Mecz był bardzo widowiskowy i zacięty, przegrany przez broniącą tytułu Asseco Resovię Rzeszów dopiero w piątym secie. - O naszej porażce zadecydowało kilka czynników, najbardziej chyba zagrywka i przyjęcie. Mieliśmy ogromne problemy z serwisem typu float, największe przestoje przytrafiały nam się kiedy zagrywali właśnie Stephane Antiga, Karol Kłos i Andrzej Wrona, a nie przy zagrywkach z wyskoku. Przez to nie mogliśmy grać dużo pierwszym tempem i przez szóstą strefę, co spowodowało, że nasi skrzydłowi ciągle męczyli się z podwójnym blokiem. Stąd taka różnica w blokach - 18 do 9 na naszą niekorzyść. Skra przy naszym złym przyjęciu miała o wiele czytelniejszą sytuację w bloku, a z kolei Uriarte miał o wiele bardziej komfortową sytuację, grał szybko ze swoimi atakującymi - analizował Michał Gogol.
Podopiecznym trenera Andrzeja Kowala nie udało się do końca zrealizować przedmeczowych założeń. - Nasz błąd polega na tym, że nie podejmowaliśmy ryzyka na siatce. Uriarte jest dobrym rozgrywającym i jak ma piłkę dograną na trzy metry, to może grać wszystko i bardzo szybko. Dlatego przy dobrym przyjęciu Skry trzeba jednak przyjmować jakieś założenia na przykład iść w ciemno dwublokiem do Wlazłego czy Conte. Bo samo czytanie gry nie wystarcza. Zakładaliśmy, że będziemy grać więcej opcją w bloku, ale tego nie zrealizowaliśmy, nie było podejmowania ryzyka na siatce - żałował statystyk gospodarzy. - Zagrywka w wykonaniu naszego zespołu w liczbach wygląda dobrze - 6 asów do 13 zepsutych - ale było zdecydowanie za dużo serwisów, które nie robiły zupełnie żadnej krzywdy przeciwnikowi. Owszem, mieliśmy serwować w libero i w Antigę, ale w konkretnych sytuacjach i w konkretny sposób. Zabrakło też zmienności na zagrywce. Najgorsze były zagrywki z wyskoku grane prosto w libero lub w Antigę albo floaty zagrywane za każdym razem dokładnie tak samo. Ale nasza strategia serwowania na Francuza w sumie się sprawdziła, bo w czwartym i piątym secie przestał dobrze przyjmować i Skra musiała grać więcej na wysokiej piłce, stąd ta nasza duża przewaga w czwartym secie - dodał.
PGE Skra Bełchatów prowadziła już 2:1 w setach, ale zdeterminowani rzeszowianie w czwartym secie szybko zbudowali swoją przewagę i rozbili przeciwnika. Jednak pod koniec, zamiast go dobić, pozwolili mu się rozegrać, co zdaniem niektórych mogło mieć wpływ na ostateczny wynik. - W końcówce czwartego seta, gdzie pozwoliliśmy przeciwnikowi się odbić, to nie podwójna zmiana w naszym zespole była problemem. Po zagrywce Paula Lotmana przy 23:17 piłka wychodziła na aut, Veres ją niepotrzebnie podbił i wtedy zaczęły się wszystkie nasze kłopoty. Przegraliśmy tę akcję, a w zespole z Bełchatowa na zagrywkę poszedł Jędrzej Maćkowiak. To nie podwójna zmiana spowodowała kłopoty, tylko nasza nonszalancja i brak koncentracji. I też nie wiemy, czy ta końcówka faktycznie wpłynęła na postawę obu zespołów w piątym secie, może jak wygralibyśmy do siedemnastu, to i tak goście wygraliby w tie breaku - mówił statystyk reprezentacji Polski.
Przed zespołami drugi mecz pojedynku o mistrzostwo Polski, również w hali na Podpromiu. Większa presja leży na gospodarzach, którzy przegrywając u siebie dwukrotnie byliby już w bardzo niekorzystnej sytuacji przed meczami w Bełchatowie. - Żeby wygrać drugie spotkanie musimy na pewno poprawić przyjęcie flota i podjąć większe ryzyko w bloku. Jeżeli przeciwnik przyjmuje dobrze i może sobie rozegrać to pozostaje nam szukanie punktów na siatce i w obronie. I obrona akurat była naszą mocną stroną, tu nie mam zastrzeżeń. Ale bierność na siatce była naszym najgorszym wrogiem, czego idealnym przykładem była ostatnia akcja, kiedy nie poszliśmy blokiem nigdzie, ani do Mariusza Wlazłego, ani na środek ani na lewe skrzydło - zakończył Michał Gogol.
Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas! Na Twitterze też nas znajdziesz!