Po raz pierwszy w tym sezonie PlusLigi pochodzący z Kozienic siatkarz mógł się cieszyć z triumfu, odniesionego w hali Miejskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji. W rundzie zasadniczej Politechnika Warszawska gładko przegrała bowiem w Radomiu, nie ugrywając nawet seta. W sobotnim starciu drugiej rundy play-off musiała sporo się namęczyć, aby przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę.
Maciej Pawliński doskonale zna obiekt, w którym swoje mecze rozgrywają Cerrad Czarni. To właśnie w nim w wieku piętnastu lat i w barwach wojskowego klubu rozpoczynał przygodę z seniorską siatkówką. Po zakończeniu spotkania nie ukrywał sentymentu. - Jest to sala na tyle specyficzna, że wspomnienia wracają i dużo znajomych twarzy można było na trybunach wypatrzeć - przyznał.
Po gładkiej wygranej w stolicy, w minioną sobotę radomianie byli blisko triumfu w drugim pojedynku i doprowadzenia do decydującej, trzeciej konfrontacji. Co, zdaniem kapitana Inżynierów, okazało się kluczowe dla końcowego rezultatu? - Zadecydowało może troszeczkę szczęścia, może troszeczkę chłodnej głowy, bo zaledwie kilka piłek przesądziło o tym, kto wygra ten mecz. Może zadecydowało po części również to, że mieliśmy wygrany ten pierwszy mecz - odpowiedział.
Przed rozpoczęciem starcia wydawało się, że Czarni są w dołku i nie będą w stanie nawiązać wyrównanej rywalizacji, tym bardziej, iż w Warszawie miejscowi nie dali im żadnych szans, poza granym na przewagi pierwszym setem. Tymczasem w rewanżu podopieczni Roberta Prygla stawili na tyle duży opór, że byli o włos od zwycięstwa 3:1.
Czy zawodnicy beniaminka czymś zaskoczyli przyjezdnych? - Nie, raczej nas nie zaskoczyli. W Radomiu naprawdę gra się ciężko, kto by nie przyjechał, to drużyna Czarnych jest bardzo trudnym przeciwnikiem, a tym bardziej dla nas, czyli zespołu o zbliżonym potencjale - zaznaczył Pawliński.
Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas! Na Twitterze też nas znajdziesz!