- W Lidze Mistrzów jest co najmniej osiem drużyn, które mają podobne możliwości kadrowe, jak Skra Bełchatów i również zgłaszają swój akces do udziału w Final Four - dodaje hiszpański rozgrywający.
Jego zdaniem Liga Mistrzów to specyficzne i trochę niesprawiedliwe rozgrywki, bo w pierwszej rundzie można trafić na europejskich średniaków i bez większego wysiłku wygrać grupę, a można też, jak Skra w tym roku, trafić do "grupy śmierci". - Z moim poprzednim klubem, Portol Drac Palma de Mallorca nigdy nie udało mi się wygrać tych elitarnych rozgrywek, mimo że skład mieliśmy zawsze bardzo mocny - przypomina Miguel Angel Falasca dodając, że choć Skra rok temu zdobyła brązowy medal najważniejszego europejskiego pucharu, to jednak zdaniem zagranicznych ekspertów nie znajduje się w gronie tegorocznych faworytów.
Tym bardziej, że już w pierwszej fazie rywalizacji siatkarze Daniela Castellaniego będą musieli stawić czoła takim potentatom, jak Iskra Odincowo, Panathinaikos Ateny czy zwycięzca sprzed dwóch sezonów i pierwszy rywal bełchatowian w bieżącej edycji VfB Friedrichshafen. - Wszyscy mówią, że niemiecki zespół ma w tym roku słaby skład i nie powinien odegrać wielkiej roli w rozgrywkach. Ale czy dwa lata temu, kiedy wygrali LM mieli skład na miano najlepszej ekipy kontynentu? - pyta Falasca.
Szybko też dorzuca przykład reprezentacji Stanów Zjednoczonych, której jeszcze pół roku temu nikt nie posądziłby o wygranie Igrzysk Olimpijskich. - Na papierze mają zespół porównywalny z Hiszpanią, ale to oni, nie my wygrali Olimpiadę - słusznie zauważa rozgrywający Skry.
- Siatkówka jest sportem kompletnie nieprzewidywalnym i na tym polega jej piękno. Dlatego też uważam, że mając tak mocnych i kompletnie różnych od siebie rywalami w grupie, możemy w ogóle nie awansować do dalszej rywalizacji, a równie dobrze możemy też wygrać całą Ligę Mistrzów.