Ekipa z Kędzierzyna-Koźla przegrała drugie spotkanie ćwierćfinałowe i odpadła z rywalizacji o medale PlusLigi. W dwumeczu z PGE Skrą Bełchatów ZAKSA nie wygrała ani jednego seta. Najbliżej tej sztuki było w ostatniej partii sobotniego spotkania, ale, mimo czteropunktowego prowadzenia jeszcze w końcówce, i tę odsłonę przegrała.
[ad=rectangle]
- Drużyna z Bełchatowa udowodniła, że nie przez przypadek jest mistrzem Polski. PGE Skra znajduje się przecież również w szóstce najlepszych zespołów na Starym Kontynencie. Podjęliśmy w tym meczu walkę - niestety tylko w trzecim secie. W pierwszych dwóch zostaliśmy rozstrzelani zagrywką. Nie mogliśmy sobie z nią poradzić, ale nie szło nam też na siatce. Jeśli nie ma się siły ognia ani przyjęcia to nie można wygrać z tak poukładanym zespołem, jakim jest Skra - przyznał Sebastian Świderski.
Bełchatowianie przez większość sobotniego spotkania prowadzili grę. W trzeciej odsłonie mieli jednak sporo problemów z przełamaniem oporu rywala, ale ostatecznie sztuka ta im się udała. - Cieszy postawa chłopaków, którzy w trzeciej partii wierzyli i walczyli do końca. Potrafili się przeciwstawić Skrze i zaryzykować. Szkoda tego seta, bo prowadziliśmy wielokrotnie trzema, czterema punktami. Koncentracja gdzieś jednak uciekała i przeciwnik nas doganiał. W końcówce zadecydowało przede wszystkim doświadczenie gospodarzy. My takich spotkań o stawkę nie rozgrywamy co dzień - oni, chociażby w Lidze Mistrzów, praktycznie co tydzień. Gratulacje, powodzenia na resztę sezonu, a przede wszystkim w Champions League - wyjaśnił opiekun ZAKSY.
Po meczu Świderski pytany był o formę Lucasa Loha, który w ostatnich spotkaniach nie należał do najmocniejszych punktów zespołu, ale w Bełchatowie radził sobie nieźle. - Jak sobie dobrze przypomnimy, Loh w tym meczu nie atakował tylko z przygotowanych akcji, ale też sporo z piłek sytuacyjnych, wystawionych gdzieś z dziewiątego czy ósmego metra. Lucas nie jest typem zawodnika, który atakuje z takich piłek. Oczywiście ma predyspozycje, bo kilkakrotnie wcześniej takie akcje kończył, natomiast nie da się, mając po drugiej stronie trzech równo skaczących zawodników, cały czas kończyć tych ataków - zaznaczył były znakomity przyjmujący.
- Przykład Bełchatowa jest tu jak najbardziej zasadny. Oni na trudnych, wysokich piłkach plasują, kiwają, nabijają. Mogą sobie na to pozwolić, bo bardzo dobrze grają w relacji blok - obrona. My w sobotę musieliśmy ryzykować i tych kiwek, plasów na bloku, w mojej ocenie, było za mało. Albo się ryzykuje, albo gra innymi elementami. W naszej sytuacji musieliśmy jednak postawić na pełne ryzyko, Lucas też je podjął. Niestety nie skończył dwóch ostatnich ataków, choć, jak wszyscy widzieli, jeden z nich faktycznie był skończony, natomiast cieszę się, że odbudował się po ostatnim meczu, bo w Kędzierzynie-Koźlu Skra zupełnie go złamała. W rewanżu wrócił. Początek miał średni, ale potem już grał naprawdę dobrze - bronił swojego zawodnika szkoleniowiec.