[i]- Liczę, że tym razem będzie dużo walki. Niestety, ale nie udało nam się jeszcze wygrać seta przed własną publicznością. Graliśmy 3 mecze i za każdym razem przegrywaliśmy do zera - [/i]mówi trener Dariusz Daszkiewicz. Przed jego podopiecznymi mecze numer siedem, czy w końcu zwycięski? Już teraz wiadomo, że łatwo nie będzie, ponieważ do chęcińskiej hali zawita ekipa z Lubina, która choć z nazwy jest beniaminkiem, to gdy spojrzymy na kadrę... - Trudno doszukać się tam zawodników, którzy są nowicjuszami. To mocny zespół, złożony z dobrych siatkarzy, takich jak Grzegorz Łomacz, Łukasz Kadziewicz, Marcel Gromadowski, do tego reprezentanci innych krajów jak Trommel, Paszycki.
[ad=rectangle]
Środowy pojedynek będzie pożegnaniem z tymczasową halą "Pod Basztami". Co musi się zmienić w postawie trzynastej drużyny PlusLigi, aby kibice w Chęcinach byli świadkami wygranej? - Musimy wyeliminować nasze błędy w ataku. Rozgraniczyć kiedy podejmować ryzyko, a kiedy odpuścić - przyznał Daszkiewicz. - Oglądając nasze mecze niekiedy mamy dobre piłki i nie podejmujemy tego ryzyka, a gdy mamy gorszą okazję ryzykujemy. Potrzebujemy więcej zimnej głowy - tłumaczył.
Niezwykle istotnym elementem będzie zagrywka, która nie jest jak na razie mocnym punktem Effectora. - Potrzebujemy we własnym gronie odpowiedzieć sobie na pytanie, kto ma iść na zagrywkę, ryzykować, a kto tylko wprowadzić piłkę tam gdzie zakłada taktyka. Musimy być powtarzalni. Jeśli na 10 zagrywek każdy zawodnik zagra dwa asy, a pozostałe 8 wyląduje w siatce, bądź na aucie, to sens takiej zagrywki jest żaden.
Dobrą informacją dla kieleckich kibiców jest poprawiająca się sytuacja zdrowotna. Do dyspozycji sztabu od kilku dni jest już Bartosz Krzysiek, do którego dołączył ostatnio Andreas Takvam. - Bartek systematycznie dochodzi do siebie. Na pewno żeby miał większą pewność siebie musi jeszcze trochę tych spotkań rozegrać. Z kolei Andres był wprowadzony w meczu z Bielskiem. Jest zdrowy, ale ma za sobą krótki okres treningów. Z każdym meczem będzie grywał w coraz większym wymiarze czasowym - oznajmił trener.
Niestety w dalszym ciągu uraz uniemożliwia występy Sławomirowi Jungiewiczowi, który jeszcze przynajmniej tydzień będzie musiał odpoczywać. Wtedy też wykonane zostaną badania, które dadzą odpowiedź. - Jestem zwolennikiem tego, żeby zawodnik tydzień za późno zaczął grać, niż jeden dzień za wcześnie. Dopóki nie będzie potwierdzonego badania rezonansem magnetycznym, że ta kontuzja jest w 100 proc. wyleczona, do tej pory nie będziemy ryzykowali.