Ola Piskorska: Skończył się okres przedsezonowych sparingów. Jak oceniasz po tych sprawdzianach potencjał swojego prawie zupełnie nowego zespołu?
Jakub Bednaruk: Nie wiem do końca, bo na Memoriale Ambroziaka zaskoczyli mnie swoją dobrą grą. I chyba siebie też zaskoczyli tym drugim miejscem. Trochę mnie to martwi, bo dwa lata temu ten turniej kompletnie nam nie wyszedł i mieliśmy rewelacyjny początek ligi, a rok temu wygraliśmy Memoriał pierwszy raz w historii i początek ligi był fatalny. Więc nie jestem pewien czy powinienem się cieszyć z tego dobrego wyniku.
[ad=rectangle]
Ale nie wygraliście, więc nie ma się czym martwić.
- Właśnie w trzecim secie finału z Resovią powiedziałem chłopakom, żeby odpuścili i nie wygrywali, bo początek ligi będzie kiepski (śmiech). Po pierwszych, mało udanych sparingach, trzy tygodnie temu zrobiliśmy zebranie. Pokazałem im dokładnie, gdzie mamy braki i co trzeba robić, żeby to zmienić. I jak się przygotowywałem do tego zebrania to miałem problem, bo nie wiedziałem nawet od czego zacząć, przez tydzień nad tym się zastanawiałem. Bo nie można poprawiać wszystkich elementów gry zespołu za jednym zamachem, to się nie uda. Po tym zebraniu zaczęliśmy pracować więcej nad techniką indywidualną i ćwiczyliśmy pewne schematy. Nie spodziewałem się, że tak szybko chłopaki to wszystko załapią. To, że jeden mecz fajny nam wyszedł z Olsztynem to było małe zaskoczenie, ale nigdy bym się nie spodziewał, że tak dobrze wyjdą nam wszystkie trzy mecze na Memoriale. Więc odpowiadając na twoje pytanie jestem optymistą, na pewno większym niż byłem parę tygodni temu. Choć to nie oznacza w żadnym wypadku, że wyznaczam im jakiś konkretny cel na ten sezon. Uważam, że to byłby błąd mówić tak młodym zawodnikom, że to i to muszą koniecznie wygrać i zająć takie a takie miejsce, a niższe będzie słabe. Nawet więcej, ja im zabraniam myśleć o punktach i miejscach.
To jaki jest cel na ten sezon, skoro nie punkty i miejsca?
- Ulepszanie naszej gry. Zgodnie z ustaleniami z zebrania będziemy powoli poprawiać każdy element. Już poprawiliśmy skuteczność w ataku, choć nadal mamy problemy w przyjęciu. Teraz musimy jeszcze więcej pracować nad tym, co u nas najlepsze i jak pochować to, co najgorsze. Co jest najgorsze to chyba już jest powszechnie wiadome.
Tak, wszyscy widzieli, że przyjęcie w waszym zespole nie istnieje.
- Ale będziemy kombinowali. Już wymyśliliśmy nowe ustawienia i rozwiązania, które chcemy wdrażać. Będziemy biegać po boisku, przyjmować we czterech albo środkowi będą przyjmować. Coś wymyślimy. Na pewno musimy znaleźć receptę na rozwiązanie tego problemu i będziemy jej szukać.
Już na Ambroziaku mieliście rzadko spotykaną skuteczność ataku przy negatywnym przyjęciu, skrzydłowi dobrze sobie radzili na wysokiej piłce.
- Mamy naprawdę dobre strzelby. Artur Szalpuk, Olek Śliwka czy Michał Filip mają ogromny potencjał. Filip to w sumie taki wynalazek, bo kontuzja wyeliminowała Pawła Mikołajczaka, który miał grać na ataku.
Kiedy Paweł Mikołajczak wróci?
- W styczniu może zacznie grać. Na szczęście to jest bark prawej ręki, a on jest leworęczny. A Patryk Strzeżek jest po operacji ścięgna Achillesa i dopiero dochodzi do formy, z opóźnieniem zaczął skakać normalnie. I trochę się obawiałem o naszą sytuację, a tymczasem Filip przesunięty z przyjęcia sobie świetnie poradził.
Ale też nie gracie klasycznym ustawieniem, że Filip jest stale na prawym skrzydle jako atakujący.
- Mówię, że kombinujemy i będziemy kombinować (śmiech). Próbujemy różnych rozwiązań, czasem nietypowych. A najbardziej mnie w tym wszystkim cieszy, że chłopaki w mig łapią wszystko, co im proponujemy. Schematy przechodzenia do kontry w sytuacji jakiegoś zamieszania, kiedy ktoś leży na boisku na przykład, złapali błyskawicznie i świetnie im to wychodzi. Zobacz, ani razu podczas Memoriału nie mieliśmy takiej sytuacji, że piłka nam wpada w środek boiska, a wszyscy się patrzą po sobie. Jak już udało się nam wyblokować, to do kontry przechodziliśmy nieomal idealnie. Teraz będziemy pracować nad kolejną rzeczą - zagrywką. Widzę, że możemy być groźni w tym elemencie, już zaskoczył i Bartek Lemański, i Bartek Mordyl. Jestem dobrej myśli, ale na pewno nie mam zamiaru liczyć punktów ani patrzeć na tabelę. Chcę popatrzeć na grę swojego zespołu za dwa tygodnie i zobaczyć co poprawiliśmy i funkcjonuje lepiej, za następne dwa to samo i tak do końca sezonu. Jeżeli wszyscy indywidualnie i zbiorowo będą się poprawiać, to tu i tam może jakiś punkt uszczkniemy. A drugi cel jest taki, żeby nikt nas nie złamał psychicznie, tak jak zrobiła to Resovia w czwartym secie finału. To jest dla mnie prawie tak samo ważne. Bez względu na wynik, nawet jak przegrywamy 10:20, moi chłopcy mają stać z klatą wypiętą i głową do góry. Jak mają nas dobić, to tylko i wyłącznie siatkarsko, sportową wyższością. To są młodzi ludzie, otrzepią się i zapomną.
Ale może właśnie młodzi trudniej się otrzepują? Młodzi wszystko przeżywają bardziej emocjonalnie, zwłaszcza, że dla części to debiut w PlusLidze.
- Cały sztab nad tym pracuje, żeby właśnie umieli się otrzepać i zapomnieć. Kiedyś rozmawialiśmy z Mariuszem Szyszko i doszliśmy do wniosku, że do trzydziestego roku życia bawiliśmy się siatkówką, a potem zaczął się stres. I takie myślenie "a co się stanie, jak coś zepsuję". A małolat na boisku nie kalkuluje, nie zastanawia się co powie prezes, co powie kibic. On wychodzi i cieszy się grą. Jak patrzyłem na moich chłopaków w czasie Memoriału, to bardzo mi się podobała atmosfera, właśnie ta radość z gry i entuzjazm. Oczywiście, zobaczymy jak to będzie wyglądało, kiedy dostaniemy kilka meczów w łeb (śmiech). Ale na razie można na nas popatrzeć z przyjemnością, nie bolą zęby od tego. Chciałbym, żeby kibice nawet po naszym przegranym meczu wychodzili z hali zadowoleni i uśmiechnięci. A jeżeli przy okazji uciułamy jakieś punkty, to jeszcze lepiej.
Cieszysz się, że dało się na was patrzeć bez bólu zębów. A obawiałeś się, że będzie katastrofa?
- I to jak! Bardzo się ucieszyłem, jak po jednym z naszych bardzo przegranych meczów w Ornecie Andrea Anastasi powiedział, że nasz zespół na koniec sezonu będzie bardzo groźny. Ja mu wierzę, w końcu to fachowiec (śmiech). I postaram się nic nie zepsuć. Na początku było kiepsko, jasne. Marcin Nowak, który miał sezon życia, odchodzi. Przemek Michalczyk odchodzi. Maćka Pawlińskiego staraliśmy się zatrzymać za wszelką cenę, ale wiadomo... Mamy jedenastu nowych zawodników, a jednym z najbardziej doświadczonych w PlusLidze okazuje się być 22-letni Maciej Olenderek. Ale ja się nie boję. Dwa lata temu, jak obejmowałem zespół po raz pierwszy, to czułem presję, że może sobie nie dam rady, coś zepsuję, takie różne głupie myśli. Rok temu też była presja, żeby pokazać, że ten pierwszy udany sezon nie był przypadkowy, że zasługuję na te pochwały. A w tym roku… W tym roku nie czuję zupełnie żadnej presji już. Nie mam żadnych obaw ani lęków.
A obaw przed odpowiedzialnością za tych młodych? W zeszłym sezonie miałeś pod opieką tylko Artura Szalpuka, a teraz same wielkie nadzieje polskiej siatkówki z potencjałem na seniorską reprezentację kraju. To nie jest stresujące?
- Postaram się ich nie zepsuć i krzywdy im nie zrobić (śmiech). Mam nadzieję, że po tym roku ze mną w Warszawie, jeżeli pójdą robić kariery gdzie indziej, to nikt nie stwierdzi, że nauczyłem ich czegoś złego i teraz trzeba to odkręcać. Ale z drugiej strony to media kreują ogromną presję na tych młodych chłopakach nazywając ich drugim Winiarskim czy drugim Wlazłym, a Bartka Lemańskiego drugim Muserskim. Dajmy im żyć spokojnie, rozwijać się, trenować i grać bez tego wielkiego zamieszania. Niech oni się cieszą siatkówką, a nie zastanawiają się czyimi to nie są następcami. Może z nich będą zawodnicy wielkiego formatu i tego im życzę, ale może wylądują w pierwszej lidze. Na razie nie obciążajmy ich tym brzemieniem, że zaraz zostaną powołani do reprezentacji i muszą zastąpić Winiarskiego. Im potrzebny jest spokój i czas na rozwijanie swoich umiejętności.
Patrząc na tegoroczny skład nie da się uniknąć pytania jak zła jest tegoroczna sytuacja finansowa Politechniki. Jest jeszcze gorzej niż w minionych sezonach?
- Mieliśmy mieć sponsora, który jednak się wycofał, co przysporzyło wielu problemów. Niefart, po prostu. Cała Polska wie, jaka jest sytuacja w Politechnice i na pewno nie zmienia się ona na lepsze. Ale dzięki temu dostajemy tyle wyrazów sympatii z całego kraju, że nam to pomaga. Oczywiście, każdy chciałby mieć wypłaty na czas, najlepiej wysokie, ale cóż. Ja się na finansach nie znam i staram się o tym nie myśleć, ja mam inne zadania i będę starał się robić w tym sezonie swoje najlepiej jak potrafię.
rozmawiała Ola Piskorska