Adrian Heluszka: Co się stało z waszym zespołem w tym spotkaniu? Po ostatnich spotkaniach nawet ze Skrą Bełchatów, wydawało się, że wasza forma idzie w górę i postaracie się tutaj o wygraną. Tymczasem przegraliście wyraźnie 3:0. Jak ocenisz to spotkanie tak na gorąco?
Michał Dębiec: Wydaje mi się, że troszeczkę przeszliśmy obok tego meczu. Praktycznie tylko w trzecim secie podjęliśmy troszeczkę walkę. W pierwszych dwóch setach mniej więcej do ich połowy graliśmy, jak równy z równym. Potem niestety szwankowało przyjęcie, nie kończyliśmy piłek w ataku w pierwszym uderzeniu, do tego nie kończyliśmy kontr i takie piłki podłamują niestety zespół. Było widać, że spuściliśmy głowy, niektórym brakowało wiary. Wydawało się, że można tutaj podjąć walkę i wywieźć nawet jakieś punkty. Częstochowianie są nieobliczalnym zespołem, ale to nie oznacza, że można z nimi tak wyraźnie przegrywać. Chcieliśmy wywieźć stąd punkty, podjąć walkę, ale taki jest sport i tym razem nie udało się.
Przed meczem wydawało się, że kluczem do sukcesu będzie dla was zatrzymanie w ataku Zbigniewa Bartmana i Smilena Mljakowa. Trzeba przyznać, że ta sztuka się wam nie udała, gdyż zwłaszcza Bartman dokonywał chwilami wielkich rzeczy w ataku i obijał niemiłosiernie wasz blok…
- Dokładnie tak, nie udało nam się powstrzymać Zbyszka ani Mljakowa. Radzili sobie bardzo dobrze, nie mogliśmy ich ani zablokować, ani podbić w obronie. Na bloku w ogóle nie zrealizowaliśmy założeń taktycznych. Trzeba obejrzeć to spotkanie, zobaczyć błędy i wyciągnąć z nich odpowiednie wnioski i walczyć dalej. Nic nam nie pozostaje. Jesteśmy podobnie jak częstochowianie zespołem nieobliczalnym. Potrafimy wygrać i powalczyć z każdym, jak i z każdym przegrać. To spotkanie nie było udane w naszym wykonaniu, ale musimy o nim zapomnieć i podjąć rękawice dalej.
Ta porażka z pewnością skomplikuje waszą sytuację w tabeli. Bezpieczne miejsca w tabeli się od was oddalają, a teraz przed wami spotkania z samymi potentatami i o punkty łatwo nie będzie…
- Na pewno, ale trzeba wziąć pod uwagę, że sezon trwa. Przed nami runda rewanżowa, która miejmy nadzieję będzie dla nas lepsza od tej rundy. Mam nadzieję, że zdobędziemy jakieś punkty z zespołami, z którymi możemy wygrać, a także uda się urwać punkty rywalom z górnej części tabeli. Nie ukrywam, że jesteśmy w trudnej sytuacji, ale wszyscy zdajemy sobie z tego sprawę. Wszyscy wiemy, gdzie obecnie się znajdujemy, ale nie pozostaje nam nic innego, jak tylko walczyć i tak też będziemy robić. To spotkanie nam nie wyszło i nie wyglądało dla nas tak, jakbyśmy sobie tego życzyli. Są jednak kolejne mecze i mam nadzieję, że ciężka praca na treningach przyniesie korzystne efekty.
Odkąd wasz zespół objął Waldemar Wspaniały wasza gra wygląda zdecydowanie lepiej, niż za czasów Rastislava Chudika. Wobec tego, jak oceniasz współpracę z trenerem Wspaniałym? Wprowadził może coś nowego na treningach?
- Kilkukrotnie już słyszałem to pytanie i ciężko jest cokolwiek powiedzieć po tak krótkim okresie czasu. Na pewno wszczepił w nas ducha walki i zmotywował nas. Do tego dodał nam wiary w to, że potrafimy naprawdę grać w siatkówkę. Do nowego roku dajemy sobie jeszcze troszkę czasu i mam nadzieję, że po Nowym Roku zespół będzie już zdobywał punkty.
Wobec tego, jak porównałbyś trenera Rastislava Chudika z trenerem Wspaniałym?
- Myślę, że nie jestem od tego by porównywać obu trenerów. Obaj mają dobry warsztat treningowy i nie moja rola w tym by obu porównywać. Przyszedł nowy trener i ja osobiście zawsze daje z siebie wszystko na każdym treningu, walczę o każdą piłkę, podobnie zresztą, jak wszyscy w drużynie. Nie można powiedzieć, że coś pod tym względem się zmieniło, wszyscy nadal walczymy i staramy się, jak możemy. Wobec tego, ciężko jest mi porównywać trenera Chudika z trenerem Wspaniałym.
Nie deprymuje was to, że w tym sezonie na własnym parkiecie nie zasmakowaliście jeszcze smaku zwycięstwa w rozgrywkach ligowych? Wpływa to w jakiś sposób na waszą psychikę?
- Na pewno. Nie ukrywam, że chcielibyśmy się wreszcie zaprezentować naszym, bydgoskim kibicom z dobrej strony. Rozegraliśmy dobre spotkanie z Bełchatowem, a o dwóch poprzednich nie chcemy w ogóle rozmawiać, bo były dramatyczne z naszej strony. Miejmy nadzieję, że przełamiemy się w końcu. Za tydzień gramy u siebie z Olsztynem, który przegrał u siebie z Kędzierzynem i myślę, że można powalczyć.
A myślisz, że fakt, że pierwotnie mieliście występować w I lidze i pod takim kątem budowano zespół, ma wpływ na waszą grę w PlusLidze? Trzeba przyznać, że zaczęliście sezon trochę z marszu, bez większych przygotowań…
- To też nie mi oceniać. Każdy z nas cieszył się z gry w PlusLidze, to jedna z najlepszych lig w Europie i chcieliśmy się w niej zaprezentować. Skład mieliśmy budowany na I ligę, ale nie brakuje w naszym zespole zawodników doświadczonych, którzy jak pokazały mecze w Warszawie i z Bełchatowem wezmą na siebie ciężar gry i pomogą młodszym chłopakom. Generalnie ja jestem najmłodszy na boisku, a na ławce jest jeszcze mnóstwo młodych graczy, którzy wyszli dopiero z wieku juniora. Myślę, że jeszcze nie pora na to, by rozwodzić się, czy lepiej byłoby nam w I lidze, czy w PlusLidze. Jesteśmy w PlusLidze i pozostaje nam tylko walka. Wiemy na co nas stać i wierzymy, że jesteśmy w stanie utrzymać się w lidze.
Wobec tego jakie cele na najbliższe spotkania?
- Walczyć i wygrywać (śmiech). Tak mówi stare porzekadło. Naprawdę nie mamy nic do stracenia. To co ugramy na boisku będzie tylko "in plus" dla nas, a jeśli się nie uda, to nie powinniśmy przede wszystkim spuszczać głów, tak jak było to w tym meczu. Wszyscy nie podjęliśmy walki i to nie powinno tak wyglądać. Wszyscy przemyślimy na spokojnie to spotkanie i mam nadzieję będzie lepiej.