- Pokonać Skrę i to w dodatku na jej terenie jest czymś naprawdę istotnym dla każdego klubu. Oni w każdym meczu są faworytem - mówi Rafael Lins. Z drugiej jednak strony brazylijski siatkarz przyznaje, że ma pewien niedosyt, gdyż Jastrzębie było bardzo blisko wywiezienia z Bełchatowa kompletu punktów.
Rafa nie zgadza się, że Jastrzębie wygrało z powodu tego, że w Skrze nie grali Antiga i Wlazły, gdyż jak podkreśla, każdy klub buduje się z myślą o ewentualnych kontuzjach, jakie mogą się przytrafić w trakcie sezonu. Dodatkowo urazy są częścią sportu, która absolutnie nie zmniejsza woli walki w zespołach. - Gdy nie może grać jeden zawodnik, trzeba mieć innego, który wejdzie za niego. Poza tym, jeśli mówimy o kontuzjach Samik zmaga się z potwornym bólem pleców - dodaje.
W każdym meczu Jastrzębia powtarza się scenariusz, kiedy na początku wchodzi Benjamin Hardy, ale później w trakcie meczu jest zmieniany przez innego zawodnika. Jak wyjaśnia Rafa, taka jest taktyka trenera Santillego, który w wyjściowej szóstce zawsze wystawia Hardego i Samica. - Ja, Igor Yudin i Sebastian Pęcherz jesteśmy zawodnikami, którzy zaczynają w kwadracie i jeśli jest taka potrzeba wchodzą na boisko w odpowiednim momencie - dodaje siatkarz, który jednak, co zrozumiałe, woli grać wyjściowym składzie. - Naszym szefem jest jednak Roberto a my ufamy temu co robi - podkreśla.
Dlatego też, chociaż Rafie nie do końca odpowiada rola zmiennika, chętnie się z nią godzi. - Nie chodzi tutaj o realizowanie indywidualnych ambicji. Gramy dla zespołu, nie dla siebie. Cieszę się, kiedy mogę wyjść na parkiet i pomóc swojej drużynie, bo za taką uważam Jastrzębie - mówi.
Brazylijski przyjmujący przyznaje, że wygrana ze Skrą bardzo pomoże im w rewanżowym spotkaniu Pucharu CEV z Olimpiakosem. - Czujemy się mocniejsi po zwycięstwie nad Skrą i liczę, że tę pewność siebie utrzymamy przynajmniej do czwartku - zapewnia.