Gazeta Wyborcza podkreśla, że nie sztuką jest wygrać będąc w dobrej formie, a prawdziwą klasę drużyny poznaje się wtedy, gdy zwycięża, mimo problemów z własną grą. Mistrzowie Polski z Bełchatowa zagrali słabo, oczywiście jak na swoje ogromne możliwości, ponieważ popełnili mnóstwo błędów, słabo przyjmowali, częściej niż zwykle mylili się w ataku. Kolejnym problemem było zgranie Miguela Angela Falaski ze skrzydłowymi, zwłaszcza z Mariuszem Wlazłym i Bartoszem Kurkiem. Skra wygrała jednak pojedynek w Olsztynie, ponieważ ma w swoich szeregach lepszych zawodników, którzy swoimi możliwościami indywidualnymi zdecydowanie biją przeciwników.
W opinii Dziennika sobotni mecz, a szczególnie jego trzy pierwsze sety, stały na bardzo wysokim poziomie. Zespoły popełniały mało błędów, a punkty zdobywane były po walce. Drugi i trzeci set trzymały widzów w napięciu do ostatnich piłek. Ostatecznie wygrał ten zespół, który miał w swoich szeregach Mariusza Wlazłego - w czwartym secie przy stanie 24:24 atakujący Skry stanął w polu zagrywki. Dwa kolejne asy serwisowe i zwycięstwo drużyny z Bełchatowa stało się faktem.
Gazeta Olsztyńska przypomina, iż podopieczni Mariusza Sordyla od początku spotkania postawili rywalom z Bełchatowa twarde warunki. I choć przez cały pojedynek obie drużyny walczyły punkt za punkt, to w decydujących momentach lepsi okazywali się jednak bełchatowianie.
Zdaniem Rzeczpospolitej, Skra Bełchatów musiała włożyć sporo wysiłku w pokonanie, dobrze dysponowanych, rywali. Kiedy w czwartym secie siatkarze z Olsztyna prowadzili 10:4, wszystkim obserwatorom wydawało się, że tie-break jest nieuchronny, tym bardzie, że przyjmujący Skry, a szczególnie Dawid Murek, mieli poważne problemy z dokładnym dograniem piłek do siaki. Jednak potem ten zawodnik posłał na stronę przeciwników kilka tak trudnych serwisów, że rywale zupełnie się pogubili i stracili siedem punktów w jednym ustawieniu. Olsztyn miał w górze nawet setbola (24:23), ale znakomicie spisał się środkowy Marcin Możdżonek, jeszcze do niedawna siatkarz olsztyńskiego AZS-u. A chwilę później w polu zagrywki stanął Mariusza Wlazły i było po meczu...
Polska Dziennik Łódzki ocenia, że najgroźniejszą bronią bełchatowian była zagrywka, bo - pomijając wydarzenia z czwartego seta - już w pierwszej partii mistrzowie Polski zdobyli aż sześć punktów serwisem, z czego trzy punktowe zagrywki pod rząd wykonał rozgrywający Skry, Miguel Falasca.