Tomasz Józefacki, który przez cztery ostatnie sezony stanowił o sile Asseco Resovii mógł liczyć przed meczem na gorące powitanie w Rzeszowie. Otrzymał kwiaty, szalik, a także pamiątkową koszulkę z numerem 11. - Przed meczem mnie po prostu przytkało. Ten moment zagrał tak emocjonalnie, że - może nie wpłynął negatywnie - ale wybił mnie z rytmu i byłem delikatnie rozbity - przyznaje zawodnik. - Zrobiło mi się żal, że jestem po drugiej stronie siatki - dodaje.
Siatkarz nie ukrywa, że przed przyjazdem do Rzeszowa targały nim różne emocje. Z jednej strony chciał pokazać się z jak najlepszej strony, z drugiej jednak wolałby przeczekać mecz na ławce rezerwowej. - Los tak to wszystko ułożył, że zagrałem i to było pozytywne - podsumowuje Józefacki, który pod nieobecność Grzegorza Szymańskiego rozegrał w sobotę całe spotkanie.
Sądząc po gorącym powitaniu zawodnika, Józefacki wciąż uważany jest w Rzeszowie za jedną z ikon miejscowej drużyny. - Ja od tego nie uciekam. Jest mi z tym dobrze - podkreśla zawodnik w rozmowie z Gazetą Wyborczą, przypominając, że aż do ostatniego meczu ubiegłego sezonu nie wiedział, że będzie musiał opuścić stolicę Podkarpacia. - Wybrałem odejście z Rzeszowa dla własnej kariery. Wolałem być bliżej gry dlatego tak postanowiłem. Nie musiałem wyjeżdżać, ale chciałem się rozwijać - wyjaśnia.
Atakujący akademików z Olsztyna ma jednak nadzieję, że będzie mu jeszcze dane wrócić do Rzeszowa. - Z każdej strony mam pozytywne sygnały od ludzi, żebym wracał, że tęsknią. Jak tylko będzie okazja to z pewnością z niej skorzystam - zapewnia.
* Z Tomaszem Józefackim rozmawiał Marcin Lew (Gazeta Wyborcza).