Pierwszy mecz kadry Gido Vermuelena z karaibskim zespołem zakończył się pewnym zwycięstwem, natomiast rewanż na własnym terenie przyniósł dość nieoczekiwany, ale zasłużony triumf Portorykanek. Dla mało znanego na arenie międzynarodowej zespołu Jose Mielesa tegoroczna kampania w WGP była najlepszą w historii i nic nie wskazywało na to, by nie mógł on pójść za ciosem w Koszalinie, jednak niderlandzki zespół miał spory apetyt na pierwsze od 2009 roku miejsce w ścisłych finałach prestiżowego turnieju.
[ad=rectangle]
Drużyna zza Atlantyku postawiła na szybkie akcje dogrywane na lewe skrzydło, ale liczne błędy, których się dopuszczała, utrzymywały Holenderki na prowadzeniu. Czujna Robin De Kruijf nie pozwalała na to, by jakakolwiek bezpańska piłka na siatce dała punkt przeciwniczkom. Poza tym Judith Pietersen, znana z gry w sopockim Atomie, potwierdzała swoją wyśmienitą dyspozycję w tym sezonie reprezentacyjnym. Europejski zespół wypracował sobie przewagę (20:14), której nie był w stanie zmarnować nawet przez niedbałość w odbiorze zagrywki. Potrzeba było do tego czegoś więcej: sygnał do ataku dała Karina "Malpica" Ocasio, której akcje były często oklaskiwane, zaś jej koleżanki postawiły na destrukcję przyjęcia rywala. Po asie serwisowym Lyndy Morales to Portorykanki prowadziły (22:21), a po kolejnej świetnej zagrywce, tym razem Shary Venegas, niespodziewanie triumfowały.
Pewne siebie Holenderki straciły nagle rezon, pozwalając tym samym drużynie po drugiej stronie siatki na odrobinę szaleństwa: Pietersen tym razem była blokowana, a przyjęcie Oranje wciąż pozostawiało wiele do życzenia. Malpica po raz kolejny dawała się we znaki Celeste Plak i Anne Buijs (8:10), na co rewanżowała się Pietersen, utrzymująca stan okołoremisowy. Siła ognia na parkiecie niepomiernie wzrosła, co uczyniło widowisko ciekawszym, natomiast jego tempo obniżały psute przez obie ekipy serwisy. Kluczowa okazała się zdolność do rehabilitacji w kluczowych akcjach za wcześniejsze błędy: przyjmująca Plak odrobiła sprowokowane przez siebie straty, co doprowadziło do długiej gry na przewagi, a w niej efekt przyniosła holenderska podwójna zmiana i gra Laury Dijkemy z Manon Flier.
Spotkania toczyło się dalej dość przewidywalnie: Portorykanki liczyły na siłę Malpicy (18 punktów po dwóch setach) i Aurei Cruz, zaś Oranje na błędy własne rywala. Taktyka europejskiej drużyny, w której szeregach pozostały Flier i Dijkema, pozwoliła jej na spokojne prowadzenie, zmniejszone szybko przez serwisy niezmordowanej Ocasio (12:8, 13:12). Choć Holandia długi czas była bliżej zwycięstwa, nie mogła być pewna przewagi, ponieważ zdarzały się jej stare grzechy zaniechania i niedbałości. Ostatecznie przewaga na siatce pozwoliła mistrzyniom WGP z 2007 roku na kolejny zwycięski set. To pozwoliło im na ponowne złapanie wiatru w żagle i kontynuację dzieła zniszczenia. Portorykanki przestały czuć się dobrze w swoich popisowych akcjach i tylko powiększały i tak już sporą liczbę błędów. Holandia dzięki serii punktowych akcji nie musiała już martwić się o końcowy, korzystny wynik spotkania i możliwość ponownego spotkania się z Belgią w ramach WGP.
Holandia - Portoryko 3:1 (22:25, 31:29, 25:20, 25:12)
Holandia: Stoltenborg, Plak, De Kruijf, Steenbergen, Pietersen, Buijs, Schoot (libero) oraz Belien, Oosterveld, Flier, Dijkema, Knip (libero)
Portoryko: Enright, Cruz, Ocasio, Valentin, Oquendo, Morales, Sielhamer (libero) oraz Venegas, Mojica, Rosa, Ocasio S.