Impel Wrocław - w poszukiwaniu formy
Przed sezonem nie brakowało opinii, że siatkarki Impelu Wrocław powalczą o detronizację Chemika Police na krajowym podwórku. Forma wrocławianek na początku rozgrywek jest jednak dość rozczarowująca.
Pomimo dwóch zwycięstw na koncie, gra siatkarek Impelu Wrocław jak dotąd nie zachwyciła. Niewiele brakowało, aby zawodniczki z Dolnego Śląska straciły punkty z outsiderami ligi z Bydgoszczy i Rzeszowa. Gdzie należy szukać przyczyn nie najlepszej dyspozycji wrocławianek?
Przede wszystkim w oczy rzucają się brak pewności w grze wicemistrzyń Polski oraz masę niewymuszonych błędów własnych. O ile nerwowość w pierwszym spotkaniu z Pałacem Bydgoszcz można tłumaczyć inauguracją sezonu, o tyle już przestoje w meczu z beniaminkiem z Rzeszowa powinny zapalić lampkę bezpieczeństwa w głowach zawodniczek i trenerów z Wrocławia. W obu spotkaniach nie brakowało momentów dobrej gry, czasami wręcz wyśmienitej, nieosiągalnej dla rywalek. Udane fragmenty to jednak nie wszystko, w pamięci kibiców wrocławskiego zespołu pozostają głównie serie błędów, które pojawiły się jak dotąd właściwie w każdym rozegranym secie. Przeważnie zaczyna się od dwóch, trzech nieudanych przyjęć, następnie szwankuje atak i w ten sposób trwonione były kilkunastopunktowe przewagi, tak jak miało to miejsce w spotkaniu z Developresem SkyRes Rzeszów, kiedy to zagrywka Magdy Jagodzińskiej siała spustoszenie w szeregach Impelu (od stanu 17:10 do 17:18).Z duża dozą prawdopodobieństwa można stwierdzić, że rotacja składu ma związek z faktem, że drużyna wciąż jest pod formą i trener ze Skandynawii próbuje ratować sytuację wszelkimi dostępnymi sposobami. Pozycja Denise Hanke jest jak do tej pory niezagrożona, niewielkie rotacje następują na środku siatki (w nie najlepszej dyspozycji znajduje się Berit Kauffeldt, która w pierwszych spotkaniach rozczarowywała). Tore Aleksandersen największy ból głowy ma z zawodniczkami grającymi na skrzydłach. Najpewniej z przyjmujących spisuje się Mira Topić, jednak również Chorwatce zdarzają się przestoje w grze. Dużo gorzej wygląda gra drugiej z przyjmujących, niezależnie od tego, która z zawodniczek pojawia się na parkiecie.
Anna Grejman rozpoczęła pierwsze spotkanie w szóstce, jednak widać było, że sporo brakuje jej jeszcze do optymalnej formy z czasów gry w ekipie z Bydgoszczy. Hana Cutura szansę występu otrzymała dopiero w meczu z rzeszowiankami i udowodniła, że dysponuje olbrzymią siłą w ataku, słabiej wygląda jej przyjęcie, co wykorzystywały rywalki z Podkarpacia, bezlitośnie kierując w nią serie zagrywek. Formy z zeszłego sezonu nie może odnaleźć także Katarzyna Mroczkowska, która jednak w każdej chwili jest alternatywą dla bardzo nierównej w tym sezonie Joanny Kaczor, która po niezłym spotkaniu z Pałacankami zaliczyła bardzo słaby występ w rywalizacji z Developresem.
Trudno nie zauważyć, że forma wrocławianek w pierwszych spotkaniach znacząco odbiegała od przewidywań. Z pewnością nie można skreślić zawodniczek trenera Aleksandersena, należy wyrazić nadzieję, że fragmenty dobrej gry niedługo przejdą do porządku dziennego. Wyzwaniem dla norweskiego szkoleniowca będzie odnalezienie optymalnego ustawienia zespołu, które zapewni odpowiednią jakość w grze aktualnych wicemistrzyń kraju. Sam szkoleniowiec podkreślał, że siła jego drużyny ma opierać się na kolektywie, nie na indywidualnościach, wypada więc oczekiwać na efekty pracy szkoleniowca, który w ubiegłym sezonie doprowadził Impelki prawie na sam szczyt krajowej hierarchii. Być może wrocławiankom brakuje jednak osobowości, która pociągnie drużynę w trudnym momencie, zawodniczki, która skończy piłkę sytuacyjną i pozwoli na ominięcie niekorzystnego ustawienia.
Pierwszy poważny sprawdzian Impelek już w najbliższy weekend, kiedy to staną naprzeciwko brązowych medalistek ostatniego sezonu - PGE Atomu Trefla Sopot. Tydzień to z pewnością wystarczający czas, by znaleźć remedium na wszystkie problemy wrocławianek. Trzeba wierzyć, że trener Aleksandersen wie, jak poprawić formę zespołu, jest przecież fachowcem wysokiej klasy, co wielokrotnie podkreślały jego podopieczne.
Marcin Górczyński