Akt I - "Włoska robota"
Weekendowe zmagania w Ankarze rozpoczyna ciąg dalszy wojny rosyjsko-rosyjskiej. Jej uczestnikami są dwaj prawdziwi tytani, niezmiernie rzadko doświadczający goryczy porażki. W obecnym sezonie sposób na poskromienie Lwów z Biełgorodu znalazło jedynie Dynamo Moskwa, natomiast receptę na powstrzymanie Zenitu Kazań także posiadały zaledwie dwa zespoły: Lube Banca Macerata (3:0 w fazie grupowej LM) i właśnie Biełogorie.
Drużyna Giennadija Szypulina stanowi prawdziwy koszmar dla kroczących zwykle z podniesioną przyłbicą żołnierzy Władimira Alekno. Przed rozpoczęciem Final Four obie ekipy mierzyły się bowiem trzykrotnie i za każdym razem górą byli siatkarze z Biełgorodu. Dwie z tych potyczek kończyły się dopiero po tie-breaku, co dawało nadzieję, że starcie numer cztery przyniesie równie wiele emocji. Z wielkiej chmury spada jednak zaledwie nieśmiała mżawka.
Końcowy wynik (3:1 dla Biełogorie) mocno zaciemnia prawdziwy przebieg widowiska. Dominacja mistrzów Rosji nie podlega żadnej dyskusji. W żadnym z wygranych setów przez nich setów rywale nie docierają nawet do granicy 20 oczek. Głównym bohaterem IV bitwy biełgorodzko-kazańskiej okazuje się włoski rozgrywający Dragan Travica. 27-latek wzorowo dyryguje poczynaniami swojej orkiestry, w której główne skrzypce gra niezawodny Dmitrij Muserski. Przesunięte krótkie w wykonaniu tego duetu należą do grona najładniejszych akcji całego turnieju. Blokujący Zenitu wyglądają jak dzieci we mgle i tylko sześciokrotnie potrafią zatrzymać nacierających przeciwników. Ojciec Dragana, Ljubomir, śmiało może pękać z dumy.
Akt II - "Déjà vu"
Bolzano, 26 marca 2011. Final Four Ligi Mistrzów.
Fatalnie spisujący się na krajowym podwórku Jastrzębski Węgiel walczy w półfinale najbardziej prestiżowych rozgrywek na Starym Kontynencie przeciwko hegemonowi ówczesnych czasów Trentino BetClic Volley. Stawiający pierwsze kroki na trenerskiej ścieżce Lorenzo Bernardi mierzy swoje siły z wytrawnym generałem Radostinem Stojczewem, wówczas już dwukrotnym zwycięzcą LM. Polska drużyna przegrywa. Po walce, ale jednak 0:3 (18:25, 25:27, 22:25). "Kręgosłup" włoskiego zespołu składa się z tercetu Osmany Juantorena - Matej Kazijski - Raphael Vieira de Oliveira. Gra jastrzębian opiera się zaś w największej mierze na takich siatkarzach jak Lukas Divis czy Mitja Gasparini.
Ankara, 22 marca 2014. Final Four Ligi Mistrzów.
Drugi w historii awans klubu z Górnego Śląska do najlepszej czwórki rozgrywek. Dla Halkbanku Ankara to debiut na tak wysokim szczeblu. Trzeci pojedynek "Bernardi vs Stojczew" (w Klubowych Mistrzostwach Świata w październiku 2011 roku Trentino wygrało 3:1). W składzie jastrzębian brakuje choćby jednego zawodnika biorącego udział w turnieju finałowym przed trzema laty. Bułgar z kolei nadal dysponuje swoją żelazną konstrukcją bułgarsko-brazylijsko-kubańską. Potencjał Jastrzębskiego: dużo większy. Rywal: najłatwiejszy z możliwych. Wynik: identyczny jak w Bolzano, 0:3. Styl: bardzo rozczarowujący. Sety przegrane do 21, 21 oraz 19 wskazują jednoznacznie, że polska ekipa nie wytrzymała ciążącej na niej presji. Jej katem ponownie okazał się Juantorena (74 proc. skut. w ataku - 14/19!), którego tym razem nadspodziewanie mocno wsparł śmiertelnie efektywny w polu serwisowym Emre Batur (6 asów).
Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas! Na Twitterze też nas znajdziesz!
[nextpage]Akt III - "Przebudzenie"
Nadchodzi czas decydujących rozstrzygnięć. Niedzielną podróż dookoła siatkówki rozpoczyna walka o brązowym medal, pomiędzy skazywanym na pożarcie Jastrzębskim a mocarzami z Kazania. Scenariusz boiskowych wydarzeń bardzo szybko pokazuje jednak, że tego dnia może dojść do nieoczekiwanej zmiany miejsc. "Pomarańczowi" wchodzą w mecz zgoła odmiennie niż w półfinale. Od pierwszej akcji ekspresją imponuje Michał Kubiak, z którego potężnymi serwisami rywale nie radzą sobie w żaden sposób. Podopieczni Bernardiego prowadzą 7:1. Po pierwszej przerwie technicznej rosyjski "niedźwiedź" powoli się rozbudza i rozpoczyna pogoń, ale jastrzębianie nie dają się złapać. W pułapkę wpadają dopiero pod koniec drugiego seta. Wyścig po brąz zaczyna się od nowa. Jastrzębianie ponownie wypracowują sobie sporą przewagę i tym razem, po około godzinnej ucieczce, docierają do bazy, w której czeka nań komplet medali. Tym samym są pierwszym polskim zespołem od czasów Mostostalu-Azotów Kędzierzyn-Koźle, który przeszedł pełną drogę po krążek Ligi Mistrzów (kędzierzynianie w 2003 roku także wywalczyli brąz).
Słowo "przebudzenie" wiążę się z całą drużyną z Jastrzębia-Zdroju, ale personalnie najmocniej z formą Michała Łasko. Atakujący, grający z rozregulowanym celownikiem w finałowym meczu Pucharu Polski z ZAKSĄ Kędzierzyn-Koźle oraz półfinale LM z Halkbankiem, nastawia go we właściwy sposób podczas rywalizacji z Zenitem. Jego postawa przypomina strzelanie do kaczek, ponieważ oponenci kompletnie nie mogą znaleźć pomysłu na powstrzymanie bombardiera. Włoch wykonuje 36 prób, z czego idealnie do celu docierają aż 24. 67-procentowa skuteczność w ataku, łącznie 25 punktów i przepis na medal zrealizowany w stu procentach.
Akt IV - "Ja wam pokażę"
Po owocnym marszu naszych rodaków, czas na poznanie najważniejszego rozstrzygnięcia turnieju. Niepokonane w europejskich pucharach Biełogorie gwałtownie wyhamowuje zapędy Halkbanku o odniesieniu pierwszego w historii triumfu w LM przez zespół znad Bosforu, wygrywając pierwszą odsłonę 25:18. Czapę za czapą zbiera niezawodny w półfinale Juantorena. Kubańczyk przez większość spotkania kompletnie nie radzi sobie z omijaniem bloku, lecz daje o sobie znać na innej płaszczyźnie. Jego seria zagrywek w środkowej części drugiej partii zapoczątkowuje udany pościg tureckiego zespołu, zakończony ostatecznie zwycięstwem 25:22.
W trzecim secie ponownie miażdżące zwycięstwo odnoszą gracze z Biełgorodu (25:16). Żołnierze Stojczewa jeszcze raz biorą się za rozpalanie ognia, który w końcu nabiera naprawdę imponujących rozmiarów. Gdy Halkbank prowadzi już 22:17, wszyscy powoli szykują się do tie-breaka. Wszyscy, z wyjątkiem jednego człowieka ...
Wspomniany bohater staje w polu serwisowym, gdy jego ekipa przegrywa 18:22. Dodatkowo jest podrażniony oszustwem z początku czwartego seta, kiedy sędziowie uznali jego ewidentnie udany atak za autowy (nie pomógł nawet challenge, pokazujący, że piłka wylądowała przynajmniej pół metra przed linią końcową). Zagrywa łącznie pięć razy, posyła dwa asy. Notuje dwie arcyważne obrony, czym tylko podkreśla swoją wybitną postawę w defensywie w czasie całego turnieju. Równie duże niebezpieczeństwo stanowi również pod siatką. Biełogorie wygrywa pojedynek o złoto 3:1, a on kończy dwudniowe zmagania ze statuetką MVP.
Ogromna część życia spędzona w Biełgorodzie. 16 lat gry w barwach miejscowego klubu. Czterokrotny zwycięzca Ligi Mistrzów (2003, 2004, 2008, 2014), z czego tylko raz w barwach Dynama Kazań. Mistrz olimpijski z Londynu (2012). Kraj pochodzenia: Rosja. Pozycja: przyjmujący. Lat: 38.
Imię i nazwisko: Siergiej Juriewicz Tietiuchin. Oto główna postać weekendu gwiazd w Ankarze, która po zejściu ze sceny, z szerokim uśmiechem, śmiało może wypowiedzieć dwa magiczne słowa: "jestem legendą".
[b]Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas! Na Twitterze też nas znajdziesz!
[/b]