CSKA Sofia – Domex Tytan AZS Częstochowa 1:3 (23:25, 16:25, 25:20, 20:25)
CSKA Sofia: Zarev, Nenchev, Bonev, Ivanov, Kolev, Maljo, Salparov (libero) oraz Samunev, Pasqual, Naydenov i Todorov.
AZS Częstochowa: Stelmach, Nowakowski, Bartman, Wrona, Gradowski, Mljakow, Zatorski (libero) oraz Gunia, Drzyzga, Wierzbowski i Michalczyk.
Dla obu ekip wtorkowy pojedynek miał ogromną wagę, gdyż ewentualny zwycięzca praktycznie zagwarantowałby sobie trzecie miejsce w grupie, dające przepustkę do gry w Pucharze CEV. Spotkanie już od samego początku miało niezwykle wyrównany przebieg. Częstochowianie rozpoczęli nieco nerwowo i po dwóch blokach na Smilenie Mljakowie przegrywali 3:1. Wraz z biegiem czasu wicemistrzowie Polski rozkręcali się jednak i po chwili to oni przejęli inicjatywę. Po udanym atakach Mljakowa, Wojciecha Gradowskiego oraz Piotra Nowakowskiego częstochowianie na pierwszej przerwie technicznej prowadzili 8:7. Bułgarzy nie dawali jednak za wygraną i co chwilę odgryzali się udanymi atakami. Wicemistrzowie Polski długo nie mogli znaleźć recepty przede wszystkim na Kenijczyka, Phillipa Maljo, który korzystając ze swoich znakomitych warunków fizycznych, nękał "Akademików" udanymi atakami. Czarnoskórego atakującego dzielnie wspierali także Bojan Bonev oraz Ivan Kolev. Walka punkt za punkt sprawiła, że losy pierwszej partii miały rozstrzygać się w końcówce. Początkowo warunki dyktowali gospodarze. Dwa udane kontrataki wykorzystane przez Mljakowa i autowy atak Koleva sprawiły jednak, że sytuacja zmieniła się, jak w kalejdoskopie i to częstochowianie doszli do głosu i po chwili przypieczętowali wygraną. Przy wyniku 23:23 w ataku nie zawiódł Mljakow, a po chwili po dobrej zagrywce na blok częstochowian nadział się Bonev i pierwsza partia padła łupem podopiecznych Radosława Panasa.
Udany początek spotkania wyraźnie uskrzydlił częstochowian, którzy w drugiej partii grali już koncertowo i zupełnie przyćmili gospodarzy, którzy momentami byli wręcz bezradni. Podopieczni Radosława Panasa poszli za ciosem i dzięki dobrej grze w bloku i przede wszystkim zagrywce szybko wypracowali sobie bezpieczną przewagę, która systematycznie rosła. Do fenomenalnie radzącego sobie w ataku Mljakowa szybko dostroili się również Bartman i Gradowski, którzy bezlitośnie obnażali wszystkie braki w szeregach mistrza Bułgarii. Na domiar złego dla podopiecznych Aleksandara Popowa w ataku zaciął się Maljo, co nie wróżyło Bułgarom niczego dobrego. Częstochowianie nie spuścili z tonu i po zupełnie jednostronnym secie zwyciężyli 25:16, dzięki czemu wysforowali się na prowadzenie 2:0.
Gdy wydawało się, że częstochowianie w trzeciej partii postawią kropkę nad "i", niespodziewanie przebudzili się gospodarze. Początkowo wszystko jednak układało się po myśli częstochowian. W ataku, jak w transie spisywali się Mljakow oraz Bartman i wydawało się, że wygrana w tej partii to tylko kwestia czasu i zwykła formalność. Kilka błędów w ataku po stronie "Akademików" i dwa bloki w wykonaniu miejscowych pozwoliły jednak podnieść się z kolan Bułgarom, którzy zwietrzyli swoją szansę. Kluczowym elementem okazał się blok, który długo okazał się zaporą nie do przejścia dla podopiecznych Radosława Panasa. Częstochowianie zupełnie stanęli i w mgnieniu oka mistrzowie Bułgarii odskoczyli na kilka punktów, w czym największa zasługa Phillipa Maljo oraz ikony hiszpańskiej siatkówki, Rafaela Pasquala, który mimo 38- lat kilkukrotnie pokazał klasę w ataku. CSKA złapało "wiatr w żagle" i w końcówce mimo silnego oporu ze strony częstochowian, Bułgarzy nie dali wydrzeć sobie zwycięstwa i tym samym z pewnej wydawało się wygranej częstochowian zrobiło się zaledwie 1:2.
Mistrzowie Bułgarii nie spuścili z tonu i w rezultacie początek czwartej odsłony toczył się pod ich wyraźne dyktando. Podobnie, jak w trzecim secie, gra CSKA opierała się głównie na Maljo i Pasqualu, a chwilami w ataku dawał o sobie znać również Bojan Bonev. Częstochowianie przetrzymali jednak napór rywali, utrzymali nerwy na wodzy i po pierwszej przerwie technicznej wzięli sprawy w swoje ręce, rozpoczynając marsz po pierwsze w tym sezonie zwycięstwo w najbardziej prestiżowych rozgrywkach klubowych w Europie. Po pierwszej przerwie technicznej, podopieczni Radosława Panasa włączyli "drugi bieg". Bułgarzy długo nie mogli przełamać się w ataku, a do tego nie ustrzegli się prostych, wręcz szkolnych błędów, co było tylko wodą na młyn dla częstochowian, których przewaga sukcesywnie powiększała się. Gospodarze nie złożyli jednak broni i rzucili na szalę wszystkie swoje możliwości. Po dwóch blokach na kolejno Mljakowie i Bartmanie, przewaga częstochowian stopniała zaledwie do jednego "oczka" i wydawało się, że wzorem pierwszego seta wszystko rozstrzygnie się w końcówce. Rzeczywistość okazała się jednak zgoła odmienna. Po czasie wziętym przez trenera, Radosława Panasa, "Akademicy" wykrzesali z siebie maksimum możliwości i w końcówce byli już poza zasięgiem rywali. Ponownie pierwsze skrzypce w ekipie spod Jasnej Góry grał niezwykle zmotywowany, Smilen Mljakow, a ostatnie słowo w tej odsłonie należało do kolejnego wyróżniającego się zawodnika w talii trenera Radosława Panasa, Zbigniewa Bartmana, który zdobył ostatni punkt i tym samym zapewnił swojemu zespołowi zwycięstwo 3:1 i tym samym pierwsze trzy punkty, które w końcowym rozrachunku mogą okazać się bezcenne.