Lepiej spotkanie finałowe koszalińskiego turnieju rozpoczęły Holenderki (3:0), ale ekipa Gerta Vande Broeka otrząsnęła się błyskawicznie i na pierwszej przerwie technicznej miała już dwa oczka przewagi. Sytuacja zmieniała się jednak jak w kalejdoskopie i kilka minut później na prowadzenie ponownie wyszedł zespół Gido Vermuelena. Słabiej prezentowała się w tym czasie rewelacyjna dzień wcześniej Lise van Hecke. Po jej nieudanym ataku ekipa Oranje na kolejnym regulaminowym czasie miała już trzypunktową przewagę. Niewiele później do remisu (19:19) potężnym zbiciem doprowadziła doskonale znana w Polsce Helene Rousseaux. Inicjatywa wciąż jednak była po stronie reprezentantek Holandii, które w samej końcówce nie dały rywalkom szans i wygrały inaugurację 25:20. [ad=rectangle]
Na początku drugiej odsłony Belgijki ponownie przysnęły (2:5), ale znów jeszcze przed przerwą techniczną udało im się najpierw wyrównać, a następnie minimalnie wyprzedzić rywalki (8:7). Wynik już prawie do końca oscylował wokół remisu. W międzyczasie rezon powoli odzyskiwała Van Hecke, dzięki czemu Żółtym Tygrysom nie przydarzyły się więcej tak długie przestoje, jak w pierwszym secie. Podopieczne Vande Broeka nie ustrzegły się w końcówce prostych błędów, ale zaprezentowały się na tyle pewnie, że wygrały seta 25:23, blokując w ostatniej akcji atakującą z lewego skrzydła Anne Buijs.
Rozochocone reprezentantki Belgii seta numer trzy rozpoczęły z impetem (5:1). Ich rywalki potrafiły jednak szybko ograniczyć straty i spotkanie ponownie się wyrównało. Z czasem coraz pewniej do głosu dochodzić zaczęły siatkarki z Holandii, które w zaledwie kilka minut wypracowały sobie okazałą przewagę (15:9). Van Hecke i spółka nie dawały za wygraną i po drugiej przerwie technicznej wzięły się za odrabianie strat, a po dobrej zagrywce Frauke Dirickx wyrównały wreszcie stan seta na 16:16. Prowadzenie zmieniało się jeszcze kilkakrotnie, ale w końcówce znacznie lepiej zaprezentowały się Belgijki, które od stanu 21:23 zdobyły cztery kolejne punkty, w następstwie czego wyszły na prowadzenie 2:1 w setach.
Pierwsze akcje czwartej partii dawały nadzieję, że emocje w koszalińskiej hali jeszcze się nie skończyły. Obie drużyny dość długo grały niemal punkt za punkt, choć grę wciąż prowadzić zdawały się Belgijki. I to właśnie ekipa Żółtych Tygrysów w połowie seta wrzuciła wyższy bieg i odskoczyła na 14:11. Holenderki potrafiły chwilami skracać dystans, ale inicjatywa wciąż leżała po stronie ich rywalek. W decydującej fazie seta zespół Oranje rzucił się do szaleńczego odrabiania strat i, gdy na zagrywce pojawiła się Celeste Plak, wyszedł na upragnione prowadzenie 24:23! 19-letnia przyjmująca okazała się bohaterką ciężkiego finiszu, zdobywając decydujący dwudziesty siódmy punkt seta.
W tie-breaku długo trudno było wskazać faworyta do końcowego triumfu, choć na odrobinę pewniejsze i bardziej zdeterminowane wyglądały Holenderki. Jakby na potwierdzenie tych słów tuż przed zmianą stron wypracowały sobie dwa oczka przewagi. Za moment dynamicznym atakiem popisała się Plak i było już 9:6 dla Pomarańczowych. Belgia ani myślała się jednak poddawać i w jednym ustawieniu wygrała cztery kolejne akcje, wychodząc na minimalne prowadzenie. Ta seria okazała się przełomowym momentem decydującego seta. Podopieczne Vande Broeka nie oddały już prowadzenia, koncertowo rozegrały finisz i zwyciężyły całe spotkanie 3:2.
Tym samym reprezentacja Belgii w swoim debiutanckim sezonie w World Grand Prix awansowała do japońskiego final six cyklu i przyszły sezon spędzi w elicie. Spora w tym zasługa Lise Van Hecke, która w sobotnim finale koszalińskich zmagań zdobyła aż 41 punktów!
Belgia - Holandia 3:2 (25:20, 23:25, 25:23, 25:27, 15:10)
Belgia: Dirickx, Bland, Rousseaux, Van Hecke, Aelbrecht, Leys, Courtois (libero) oraz Vandesteene, Coolman, Heyrman, Van De Vijver.
Holandia: Stoltenborg, De Kruijf, Plak, Pietersen, Steenbergen, Buijs, Knip (libero) oraz Oosterveld, Belien, Flier, Dijkema.
Klasyfikacja końcowa final four II dywizji World Grand Prix w Koszalinie:
1. Belgia - awans
2. Holandia
3. Portoryko
4. Polska.