PGE Skra Bełchatów nie była w stanie w historycznym dla polskiej siatkówki półfinale Ligi Mistrzów urwać nawet seta podopiecznym Andrzeja Kowala. W każdej partii długo jednak dotrzymywała kroku rywalom. - Pierwsze dwie partie rozstrzygnąć mogły się na korzyść obu zespołów. Ale taka właśnie jest siatkówka. Wygrywa ten, kto lepiej zachowa się w końcówce. Nam poszczęściło się w pierwszej odsłonie. W drugiej części sporo złego rywalom zagrywką zrobił Marko Ivović i to dzięki niemu wróciliśmy do gry. Wynik 3:0 nie mówi o tym meczu wszystkiego, bo walki na boisku nie zabrakło - wyjaśnił w rozmowie z serwisem SportoweFakty.pl Paul Lotman.
[ad=rectangle]
Od kilku tygodni Asseco Resovia Rzeszów jest w znakomitej dyspozycji i odprawia z kwitkiem kolejnych silnych rywali. - Złapaliśmy naprawdę dobry rytm. Gramy siatkówkę na najwyższym poziomie, ale przede wszystkim gramy drużynowo. Dzięki temu pokonaliśmy Lokomotiw Nowosibirsk i znaleźliśmy się Final Four. W ten sposób ograliśmy też PGE Skrę i stoimy przed szansą dokonania czegoś niesamowitego. Wiemy, że Zenit jest faworytem, ale patrząc na sposób gry tego zespołu wydaje mi się, że nie jesteśmy bez szans - podkreślił Amerykanin.
Rosyjski zespół wygrał półfinał z Berlin Recycling Volleys 3:1, ale swoją postawą na pewno nie zachwycił. - Wiem, że trzy pierwsze sety, w przeciwieństwie do ostatniego, były wyrównane. Dlatego uważam, że w niedzielę wszystko może się zdarzyć. Mamy olbrzymią szansę na zwycięstwo, wspiera nas wielu kibiców, więc finał będzie niesamowitym wydarzeniem - zaznaczył nasz rozmówca. - Czuliśmy wsparcie naszych fanów. Byli najgłośniejsi w hali i nie pozostało to bez wpływu na naszą postawę - dodał.
W rosyjsko-polskim finale naprzeciw siebie stanie dwóch reprezentantów Stanów Zjednoczonych. Gwiazdą Zenita Kazań jest bowiem Matthew Anderson. - Jestem pewien, że jeszcze przed meczem porozmawiamy o finale. Życzę mu wszystkiego, co najlepsze. Ich zespół musi mierzyć się z olbrzymią presją, bo jest faworytem niedzielnej potyczki. Zenit nie może nasz zlekceważyć, bo jesteśmy w dobrej formie i na pewno będziemy groźni - przestrzegł rywala doświadczony przyjmujący.
- Mało kto wierzył, że dotrzemy tak daleko. Udało nam się, a w niedzielę zagramy o złoto. Mamy szansę przejść do historii. Na pewno jestem podekscytowany i trochę zdenerwowany, ale mam też pewność, że w finale damy z siebie wszystko - zakończył.