Bartmana byli częstochowianie, jednak rywale nie pozostali dłużni i za każdym razem doprowadzali do remisu. Ostatnie słowo należało jednak do częstochowian. Najpierw udanym atakiem popisał się Gradowski, a po chwili zafunkcjonował częstochowski blok i to podopieczni Radosława Panasa mogli cieszyć się z wygranej, która z pewnością uskrzydli młodą drużynę spod Jasnej Góry.

Częstochowscy kibice mogą zatem odetchnąć z ulgą. Po dwóch ligowych porażkach, częstochowianie najwyraźniej przełamali się i powoli łapią odpowiedni rytm gry. Wygrana, dodatkowo odniesiona w tak dramatycznych okolicznościach, na pewno doda skrzydeł podopiecznym Radosława Panasa i pozwoli tej drużynie odbić się od dna ligowej tabeli. - Najważniejsze jest zwycięstwo odniesione po trudnym i ciężkim boju. Walka była bardzo wyrównana. Przegrywaliśmy 0:2, ale nie zwiesiliśmy głów i walczyliśmy o każdą piłkę bez względu na wynik, o co apelował trener i to się w tym meczu udało. Wiadomo, że ciężko jest, gdy przegrywa się 0:2 i na pewno nie byliśmy szczęśliwi z tego powodu. Nikt z nas ani przez chwilę nie zwątpił jednak w wygraną i udowodniliśmy to na boisku - mówił po meczu szczęśliwy Wojciech Gradowski.

Gdańszczanie mogą z kolei pluć sobie w brodę. Praktycznie na własne życzenie beniaminek PlusLigi zaprzepaścił szansę na wygraną. Co stało się z ekipą trenera Wojciecha Kaszy po dwóch zwycięskich setach? - Nie wiem. Może trochę mentalnie "siedliśmy". Chcieliśmy grać lepiej i byliśmy w stanie, ale popełnialiśmy dużo błędów, które zaprzepaściły nasze szanse. Wydaje mi się, że gdybyśmy zagrali podobnie jak w pierwszych dwóch setach, z taką samą energią i siłą, wygralibyśmy 3:0. Nie da się jednak przez całe spotkanie grać na takim samym poziomie. Rywale zaczęli grać lepiej, do tego dali o sobie znać również kibice, którzy nie ułatwili nam zadania. W tie-breaku mieliśmy jednak swoje szanse na wygraną, ale nie udało się - twierdził natomiast rozżalony Bojan Janić.

Domex Tytan AZS Częstochowa - Trefl Gdańsk 3:2 (27:29, 22:25, 25:17, 25:15, 20:18)

AZS Częstochowa: Nowakowski, Drzyzga, Gradowski, Wiśniewski, Mylakov, Bartman, Zatorski (libero) oraz Michalczyk, Janeczek, Gunia.

Trefl Gdańsk: Winnik, Janic, Serafin, Bednaruk, Kadziewicz, Stancelewski, Samardzic (libero) oraz Kruk, Kocik, Szulik, Skoryy.

MVP: Zbigniew Bartman.

Źródło artykułu: