Aleksander Śliwka: Graliśmy z siatkarską fantazją

Pomimo porażki AZS-u Politechniki Warszawskiej z PGE Skrą Bełchatów, Inżynierowie pokazali się z dobrej strony. Ich receptą na pojedynek z mistrzem Polski była gra "na luzie".

Choć AZS Politechnika Warszawska w meczu z PGE Skra Bełchatów nie sprawiła niespodzianki i przegrała 0:3, to stołeczni siatkarze mogą być zadowoleni ze swojego występu. Na początku każdego z trzech setów prowadzili wyrównaną walkę z przyjezdnymi, w końcówce jednak musieli uznać ich wyższość. Najbliżej szczęścia byli w drugiej partii, kiedy prowadzili 16:13. Inżynierom zabrakło "zimnej krwi" i ostatecznie przegrali 22:25.
[ad=rectangle]
- Spodziewaliśmy się takiego obrotu spraw. Skra jest bardzo mocna, jest dużo lepszym zespołem od nas, więc nie pozostawało nam nic innego, jak walczyć o każdą piłkę i grać na takiej siatkarskiej fantazji. Myślę, że to się mogło podobać, było kilka fajnych wymian, które zapamiętam i mam nadzieję, że kibice również. Świetne widowisko, świetny doping, oby takich spotkań jak najwięcej, fantastycznie było uczestniczyć w tym wydarzeniu - przyznaje Aleksander Śliwka.

Do Warszawy przyjechali bardzo doświadczeni zawodnicy, na czele ze złotymi medalistami mundialu. Dla młodych siatkarzy z Politechniki, którzy są dopiero na początku swojej siatkarskiej drogi, było to niezwykłe przeżycie. - Grę przeciwko mistrzom świata na pewno zapamiętam do końca życia. Przed tym meczem trochę trema mi towarzyszyła, ale gdy atmosfera już trochę opadła, gdy w głowie udało mi się to wszystko "wyłączyć", to było po prostu niesamowicie. Ogromne emocje, nic, tylko się cieszyć. W przyszłości chciałbym cały czas rozgrywać takie mecze - podkreśla przyjmujący.

Aleksander Śliwka jest pewnym punktem swojej drużyny
Aleksander Śliwka jest pewnym punktem swojej drużyny

Stołeczna drużyna, pomimo porażki, zaprezentowała się z dobrej strony. Ze swojego występu może być zadowolony zwłaszcza Aleksander Śliwka. Zapisał na swoim koncie 10 "oczek", z czego 9 atakiem (60-procentowa skuteczność). - Początkowo graliśmy jak równy z równym, ale wiadomo, że w końcówkach zadecydowało ogromne doświadczenie Skry. My walczyliśmy, ale to było do przewidzenia, że przełamanie w końcu przyjdzie, że rywal włączy piąty bieg i nie pozostawi złudzeń. My do końca się nie poddaliśmy. Myślę, że kibice mogą być z nas zadowoleni - twierdzi 19-latek.

Podczas niedzielnego spotkania widzowie chętniej dopingowali bełchatowian. Czy ta sytuacja nie deprymowała Inżynierów? - Nie da się tego ukryć, że większość hali była za Skrą. My mamy swój wierny klub kibica, któremu bardzo dziękuję, bo ich wsparcie było naprawdę odczuwalne. Dzięki całej oprawie: wrzawie, prezentacji, w ogóle całej otoczce atmosfera była niesamowita i grało się naprawdę fajnie - nie ukrywa nasz rozmówca. - Może jest jakiś żal, że przyjezdna ekipa ma więcej fanów niż my, ale na pewno nie będę tego okazywał. Tak jak powiedziałem, nasz klub kibica nie mógł się równać z resztą hali, która kibicowała Skrze, ale naprawdę mocno nas wspierał. Zresztą w trakcie meczu nie zastanawiasz się, czy ktoś jest za nami, czy przeciwko nam. Starasz się wyłączyć i po prostu grasz przeciwko danej drużynie - dodaje Aleksander Śliwka.

Źródło artykułu: