W poprzedniej kolejce mistrz Polski wygrał z Austriakami na wyjeździe 3:0, umacniając się na prowadzeniu grupy F najbardziej prestiżowych rozgrywek klubowych w Europie. Wynik tamtej potyczki nie oddaje jednak w pełni tego, co działo się na parkiecie. Faworyt miał bowiem spore problemy i w każdym z setów przegrywał już kilkoma punktami. Straty, zwłaszcza w partii nr 2 i 3, odrabiał dopiero w samych końcówkach, pokazując jakie znaczenie ma w tej grze doświadczenie.
[ad=rectangle]
Przed rewanżem szans ekipie Hypo Tirolu Innsbruck nie należy odbierać nie tylko z uwagi na waleczność, jaką jej zawodnicy zaprezentowali dwa tygodnie temu. Znacznie gorzej dysponowani w ostatnim czasie są bowiem bełchatowianie. Wydawało się, że ich zwycięstwo w Austrii wywalczone ze zmiennikami w składzie zaledwie dwa dni po rozbiciu w Łodzi Asseco Resovii Rzeszów było pokazem siły, po którym postawić się PGE Skrze nie będzie łatwo. Sytuacja rozwinęła się jednak zupełnie inaczej.
Podopieczni Miguela Falaski wpadli w poważne turbulencje, i to w rywalizacji z beniaminkami PlusLigi. Najpierw Halą "Energia" zatrząsł w Mikołajki MKS Banimex Będzin, który nie tylko stawił czoła, ale wręcz pobił niepokonanego dotychczas mistrza. O tym że z marazmu wyjść nie będzie łatwo kibice PGE Skry przekonali się tydzień później, gdy dwa pierwsze sety spotkania z ich ulubieńcami wygrała drużyna Cuprum Lubin. Dopiero w kolejnych odsłonach gospodarze byli zdecydowanie lepsi. Czy to mógł być zwiastun powrotu na właściwe tory?
-Wierzę, że kolejne spotkanie rozpoczniemy już tak, jak trzeciego seta z Cuprum. Jeśli się dobrze zacznie to te mecze wcale nie muszą trwać pięć setów i nie będziemy spędzać w hali 2,5 godziny, co będzie przede wszystkim z pożytkiem dla nas. W końcu jeszcze sporo gry w tym sezonie przed nami, więc im mniej setów rozgrywamy, tym lepiej - zaznaczył po spotkaniu z lubinianami Ferdinand Tille. Nierówna gra to jednak nie jedyny problem jego zespołu. Na uraz pleców uskarża się ostatnio Mariusz Wlazły, a bez niego siła uderzenia, choć wciąż duża, traci impet.
Ekipa z Innsbrucka takich problemów nie ma. Dwa ostatnie spotkania ligowe wygrała wyraźnie, bez straty seta (w ostatniej partii jednego z tych meczów rywalowi z Klagenfurtu oddała zaledwie 6 oczek) i pewnie przewodzi tabeli z kompletem zwycięstw (jedyny punkt straciła na wyjeździe w wygranym meczu z wicemistrzem i wiceliderem Bundesligi). Zespół Stefana Chrtianskiego we wszystkich 11 potyczkach austriackiej ekstraklasy oddał zresztą rywalom tylko 4 partie. W Lidze Mistrzów Hypo nie wiedzie się aż tak dobrze, ale zwycięstwo z Jihostrojem Czeskie Budziejowice i pochwały zebrane po pierwszym meczu z mistrzem Polski to kapitał, który zespół z Tyrolu może przekuć w dobrą rundę rewanżową.
W środę w Bełchatowie mocnym punktem gości będzie niewątpliwie duet przyjmujących Janis Peda - Lorenz Koraimann. Obaj w pierwszym meczu naprawdę dobrze radzili sobie zarówno w defensywie, jak i ofensywie. Zmazać plamę po katastrofalnym występie w Innsbrucku za wszelką cenę będzie chciał na pewno Oliver Venno. Gwiazdor zespołu w poprzednim spotkaniu Ligi Mistrzów nie skończył żadnego z sześciu ataków, a w drugiej i trzeciej części spotkania na boisku pojawiał się już tylko jako zmiennik. Zastąpił go wtedy Matti Juhkami, który zdobył najwięcej (12) oczek dla swojego zespołu. Ciekawe, czy w rewanżu również dostanie swoją szansę.
Punktów w rozgrywkach Ligi Mistrzów oprócz PGE Skry, nie straciło dotąd tylko rosyjskie trio: Biełogorie Biełgorod, Lokomotiw Nowosybirsk i Zenit Kazań. Jeśli bełchatowianie podtrzymają zwycięską passę i czwarty raz z rzędu zgarną w Champions League całą pulę, o awans do kolejnej fazy rozgrywek powinni być już spokojni. Najpierw muszą jednak przełamać domową niemoc. Ostatni raz 3:0 w Hali "Energia" wygrali 26 listopada w starciu z BBTS Bielsko-Biała. Jak będzie tym razem?
PGE Skra Bełchatów - Hypo Tirol Innsbruck / środa 17.12.2014 r., godz. 18:00