Michał Filip: Niełatwo patrzy się na mecz z ławki rezerowowych

Politechnika wygrała pierwszy mecz w tym roku na własnym boisku i to z trzecim w tabeli Lotosem Gdańsk. Michał Filip oglądał większość spotkania z kwadratu dla rezerwowych.

Dla Inżynierów starcie z gdańszczanami nie miało większego znaczenia, bo ich 9. miejsce przed fazą play-off było niezagrożone. Przeciwnicy z kolei mogli się jeszcze martwić o swoją pozycję w tabeli, jednak ostatecznie - w obliczu przegranej Jastrzębskiego Węgla w Lubinie - utrzymali się na podium rundy zasadniczej.

Spotkanie na Torwarze nie należało do tych z gatunku dreszczowców. Trener Andrea Anastasi nie posłał do boju swojej żelaznej szóstki, a w czwartej partii wystawił niemal w całości rezerwowy skład. Politechnika mogła się cieszyć ze zwycięskiego zakończenia rundy zasadniczej. - Wywalczyć trzy punkty z takim zespołem to bardzo fajna sprawa, chociaż rywale nie grali do końca tak, jak się spodziewaliśmy. Jednak najważniejsza jest wygrana - skomentował atakujący AZS-u, Michał Filip. - Wróciła do nas w końcu tak zwana "iskra". Zagraliśmy po prostu z większą fantazją. Tego właśnie zabrakło nam w drugiej rundzie, a towarzyszyło nam w pierwszej, kiedy pokonywaliśmy takie zespoły, jak na przykład Bydgoszcz - dodał.
[ad=rectangle]
Czy 9. miejsce zadowala zespół ze stolicy? - Każdy z nas przed sezonem wziąłby go w ciemno. Jednak było nas stać na więcej. Myślę, że gra w "ósemce" była na wyciągnięcie ręki. Taki jest sport niestety - powiedział 20-latek. - Zabrakło kilku setów, kilku końcówek. W niektórych spotkaniach te końcówki mieliśmy takie, że głowa bolała. Zniszczyły nas błędy własne - ocenił Filip.

Inżynierowie zmierzą się w kolejnej fazie z Indykpolem AZS-em Olsztyn. - Raz pokazaliśmy już w tym sezonie, że jest to przeciwnik do pokonania. Wygraliśmy z nimi 3:1 w pierwszej rundzie. O drugim meczu nie będę lepiej wspominał (uśmiech) [AZS PW przegrała gładko 0:3 - przyp. red]. Uważam jednak, że jest to rywal zdecydowanie w naszym zasięgu - stwierdził.

Michał Filip nie wyobraża sobie już powrotu na pozycję przyjmującego
Michał Filip nie wyobraża sobie już powrotu na pozycję przyjmującego

Dla Michała Filipa nie był to mecz, jak każdy inny, bo po raz pierwszy patrzył na niego głównie z wysokości kwadratu dla rezerwowych. Trener Jakub Bednaruk postawił na Pawła Mikołajczaka, który jest obecnie w wysokiej formie. Jak w nowej sytuacji odnalazł się młody atakujący? - Koledzy nie potrzebowali mojej pomocy. Paweł grał dobry mecz. Oczywiście nie czułem się fajnie, patrząc na to z ławki. Ale to jest sport, gra lepszy, a to, co Paweł ostatnio wyprawia, jest po prostu mistrzostwem świata. Jest w rewelacyjnej formie, w spotkaniu z Radomiem skończył chyba ponad 60% swoich ataków, w samym tie-breaku. To mówi samo za siebie. Nie jestem zły, czy obrażony. Walczę na treningach, na meczu. Robię, co do mnie należy - skomentował.

Czy w takiej sytuacji myśli o powrocie na przyjęcie? - Nie trenuję przyjęcia już bardzo długo i nie wyobrażam sobie powrotu na tę pozycję - powiedział Filip z przekonaniem.

Filip słynie z ekspresyjności na boisku. Niekiedy prezentuje swoją radość również kolegom po drugiej stronie siatki. W czwartym secie meczu z Lotosem Treflem Gdańsk posyłał rywalom znaczące spojrzenia po skutecznych blokach. - Żółta kartka krzywdy nam nie wyrządzi, a trochę gry psychologicznej być musi. To, że mam 20 lat, nie znaczy, że będę się bał kogoś, kto jest po drugiej stronie siatki. Moje zachowanie nie wynika ze złości czy złych intencji. Jest to po prostu czysto sportowe podejście. Po bloku pokazuję swoje zadowolenie i może jeden lub drugi przeciwnik w kolejnej akcji popełni błąd. Sam często spotykam się z takimi reakcjami rywali. Tak to się po prostu robi w dzisiejszej siatkówce - skomentował Inżynier.

Politechnika siała w meczu spore zamieszanie w szeregach gości dzięki serwisowi. Gospodarze zdobyli w tym elemencie pięć punktów, ale popełnili również 11 błędów. Nawet Bartłomiej Lemański próbował zagrywki z wyskoku. - Taktyka była taka, żeby wyjść i zagrać jak najlepiej. Ryzykować przede wszystkim na zagrywce. To, że Bartek Lemański zagrywał z wyskoku wiąże się z szukaniem alternatywy do jego serwisu flotem. "Brazylijkę" ma rewelacyjną, ale niektórzy sobie z tym radzą. Z jego zasięgiem zagrywka z wyskoku staje się piekielnie trudna do przyjęcia - tłumaczył Filip.

Źródło artykułu: