Górnik Radlin - Czarni Wirex Rząśnia 2:3 (28:30, 27:25, 17:25, 25:23, 10:15)
Górnik: Adam Barteczko, Artur Kabziński, Łukasz Taterka, Kamil Gronczewski, Marek Mandrela, Rafał Scheit, Witold Słanina (libero) oraz Mateusz Maciończyk, Piotr Kermel.
Czarni: Wojciech Blomberg, Michał Krymarys, Robert Skolimowski, Błażej Kuna, Adam Łukasik, Mateusz Sobieraj, Damian Mikołajczyk (libero) oraz Grzegorz Klimek, Jędrzej Brożyniak.
W radlińskiej hali podczas piątkowej potyczki nie pojawiło się wielu sympatyków siatkówki. Ci, którzy byli na pewno nie żałowali, bowiem miejscowa drużyna przez dwie godziny dzielnie stawiała czoła wyżej notowanemu rywalowi. Górnik przystąpił do tej potyczki osłabiony brakiem podstawowego atakującego Rafała Rybarczyka, który dzień wcześniej złamał rękę. Wszystkie przeciwności losu odeszły na dalszy plan już w pierwszym secie. Jego początek zwiastował niemałe emocje, ponieważ po atakach Łukasza Taterki radlinianie objęli prowadzenie 4:1. Młody przyjmujący Górnika był zdecydowanie najjaśniejszą postacią wśród gospodarzy, którzy kontrolowali wydarzenia na parkiecie do stanu 15:13. Wówczas w polu zagrywki stanął Mateusz Sobieraj i dwukrotnie uderzył z całych sił. Piłka z każdym razem dotykała siatki i chwilę później spadała obok bezradnych obrońców gospodarzy. Trzy z rzędu zdobyte punkty przez Czarnych mogły odwrócić losy tej partii, lecz ambitni gracze Górnika nie dawali za wygraną. Udało się im obronić kilka piłek setowych a w pewnym momencie wyszli nawet na prowadzenie (28:27). W nerwowej końcówce więcej doświadczenia i opanowania wykazali przyjezdni, obejmując prowadzenie w meczu.
Początek drugiego seta znów należał do siatkarzy z Radlina. Dwa efektowne bloki oraz skończone ataki przez Taterkę i Artura Kabzińskiego pozwoliły gospodarzom wyjść na prowadzenie 5:1. Festiwal dobrej gry szybko jednak się zakończył a niezliczona ilość własnych błędów szybko znalazła odzwierciedlenie na tablicy wyników. Wśród gości dobry okres gry notował Michał Krymarys a przewaga rząśnian szybko urosła do 4 punktów (18:14). Nie oznaczało to bynajmniej końca emocji w tym secie. Po kilkudziesięciu minutowym letargu obudzili się miejscowi środkowi, szczególnie Kamil Gronczewski, który skończył dwa ataki z pierwszego tempa. Kiedy set wchodził w decydującą fazę na tablicy wyników ponownie zagościł remis. Przez moment wydawało się, że bardziej doświadczeni goście po raz kolejny przechylą szalę na swoją korzyść, ponieważ po ataku Krymarysa zrobiło się 22:20. Nic bardziej mylnego. Tym razem w końcówce zimnej krwi zabrakło przyjezdnym a punkt na wagę seta zdobył Taterka. Nie był to jednak mocny atak. Młody przyjmujący sprytnym zagraniem w sam róg boiska zaskoczył wszystkich defensorów z Rząśni.
Odsłony numer trzy i cztery dostarczyły kolejnej dawki emocji. Podopieczni Dariusza Parkitnego podrażnieni porażką w drugim secie wyszli na plac gry mocno zmotywowani. Po serii silnych zagrywek Adama Łukasika zrobiło się 11:3, co wprowadziło w szeregi faworyta element rozluźnienia. Wśród gospodarzy ciężar zdobywania punktów na swoje barki wziął Adam Barteczko, którzy rozpoczynał mecz na pozycji… rozgrywającego. To po jego atakach i skutecznym bloku przewaga gości zmalała do jednego punktu (15:14). O wszystkim jak zwykle miała zadecydować końcówka. W niej znów główną rolę odgrywały własne błędy. Radlinianie nie potrafili skończyć kilku ataków z rzędu, co momentalnie zakończyło emocje w tym secie. Czarni chcieli pójść za ciosem i rozpoczęli czwartą odsłonę od prowadzenia 3:0. Czas dla trenera Taterki okazał się zbawienny. Jego zawodnicy nie mieli już nic do stracenia, więc postanowili zainicjować następną pogoń za faworytem. Coraz skuteczniejszy na prawym ataku był Rafał Scheit a od czasu do czasu udało się także uzyskać punkt blokiem. W kluczowych momentach seta Barteczko nie pomylił się ani razu, dzięki czemu nastąpił niespodziewany tie break.
Po ogromnych emocjach w poprzednich partiach, także w decydującej partii spodziewano się zażartej walki. Innego zdania był Błażej Kuna. Seria mocnych zagrywek środkowego gości rozstrzygnęła losy meczu. Spisujący się do tej pory bez zarzutów libero z Radlina Witold Słanina, zaczął mieć problemy z przyjęciem zagrywki a jego kompani w formacji ofensywnej nie potrafili skończyć kolejnych ataków. Tym samym po niezwykle dramatycznym spotkaniu, Czarni Wirex Rząśnia zwyciężyli na parkiecie w Radlinie. Brawa należą się zarówno graczom trenera Parkitnego jak i garstce kibiców zespołu z województwa łódzkiego. Kilku sympatyków siatkówki z Rząśni przez dwie godzinny niezwykle żywiołowo dopingowało swoich pupili. Z kolei gospodarzom nie pomogła obecność na trybunach dwóch byłych zawodników z Radlina - Marcina Grygiela (obecnie atakujący Jastrzębskiego Węgla) oraz Mariusza Prudla (mistrz Europy w siatkówce plażowej do lat 23).
- Spotkanie było trochę dziwne. Oni uciekali a my cały czas ich goniliśmy. Udało się jednak ugrać dwa sety. Przy kontuzjach i chorobach, które nas obecnie dotykają, myślę że możemy być zadowoleni z wyniku. Mimo tego uważam, że mogło być nawet 3:0 dla nas. W pierwszym secie Łukasz (Taterka - przyp. J.K.) miał meczową piłkę w górze, lecz niestety nie skończył. To jest faworyt, który bije się o awans. My gramy tylko o utrzymanie, lecz mimo wszystko nie najgorzej to wyszło. Jak gramy ze słabszym zespołem to brakuje nam koncentracji. Myślimy wtedy w kategoriach, że jakoś to się ugra. Kiedy rywalizujemy z mocniejszymi ekipami to chcemy się pokazać i walczyć. Staram się wpoić moim zawodnikom, że walką naprawdę dużo ugramy. Od kilku spotkań widzę, że chłopcy to realizują, dzięki czemu to jest całkiem inny zespół. Póki co trzeba być zadowolonym z tego co jest. Drużyna rozsypała się przed początkiem sezonu, odeszło z niej kilku doświadczonych zawodników. W tym meczu, w pewnym momencie pod siatką było trzech 17-latków, więc nie wymagajmy cudów od tych chłopaków. Starsi muszą więcej pomagać i mam nadzieję, że będzie coraz lepiej - powiedział po meczu Dariusz Taterka, szkoleniowiec Górnika Radlin.