- Nasi zawodnicy walczyli w atmosferze terroru i zastraszenia. W trakcie meczu miejscowi kibice obrażali naszych zawodników i ich rodziny, rzucali w nich różnymi przedmiotami, a także opluwali i oślepiali laserami. Niewiele brakowało, aby doszło do tragedii. Podczas całego meczu, istniało zagrożenie, że miejscowi kibice wejdą na boisko, co zresztą uczynili w 3. secie przy stanie 23:22, wymuszając na arbitrze zmianę decyzji. To wszystko działo się przy aprobacie sędziów oraz szefa policji, który nie potrafił zapewnić odpowiednich środków bezpieczeństwa uczestnikom meczu - napisali w pomeczowym oświadczeniu działacze Olympiakosu Pireus.
[ad=rectangle]
W piśmie czytamy również, że nie był to pierwszy w historii przypadek, kiedy w Atenach doszło do gorszących scen. - Pod koniec meczu fani ponownie wtargnęli na boisko, ponieważ zabrakło policji. I znów zaczęło się rzucanie w stronę naszych zawodników i pracowników różnych przedmiotów. Tego typu sytuacja to nie nowość w Panatinaikos Halle, która nie spełnia wymagań dla spotkań wysokiego ryzyka. Podczas tych meczów, kibice gospodarzy nie powinni korzystać z dolnych trybun, aby nie mieć możliwości bezpośredniego kontaktu z graczami przeciwnika. Nie wszystkie kluby są jednak traktowane w ten sam sposób - napisano w oświadczeniu.
Ciekawostką jest fakt, że krótko po spotkaniu, trener gości chwalił kibiców za stworzenie fantastycznej atmosfery podczas meczu. - Zwycięstwo jest ważne (Olympiakos wygrał 3:2 - dop. red.), ale osobiście nie jestem zadowolony ze sposobu prowadzenia spotkania. Atmosfera w pełnej hali była natomiast fantastyczna i mam nadzieję, że tak będzie na każdym spotkaniu - przyznał Dimitris Kazazis.
Kilka godzin później, na łamach oficjalnej strony klubowe, zmienił jednak zdanie. - Moja wypowiedź o tym, że atmosfera była fantastyczna to była ironia. Ja i moi zawodnicy czuliśmy się zagrożeni - stwierdził opiekun ekipy z Pireusu.