Karpaty Krosno zwyciężają w Rybniku (relacja)

Początek rundy rewanżowej okazał się pechowy dla TS Volley Rybnik. Beniaminek drugoligowych parkietów zdołał urwać tylko jednego seta w starciu z PWSZ Karpaty Krosno. Dzięki sobotniej wygranej podopieczni Krzysztofa Frączka umocnili się na 3. miejscu w tabeli grupy 4.

TS Volley Rybnik - PWSZ Karpaty Krosno 1:3 (21:25, 19:25, 25:19, 16:25)

Volley: Łukasz Lip, Tomasz Warda, Jakub Dejewski, Andrzej Smiatek, Grzegorz Jaruga, Adrian Sdebel, Łukasz Majenta (libero) oraz Kamil Kowalewski, Karol Kloś, Dawid Drużga, Tomasz Kolarczyk.

Karpaty: Jakub Habel, Robert Książkiewicz, Łukasz Skrzypek, Tomasz Gadzała, Rafał Gosik, Jonasz Biegun, Mirosław Wilk (libero) oraz Paweł Janas, Andrzej Jaszczuk, Piotr Babiarz.

Gospodarzy pech dopadł jeszcze przed pierwszym gwizdkiem sędziego. Na rozgrzewce podstawowy atakujący Volley’a Wiktor Borowski doznał urazu kręgosłupa, który wyeliminował go z gry w sobotnim spotkaniu. Jego miejsce zajął Adrian Sdebel, spisujący się jednak poniżej oczekiwań. - Zagrał przeciętnie, nie było żadnych fajerwerków. Myślałem, że grając od pierwszych minut rozegra się i pokaże na co go stać - mówił po meczu Wojciech Kasperski, szkoleniowiec rybnickiego zespołu. Mimo tego pierwszy set był bardzo wyrównany. Na początku obaj rozgrywający często korzystali z usług swoich środkowych, którzy popisywali się efektownymi zbiciami. Żadnemu z zespołów nie udawało się odskoczyć na więcej niż dwa punkty, co zwiastowało emocje do ostatnich piłek. Kluczowy okazał się autowy atak Tomasza Wardy, po którym Karpaty objęły prowadzenie 21:19. Czas dla trenera Kasperskiego nie wybił z rytmu przyjezdnych, w szczególności Roberta Książkiewicza. 20-letni środkowy dwukrotnie zaatakował z "krótkiej", dzięki czemu krośnianie objęli prowadzenie w meczu.

Wygrany set wyraźnie uskrzydlił podopiecznych Krzysztofa Frączka, którzy poszli za ciosem w drugiej odsłonie. Rybniccy siatkarze najwięcej problemów mieli z atakującym gości, Jonaszem Biegunem. Były zawodnik AZS Rafako Racibórz raz za razem zdobywał kolejne punkty potężnymi zbiciami. Dodatkowo, w szeregach Volley’a zaczęły mnożyć się proste błędy. Niedokładne przyjęcie, podwójne odbicie czy atak w antenkę powodowały coraz większą irytację wśród rybniczan. Aż do końca seta Karpaty kontrolowały wydarzenia na parkiecie a Tomasz Gadzała popisał się nawet atakiem z lewej ręki. Niekorzystny bieg wydarzeń umilał kibicom św. Mikołaj, który przechadzał się po rybnickiej hali z tacą pełną smakołyków.

Miejscowi sympatycy siatkówki mieli powody do radości w trzeciej odsłonie. Rozpoczęła się ona co prawda identycznie jak pierwsza, lecz wśród graczy Volley’a widać było większe zaangażowanie i wolę walki. W ofensywie coraz skuteczniej prezentował się duet Grzegorz Jaruga - Andrzej Smiatek a swoje trzy grosze dołożył także Tomasz Warda. Dobra gra beniaminka oraz rozprężenie w drużynie z Krosna pozwoliło w końcu objąć Volley’owi prowadzenie. W końcówce trener gości rotował jeszcze składem, lecz ostatecznie po silnej zagrywce Jarugi rybniczanie dopięli swego.

Kiedy wydawało się, że śląski zespół powróci do dobrej gry, znów inicjatywę przejęli goście. Czwarty set od samego początku przebiegał po ich myśli. Przy stanie 4:2 dla Karpat błąd podwójnego odbicia przytrafił się Łukaszowi Lipowi. Kapitan Volley’a długo nie mógł pogodzić się z decyzją arbitra, lecz nawet sugestywna dyskusja z rozjemcą meczu nie przyniosła efektu. Gorące głowy rybniczan próbował studzić Kasperski, jednak w dalszej części seta dominowali już tylko goście. Ataków nie kończyli Warda i Sdebel, z kolei ze strony Karpat sunęły kolejne potężne zbicia. Dzieła zniszczenia dokonał Gadzała, który bezproblemowo omijał często pojedynczy blok gospodarzy. Dzięki tej wygranej siatkarze z Podkarpacia utrzymali 3. lokatę, z kolei rybniczanie pozostali na 6. miejscu.

- Wcieliliśmy się w rolę Mikołaja w tym meczu. Co tu dużo gadać, spotkanie oddaliśmy bez walki. Po ostatnim pojedynku z Kielcami, gdzie było trochę zaciętości z naszej strony, spodziewałem się że teraz tego elementu nie zabraknie. Przed meczem wszystko wyglądało tak jak powinno. Niestety kilka prostych błędów zdeprymowało moich chłopaków, po czym nie było już dobrej gry. Tylko w wygranym secie moi zawodnicy powalczyli, ale wynikało to także z błędów w szeregach gości. Najbardziej mi szkoda czwartego seta, gdzie ujawniła się nasza niemoc. Brakuje nam stabilizacji zarówno w meczach jak i na treningach. Prawie zawsze wychodzimy inną szóstką. Największe problemy mamy z zawodnikami przyjmującymi, bo każdy z nich boryka się z jakimś urazem. Andrzej Smiatek nie trenował przez ostatnie dwa tygodnie z powodu zapalenia oskrzeli a Łukasz Majenta od początku sezonu zmaga się z różnymi kontuzjami. W szatni wyjaśniliśmy sobie parę spraw. Chłopcy muszą jednak sami do tego dojść i zmienić przede wszystkim coś w swoim zachowaniu. Jeśli będą podchodzić do meczu ambitniej i aktywniej, to możemy wygrać z każdym. Myślę, że nasze proste błędy doprowadzają często graczy do wściekłości. W momencie kiedy wszystko nam się układa, to tej nerwowości nie ma. Musimy przede wszystkim poprawić elementy techniczne. Zamiast iść do przodu to my się cofamy. Niestety wszystkie te urazy i kontuzje także nam nie pomagają - powiedział Wojciech Kasperski, szkoleniowiec TS Volley Rybnik.

Źródło artykułu: