Matteo Martino - bez pracy nie ma kołaczy
Miał zostać gwiazdą światowych parkietów, która przez wiele lat będzie stanowić o sile Italii. O kim mowa? Poznajmy historię Matteo Martino.
Po okresie sukcesów Generazione di fenomeni w latach 90., dla włoskiej siatkówki nadszedł nieco słabszy okres. Co prawda Italia sięgnęła po tytuł najlepszej drużyny Starego Kontynentu w 2005 roku, ale trzon zespołu stanowili zawodnicy o sporym doświadczeniu i jasne wydawało się, że za kilka lat kadra będzie potrzebowała dopływu świeżej krwi. Przedstawicielem nowego pokolenia miał być właśnie Martino, który debiutował w kadrze niedługo po swoich osiemnastych urodzinach. Udane występy w barwach Bre Banca Lannutti Cuneo i Sparklingu Mediolan utwierdzały szkoleniowców drużyny narodowej, że wokół Matteo będą mogli budować nowy zespół.
Patrząc z perspektywy Igrzysk w Pekinie, niemożliwe wydaje się, że po olimpijskim turnieju Martino zaledwie raz znalazł się w kadrze Italii na imprezę mistrzowską. (europejski czempionat w 2009 roku). - Po igrzyskach w Pekinie zamknąłem przed Martino drzwi do reprezentacji Włoch, bo nie byłem zadowolony z poziomu gry, który reprezentował - argumentował ówczesny trener Andrea Anastasi. Czy chodziło wyłącznie o formę sportową ? Wątpliwe. Tajemnicą poliszynela pozostają częste kłótnie gracza z kolegami z kadry i niesubordynacja wobec zaleceń sztabu szkoleniowego. Jak się później okaże, stanowiło to zaledwie wierzchołek góry lodowej.
Po olimpijskiej przygodzie Martino skuszony przez jeden z największych klubów na Półwyspie Apenińskim Cucine Lube Banca Marche Treia przeniósł się do miasta oddalonego 30 km od wybrzeży Morza Adriatyckiego. Początek miał wręcz wyborny. Pewne miejsce w szóstce i rola lidera, trudno o lepszy start. Z czasem jego pozycja w Lube słabła. Kryzys nadszedł w 2010 roku, kiedy to Włoch pozostał poza kadrą narodową. Świat siatkówki obiegła wtedy wiadomość, że Matteo kończy z grą w hali i stawia na odmianę plażową. - Po tym jak w 2010 roku znalazłem się poza kadrą narodową, myślałem, że może uda mi się dostać na Igrzyska Olimpijskie w Londynie w 2012 roku jako siatkarzowi plażowemu. Ostatecznie nic z tego nie wyszło. Chcąc grać w siatkówkę plażową na najwyższym poziomie trzeba byłoby się poświęcić temu całkowicie - stwierdził.Początek nie zapowiadał późniejszych problemów. Martino wychodził w pierwszej szóstce i przeważnie nie zawodził. Im dalej w las, tym gorzej. W trakcie sezonu Włoch stracił miejsce na parkiecie, ponadto dał o sobie znać krnąbrny charakter siatkarza. W jednym z wywiadów Enfant terrible włoskiej siatkówki przelał czarę goryczy, krytykując kolegów oraz przyznając się … do lenistwa. Po wielu latach gry Martino oznajmił, że siatkówka nie należy do jego pasji, lecz traktuje ją wyłącznie jako przykry obowiązek w celach zarobkowych. - Kiedy byłem mały rodzice wysłali mnie do szkółki siatkarskiej i tak rozpoczęła się moja przygoda z tym sportem. Nie miałem wpływu na to, kim teraz jestem. I tak wyszło, że gram w siatkówkę, ale dla mnie jest to praca, nie przyjemność. Nie jestem do końca szczęśliwy z tego wszystkiego - podkreślał.