Każdy set z innej bajki - relacja z meczu AZS Białystok - Calisia Kalisz

Sezon 2008/09 zaczął się po myśli AZS-u Białystok. Akademiczki zwyciężyły w swoim drugim kolejnym meczu i mogą się już pochwalić pięcioma oczkami na swoim koncie, a także miejscem w czołówce tabeli. Podlascy kibice chyba nie pamiętają tak wyśmienitego początku rozgrywek. Wygrane ze srebrnymi i brązowymi medalistkami z ubiegłego roku mogą napawać optymizmem.

Pronar Zeto Astwa AZS Białystok - Calisia Kalisz 3:2 (14:25, 25:15, 25:23, 21:25, 15:8)

AZS Białystok: Katarina Truchanova, Katarzyna Walawender, Dominika Koczorowska, Lucie Muhlsteinova, Izabela Żebrowska, Magdalena Saad (libero) oraz Karczmarzewska-Pura, Kalinowska, Manikowska, Szeszko i Gierak.

Calisia Kalisz: Anita Chojnacka, Dominika Sieradzan, Anna Woźniakowska, Ewelina Toborek, Sylwia Wojcieska, Magdalena Godos, Marta Kuehn-Jarek (libero) oraz M. Wawrzyniak, K. Wawrzyniak, Tanaka

MVP spotkania: Dominika Koczorowska

Obie drużyny do niedzielnego pojedynku przystępowały w zupełnie innych nastrojach. Gospodynie meczu, naładowane energią po zdobyciu trzech cennych oczek w konfrontacji z ekipą Farmutilu Piła, chciały pójść za ciosem i przełamać niechlubną passę porażek z teamem z Kalisza. Podopieczne trenera Dariusza Luksa z pewnością uwierzyły w swoje umiejętności i nie miały w nic do stracenia. Z kolei zawodniczki z Kalisza do stolicy Podlasia przyjechały w grobowych humorach. Bynajmniej nie ma to nic wspólnego ze zbliżającym się Świętem Zmarłych. Spowodowane było to porażką w fatalnym stylu 0:3 ze Stalą Mielec. Nawet mimo wielu problemów, zarówno finansowych, jak i kadrowych, chyba nikt w ekipie brązowych medalistek z ubiegłego roku nie spodziewał się tak słabego początku rozgrywek. Cel na niedzielną potyczkę był więc jeden - udowodnić innym i samym sobie, że blamaż w pierwszej kolejce był jedynie wypadkiem przy pracy.

Do obu zespołów dołączyły przyjmujące - do zdrowia po kontuzji wraca powoli Agata Karczmarzewska-Pura, zaś szeregi Kalisza zasiliła Japonka Tanaka. O ile jednak ta pierwsza miała grać pierwsze skrzypce w swoim klubie, o tyle egzotyczna jak na naszą ligę Azjatka do końca pozostawała swego rodzaju zagadką.

Spotkania toczącego się w hali przy ulicy Pułaskiego 96 nie można opisać jednym zdaniem. Wszystkie poszczególne partie można by przydzielić do różnych potyczek. Mecz obfitował w sinusoidy nastrojów, zaś prowadzenie w setach zmieniało się niczym w kalejdoskopie. Pierwszą odsłonę meczu charakteryzowała dominacja przyjezdnych, które jakby podrażnione niepowodzeniem w pierwszej kolejce spotkań zapragnęły odbić się od dna. Od samego początku stopniowo powiększały swoją przewagę. Wprawdzie pierwszy punkt zdobyły białostoczanki, ale nie było to wynikiem dobrej gry, lecz autowego ataku Dominiki Sieradzan. Zanim siatkarki D. Luksa zdołały się obejrzeć, przegrywały już 1:5 - głównie za sprawą wspomnianej Sieradzan - jej ataków oraz kąśliwych zagrywek. Gospodynie zdołały jednak odrobić straty i niesione dopingiem miejscowych kibiców doprowadziły do stanu 7:7. Mimo to po pierwszej przerwie technicznej w ich grze coś się nieodwracalnie zacięło, zaś kaliszanki zaczęły się wyraźnie rozkręcać. W polu serwisowym śmiało poczynała sobie Magdalena Godos, natomiast w ataku nie do zatrzymania była Anna Woźniakowska. W szeregach Akademiczek mnożyły się błędy. Przy stanie 10:17 sędzia odgwizdał nieczyste zagranie u czeskiej rozgrywającej, która nie miała dzisiaj najlepszego dnia. W przyjęciu nie radziła sobie też Katerina Truchanova. Pierwszy set zakończył się wynikiem 14:25.

Druga partia była niczym lustrzane odbicie pierwszej. Obraz gry uległ zmianie o przysłowiowe 180 stopni. Tym razem na pakiecie rządziły gospodynie, które od stanu 3:3 włączyły dodatkowe dopalacze. Świetne zagrywki Izabeli Żebrowskiej pozwoliły im zejść na pierwszą przerwę techniczną z pięciopunktową przewagą (8:3). Co jakiś czas, aczkolwiek w miarę regularnie, okazywało się, że siatka dla zawodniczek z Kalisza wisi jakby ciut za wysoko. Nie radziły sobie one z przyjęciem, zaś wystawy Godos nie korygowały popełnionych wcześniej błędów. Od stanu 11:5, po efektownym zbiciu piłki przez Dominikę Koczorowską, AZS miał fantastyczny okres gry. Białostoczanki dominowały w każdym elemencie, zaś Agata Karczmarzewska-Pura, która pojawiła się na boisku zmieniając Truchanovą, błyszczała w ataku. Od pewnego momentu jednak przewaga ustabilizowała się i nie ulegała większym zmianom (17:7, 20:11, 23:13). Set zakończył się serią bloków z obu stron i efektownym atakiem z kontry Karczmarzewskiej-Pury (25:15).

Trzecia odsłona meczu była znacznie bardziej wyrównana. Mimo lepszego początku w wykonaniu siatkarek Calisii, które po efektywnej grze Woźniakowskiej i złym rozegraniu Muhlsteinovej uzyskały kilkupunktową przewagę (1:4, 3:6), wynik wyrównał się jeszcze przed pierwszą przerwą techniczną. Dopiero blok Walawender i Koczorowskiej dał AZS-owi trochę wyraźniejsze prowadzenie (11:8). Jednak radość zgromadzonych w hali kibiców nie trwała długo, bowiem zaraz potem kaliszanki dogoniły swoje rywalki (głównie za sprawą dobrze dysponowanej Woźniakowskiej), a dzięki wyśmienitym serwisom Godos objęły prowadzenie 15:18. Akademiczki nie miały jednak zamiaru odpuszczać i swoją ambitną postawą zdobyły kilka oczek z rzędu (po atakach Żebrowskiej i Karczmarzewskiej-Pury oraz asie serwisowym Muhlsteinovej). Końcówka zapowiadała się więc na pasjonujące widowisko. Kiedy punkt po obiciu bloku zdobyła białostocka atakująca i na tablicy pojawił się wynik 23:23, wydawało się, że będziemy świadkami gry na przewagi. Jednak wtedy do roboty wzięły się blokujące AZS-u, które nie pozwoliły na przedarcie się piłki na swoją stronę, czym znacząco przyczyniły się do wygranej 25:23.

Czwartą partię można śmiało określić mianem najbardziej wyrównanej odsłony meczu. Wynik wciąż oscylował na pograniczu remisu (4:3, 9:8, 11:12). W pierwszej połowie seta gra skupiała się głównie na wymianie ciosów z obu stron. Kiedy punkt zdobywała Izabela Zebrowska, za chwilę tym samym odpowiadała Anita Chojnacka. Wtórowały im Agata Karczmarzewska-Pura z AZS-u oraz Anna Woźniakowska z Calisii. Wszystkoe zmierzało w stronę pasjonującego finiszu, w którym o zwycięstwie decydować miały przede wszystkim detale. Jednak na taki obrót sprawy nie chciały zgodzić się kaliszanki, które od remisu 16:16 rozszalały się w polu serwisowym. Białostoczanki ponownie straszyła Godos, a i jej koleżanki wcale nie były gorsze. Akademiczki zdołały się jeszcze poderwać do walki, chcąc skończyć mecz z trzema punktami na koncie. Heroicznym wręcz blokiem na nieomylnej jak dotąd Woźniakowskiej zdołały zmniejszyć przewagę rywalek do dwóch oczek (20:22), lecz później zabrakło im już sił. Bloki na Marlenie Mieszale i Izie Żebrowskiej, a także kończące zbicie głównej armaty Kalisza zakończyły czwartą partię.

O losach spotkania zadecydować więc miał tie-break. Pierwszy punkt atakiem ze środka zdobyły kaliszanki, lecz później do głosu doszły gospodynie. Chcąc koniecznie przełamać kompleks swoich rywalek i udźwignąć ciężar gry w roli faworyta, ambitnie walczyły o każdą piłkę. Od stanu 3:2 stopniowo powiększały swoją przewagę. Niezbędne punkty dołożyły Żebrowska i Koczorowska. Po zamianie stron (8:3) było już wiadomo, że kaliszankom będzie szalenie trudno wywieźć z Białegostoku dwa punkty. Mądra gra podopiecznych Dariusza Luksa nie pozwoliła im jednak na rozwinięcie skrzydeł, zaś cały mecz skończyła atakiem kapitan zespołu - Joanna Szeszko.

Niedzielna potyczka była bardzo ważna dla obu ekip nie tylko ze względu na ligowe punkty. Wygrana dawała bowiem komfort psychiczny, tak bardzo potrzebny siatkarkom i z Białegostoku, i z Kalisza. Tym razem lepsze okazały się podlasianki, które w trzeciej kolejce zmierzą się w wyjazdowym meczu z Aluprofem Bielsko-Biała.

Komentarze (0)