PlusLiga 2014/2015 startuje dopiero w październiku, ale już dziś można założyć, że kolejne rozgrywki zapowiadają się interesująco, nie tylko dlatego że zobaczymy w nich aż 14 zespołów. Do polskich klubów dołączyli już tacy zawodnicy jak: Denis Kaliberda, Ferdinand Tille, Justin Duff czy Marko Ivović (czekamy wciąż na potwierdzenie jeszcze kilku) a wewnątrzligowe migracje (Paweł Zatorski, Rafał Buszek, Nicolas Marechal, Jakub Jarosz i inni) zapowiadają się równie ciekawie. Warto jednak bliżej przyjrzeć się tej pierwszej grupie, czyli zawodnikom, którzy w nadwiślańskiej lidze będą dopiero debiutować. [ad=rectangle]
Prawa rynku są bezlitosne, dlatego polskie kluby nie mają większych szans w walce o zawodników z zespołami z Rosji, Włoch czy coraz częściej Turcji. Finansowi potentaci zainteresowani są jednak głównie gwiazdami, czyli zawodnikami ze ścisłego siatkarskiego topu, którzy mają być gwarantami błyskawicznego sukcesu. Działacze plusligowych klubów w ostatnich latach w tej rywalizacji byli zupełnie bezradni, a perełki pokroju Felipe Fontelesa zdarzały się bardzo rzadko. Zatrzymywanie ich w Polsce na dłużej okazywało się zresztą niemożliwe.
Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas! Na Twitterze też nas znajdziesz!
Od poprzedniego sezonu widać jednak wyraźnie nową tendencję. Rodzime kluby coraz częściej sięgają po zawodników, którzy mogą pochwalić się dobrą opinią, ale których potencjał wciąż nie został w pełni wykorzystany. Co ważne, na ogół są to też siatkarze, których indywidualne umiejętności nie przekładają się na sukcesy reprezentacji, co jest czynnikiem hamującym ich rynkową wartość. Dzięki temu przed rokiem PGE Skrze Bełchatów udało się pozyskać Argentyńczyków Nicolasa Uriarte oraz Facundo Conte i zawczasu przedłużyć umowę na kolejny sezon. Teraz modni wydają się być zwłaszcza Niemcy (trochę mniej Kanadyjczycy). Ich drużyna narodowa potrafi błysnąć, ale o sukcesach na razie może tylko pomarzyć. Trochę inaczej wygląda sytuacja z Serbami, którzy jako reprezentacja wciąż są mocni, ale w tym wypadku polskie kluby stawiają na najmłodszych, jak chociażby Srecko Lisinaca czy wspomnianego Ivovicia, którzy już są mocnym punktem kadry.
Ważne, że większość tych transferów podnosi jakość i siłę naszych zespołów, ale nie zamyka jednocześnie drzwi do składu polskim zawodnikom. Po znakomitym sezonie w Olsztynie i pierwszym błysku w kadrze taki Rafał Buszek wcale nie musi mieć kompleksów w walce o miejsce w składzie z Ivoviciem, a Lisinac będzie musiał się sporo napracować, by wygrać rywalizację z kimś z dwójki Karol Kłos - Andrzej Wrona. Kaliberda z kolei powinien mieć na uwadze przypadek Marechala, któremu drogę do pierwszej drużyny zablokował polski weteran - Krzysztof Gierczyński, na czym zyskał przede wszystkim klub obu tych siatkarzy.
PlusLiga wzmacnia się jednak nie tylko w sferze zawodniczej. Dużą rolę w rozwoju naszej siatkówki mogą mieć zagraniczni szkoleniowcy. Rewolucję w Bydgoszczy robi Vital Heynen. Do Gdańska właśnie wkroczył Andrea Anastasi. Obaj panowie uznawani są za znakomitych ekspertów, a prowadzić będą odpowiednio dopiero dziewiąty i dziesiąty zespół poprzedniego sezonu! Ich praca, nie tylko może, ona wręcz powinna przyczynić się do równania poziomu ligi w górę. Rewelacje ubiegłego sezonu, czyli Indykpol AZS Olsztyn i Cerrad Czarni Radom straciły wartościowych graczy, ale w uzupełnianiu braków radzą sobie całkiem nieźle, więc walka o jak najwyższe miejsce startowy w fazie play-off zapowiada się naprawdę emocjonująco (a już finisz sezonu zasadniczego minionych rozgrywek obfitował w kilka pasjonujących zwrotów akcji).
Pierwsze trenerskie szlify mają za sobą byli znakomici zawodnicy, jak Miguel Falasca czy Sebastian Świderski. Od jakiegoś czasu cenne doświadczenie w silnym polskim klubie zbiera Lorenzo Bernardi - najlepszy siatkarz XXI wieku, a w ślady kolegów pójdzie najprawdopodobniej ikona polskiej siatkówki - Piotr Gruszka. Każdy z nich z niejednego pieca siatkarskiego chleb już jadł i na pewno ma co przekazać kolejnym siatkarskim pokoleniom. Świeże spojrzenie na świat volleya kogoś, kto dopiero co walczył na boisku, może okazać się często cenniejsze niż metody wyuczone dawno temu przez szkoleniowców tzw. starej szkoły trenerskiej. Poza tym już sama rywalizacja chociażby Anastasiego z byłymi podopiecznymi może okazać się wyjątkowo atrakcyjna i dodać rozgrywkom kolorytu.
Na kilka słów komentarza zasługuje też poszerzenie ligi. W tym temacie przytaczać można wiele argumentów zarówno "za", jak i "przeciw". Niemniej jednak, kluby, a także polska siatkówka ogólnie, powinny na tym zyskać. Po pierwsze, szansę ogrania na najwyższym szczeblu ligowym w rywalizacji z najlepszymi klubami i zawodnikami dostanie znacznie więcej siatkarzy. Po drugie, mając kilka meczów w sezonie więcej, szkoleniowcy tych najsilniejszych drużyn dostaną szansę ogrywania zawodników, z którymi wiążą przyszłość, a którzy do gry o najwyższą stawkę nie muszą być jeszcze gotowi. Więcej spotkań to oczywiście większe ryzyko kontuzji, ale też dodatkowa szansa rozwoju. Widać to chociażby na tle polskiej ekstraklasy piłkarskiej, która, odkąd została zredukowana do 16 zespołów, dystans do tych najsilniejszych, gdzie gra nawet po 20 drużyn, traci w zawrotnym tempie. Pozostaje więc mieć nadzieję, że większa PlusLiga będzie w stanie gonić włoską Serie A i rosyjską Superligę.
Już poprzedni sezon z kilkoma naprawdę przemyślanymi transferami i pierwszym poszerzeniem ligi zaowocował emocjami na międzynarodowym poziomie. Zespoły PGE Skry Bełchatów i Jastrzębskiego Węgla pokazały, że są w stanie toczyć wyrównane boje z silnymi przeciwnikami z Rosji czy Turcji. Blisko europejskiej czołówki była też Asseco Resovia Rzeszów. Jeśli nowy sezon przyniesie podobne wyniki to już mówić będzie można o sukcesie. Do pierwszych rozstrzygnięć przyjdzie nam niestety jeszcze trochę poczekać...
Marcin Olczyk