Marcin Olczyk: PGE Skra Bełchatów w sobotę was zdemolowała. Czy przy tak serwującym rywalu istniał chociaż cień szansy na zwycięstwo?
Vital Heynen: Jak już kiedyś powiedziałem - łatwo jest przyjechać do Bełchatowa i grać ze Skrą. Dlaczego? Wiadomo bowiem, że jeśli oni zagrają dobrze, to nie masz szans. To naprawdę proste. Nie ma sensu winić wtedy swojego zespołu. Jeśli oni robią swoje, nie jesteś w stanie nic poradzić. Możemy dyskutować, czemu w żadnym secie nie ugraliśmy 19 czy 20 punktów. To nas jeszcze czeka, bo pewnie było to możliwe, ale nie więcej. Gdybyśmy osiągnęli pułap 20 oczek powiedziałbym: ok, wszystko jest w porządku.
[ad=rectangle]
Dzień przed meczem w Bełchatowie zacząłem twittować. Skończyłem czytać właśnie książkę "Jestem szefem", z której wynika, że powinienem być bardziej aktywny w sieci, bo nie jestem w tym dobry. Mam gadane, ale w społeczności internetowej mnie dotychczas nie było. Żadnego Facebooka, nic. Dlatego postanowiłem zacząć w tym kierunku działać. Pierwszego twitta napisałem w sobotę przed spotkaniem z bełchatowianami i dotyczył on tego, że Skra jest faworytem do wszystkich tytułów w tym sezonie - w lidze, w Lidze Mistrzów i Pucharze Polski.
W Lidze Mistrzów?
- Absolutnie. Nie jest tam oczywiście jedynym faworytem, ale jednym z największych. Na tyle, na ile znam siatkówkę, wydaje mi się, że Skra będzie w Final Four, a nawet samym finale. Losowanie może nie jest łatwe, ale bełchatowianie w półfinale nie powinni trafić na Kazań. Według mnie z Zenitem spotkają się w meczu o złoto. Mam nadzieję, że się nie mylę, żeby nie wyszło potem, że jednak na tej grze się nie znam. Taka jednak jest moja ocena tego zespołu. Dlatego wracając do pierwszego pytania, przed meczem mieliśmy nadzieję, że będziemy mieć szansę, ale to była właśnie tylko i wyłącznie nadzieja. Nic więcej.
Czy w polskiej lidze ktoś może rzucić bełchatowianom wyzwanie w walce o złote medale?
- ZAKSA. Ewentualnie Jastrzębski Węgiel w pełnym składzie. Poza nimi oczywiście na pewno Resovia i może Lotos Trefl. To wszystko. ZAKSA to bardzo groźny zespół. W Kędzierzynie-Koźlu posiadają olbrzymią jakość, jeśli tylko zbiorą się w garść, mogą być w ćwierćfinale bardzo trudnym rywalem.
Czy z tak bolesnej porażki będzie pan w stanie wyciągnąć jakieś pozytywy dla swojego zespołu?
- Najlepszym sposobem nauki są właśnie porażki. Zwycięstwo zawsze coś ukrywa. Przegrana z kolei obnaża wszystko. Jako trener najwięcej wynoszę więc z tych meczów, których nie wygrywam, choć oczywiście nie jest to miłe i przyjemne. Gdy wygrywamy, a ja powiem zawodnikowi, że jego pozycja w którymś momencie była zła, że coś wyszło nie tak, to będzie mi tylko powtarzać: "Ale wygraliśmy trenerze. Nie ma problemu." Co mam mu wtedy powiedzieć? Przegrywanie jest dobre dla rozwoju, ale ja tego nie lubię. A już zbyt częste porażki w ogóle nie są fajne (śmiech).
Przegrana ze Skrą na pewno boli, ale w ten weekend sprzyjały wam inne wyniki. Przegrał Jastrzębski Węgiel i Cuprum Lubin, czyli drużyny marzące o tym, by odebrać wam czwarte miejsce w tabeli.
- Jasne, normalnie nie bylibyśmy czwarci. Nikt nie zakładał przed sezonem, że dzisiaj moglibyśmy być tak wysoko. Niektórzy nie widzieli dla nas nawet miejsca w play-offach. Mamy dobry sezon, ale chcemy zrobić jeszcze jedną niespodziankę i pójść o krok dalej. Naszym marzeniem jest półfinał.
Do końca fazy zasadniczej sezonu macie już niemal same ciężkie mecze. Już w najbliższej kolejce Asseco Resovia, później Jastrzębski Węgiel i ZAKSA.
- Najlepsze w tym wszystkim jest to, że i tak będziemy szczęśliwi, jak zakończymy rundę w pierwszej szóstce. To jest nasz podstawowy cel. Chodzi o to, że jeśli ta sztuka nam się uda, to nie będziemy musieli grać z tymi cholernymi zespołami z Bełchatowa i Rzeszowa. To są dwie drużyny, z którymi nie mamy żadnych szans. Możemy więc zaliczyć fantastyczny sezon, jeśli utrzymamy się w szóstce. Szanse, może nie koniecznie wielkie, ale w ogóle jakieś, możemy mieć grając np. z ZAKSĄ. To dobry zespół, ze świetnymi zawodnikami, który teraz po prostu gra źle.
Ma pan już pomysł, jak pokonać w środę wicemistrza Polski z Rzeszowa?
- Nie. Jeśli nie pokonają nas łatwo, to my wygramy. Nie mam z tym problemu. Mówimy o takiej samej sytuacji jak w przypadku Bełchatowa. Jeśli Resovia nie zagra dobrze, a mam taką nadzieję, bo przecież nie musi, to jej wybór, wtedy możemy ją pokonać.
Jak porówna pan poziom ligi w obecnym sezonie, do tego, co działo się w poprzednim? Czy PlusLiga jest teraz silniejsza?
- Silniejsza? Dużo silniejsza, a nie tylko silniejsza. Jeśli grasz z zespołem, który w poprzednich rozgrywkach był piąty, a teraz jest jedenasty, i nie ma tu mowy o przypadku, to zmiana widoczna jest gołym okiem. Niżej jest też świetnie spisujący się przed rokiem zespół z Radomia. Konkurencja znacznie wzrosła. Gdyby Transfer grał tym samym składem, co w zeszłym sezonie, byłby pewnie dwunasty. Poziom PlusLigi w tym sezonie jest wyraźnie lepszy. Wymowny przykład: w poprzedniej kolejce byłem zachwycony meczem AZS-u Częstochowa z MKS Banimexem Będzin, a grały ze sobą dwunasta i czternasta drużyna w tabeli! Ja patrzyłem na ten mecz i mówiłem sobie: wow, w jak znakomitych rozgrywkach przyszło mi uczestniczyć?
Czy jest pan w takim razie zadowolony, ze składu, który udało się zebrać w Bydgoszczy?
- Tak, bardzo. On jest nawet lepszy niż oczekiwałem. Naszym założeniem była walka o ósemkę, a rozmawiamy teraz o czwórce i wciąż na tej czwartej lokacie jesteśmy, więc nasza sytuacja jest wręcz rewelacyjna. Mamy drużynę składającą się z bardzo różnych zawodników, ale razem stanowią oni znakomity kolektyw. Jesteśmy bardzo dobrzy w zdobywaniu punktów. Tak naprawdę wygrywamy wszystko, co powinniśmy, może za wyjątkiem pierwszego spotkania z AZS-em Politechnika Warszawska. Poza tym wykorzystaliśmy wszystkie nasze szanse.
Czy według pana korzystną dla PlusLigi tendencją jest napływ zagranicznych trenerów? Mamy teraz w ekstraklasie aż czterech szkoleniowców z Włoch.
- Myślę, że każdy chciałby teraz przyjechać do Polski. Dobry czy zły, wszyscy będą się tu kierować. Roberto Santilli współpracował ze mną podczas mistrzostw świata (podczas mundialu znajdował się w sztabie szkoleniowym reprezentacji Niemiec - przyp. red.). On i jego rodacy to znakomici fachowcy, którzy na pewno pomogą swoim zespołom. Polska jest na dobrej drodze, żeby zostać zdecydowanie najlepszą ligą. Wydaje mi się, że już ją jest, ale jeśli nie, to za rok będzie już na pewno.
Czyli polskie zespoły nie powinny mieć w kolejnej fazie Ligi Mistrzów problemów z ekipami z Trei czy Perugii?
- Problemy mogą się pojawić, ale daję im większą szansę niż Włochom. W poprzednich latach te proporcje przed meczami wyglądały zupełnie inaczej. Nie mówię, że będzie łatwo, ale myślę, że to jest tak 60/40, ale nie jak dotychczas dla drużyn z Italii, tylko tym razem na korzyść zespołów z Polski. Pytając dziennikarzy na całym świecie, może za wyjątkiem Włochów, wszyscy powiedzą, że to wasze zespoły są faworytami. Pracuję teraz w lidze, która, tak jak wspominałem, już teraz jest prawdopodobnie najlepsza na świecie, a jak rozwijać będzie się tak, jak dotychczas, za rok będzie już zdecydowanie najlepsza.