Częstochowianie w trzech setach uporali się z Cerradem Czarnymi Radom, co można uznać za sporego kalibru niespodziankę. Akademicy dotąd przeplatali dobre mecze ze słabymi, ale po blamażu w Warszawie konia z rzędem temu, kto przewidziałby taki rezultat. Tymczasem, częstochowianie kompletnie przyćmili faworyzowaną ekipę Roberta Prygla i zasłużenie sięgnęli po komplet punktów.
[ad=rectangle]
- Rozegraliśmy bardzo dobre zawody. Wszystkie założenia taktyczne zrealizowaliśmy. Nie popełnialiśmy głupich błędów. Ryzykowaliśmy normalnie na zagrywce i robiliśmy dużo asów, nie popełniając błędów. O to w tym wszystkim chodzi. Świetnie graliśmy w systemie blok-obrona. Nawet przegrywając w trzecim secie cały czas dotrzymywaliśmy kroku rywalom i zdobywaliśmy punkt za punktem. W końcówce to był już popis i manifest obrony. Czapki z głów przed chłopakami, bo oni tego właśnie potrzebowali - mówi szkoleniowiec AZS-u, Marek Kardos.
Kluczowym elementem była szczególnie zagrywka, w której prym wiódł Mateusz Przybyła. Środkowy AZS-u w pierwszym secie kompletnie rozbił radomian tym elementem, a swój koncert kontynuował w drugiej odsłonie. Do jego poziomu dostroili się również Miguel Angel De Amo, czy Bartosz Janeczek. - Jeśli ktoś zdobywa pięć punktów z rzędu, to łatwiej się nam gra, ale tak naprawdę wszyscy utrzymywali poziom na zagrywce. Mateusz właśnie dlatego był tutaj ściągany, by tak grał. Na niego liczymy i wierzę, że takich występów będzie więcej - dodaje Kardos.
W trzeciej partii, gdy na tablicy widniał rezultat oscylujący w granicach remisu, ciężar walki na swoje punkty wziął młodziutki Rafał Szymura. Przyjmujący skończył trzy kluczowe piłki, udowadniając, że drzemie w nim ogromny potencjał. W ręce Szymury zasłużenie trafiła statuetka MVP sobotniego spotkania. - On ma smykałkę do gry, ale nie przychodził tutaj, jako gracz szóstkowy. Odwdzięcza się znakomitą grą. Jest kompletnym zawodnikiem. Już teraz ma bardzo duże doświadczenie i widzi, co się dzieje po przeciwnej stronie siatki. To jest znakomity sygnał – kiwa głową z podziwem słowacki opiekun biało-zielonych.
Pod Jasną Górą ponownie powstał kompletnie nowy zespół, któremu zdarzają się wahania formy i jak podkreśla Kardos, przy takim natłoku spotkań i wąskiej kadrze Akademików, gra w "kratkę" będzie normalnym zjawiskiem. - Zespół jest całkowicie nowy i niestety wahania formy będą się zdarzać. Przy systemie gry środa-sobota wyniki mogą być różne nawet z tymi zespołami z czołówki. Niestety, mamy określony skład, przy czym radomianie mieli wyrównaną dwunastkę zawodników. W środę może się wszystko wydarzyć - zapowiada trener.
Po czterech spotkaniach AZS odbił się od dna ligowej tabeli i z dorobkiem czterech oczek plasuje się na dziesiątej pozycji. Kardos uważa, że jeśli jego zawodnicy będą dawać z siebie wszystko i zostawiać serce na boisku, to z pewnością będą tego owoce. - Jestem zadowolony z ostatniego meczu i z pojedynku w Jastrzębiu. Musimy walczyć. Jeśli będziemy to robić do ostatniego punktu, to coś z tego będzie. W końcu doczekaliśmy się widowiska w Częstochowie, bo tego to miasto potrzebowało - dodaje Kardos.
Akademicy nadal muszą sobie radzić natomiast bez Michała Bąkiewicza, który nadal nie doszedł do pełni sprawności po kontuzji, jaką odniósł przed pierwszym meczem z ZAKSĄ Kędzierzyn-Koźle. - Czekamy na kolejną terapię i zobaczymy, co będzie dalej - puentuje Marek Kardos.