Siatkarka, która minionego lata przeniosła się z Wrocławia do Łodzi, urazu nabawiła się tuż przed startem sezonu ligowego. Zerwanie więzadeł krzyżowych w kolanie oznaczało dla niej kilkumiesięczny rozbrat z siatkówką, a klub zmusiło do znalezienia nowej zawodniczki na tę newralgiczną pozycją. W miniony weekend Dorota Medyńska dopiero pierwszy raz w obecnych rozgrywkach znalazła się meczowej dwunastce.
[ad=rectangle]
- Wszystkie problemy zdrowotne mam już za sobą. Trenuję z drużyną już około półtora tygodnia. Wcześniej oczywiście pracowałam indywidualnie. W niedzielę w meczu z Tauronem Banimeksem MKS-em Dąbrowa Górnicza byłam gotowa do gry, ale najwidoczniej nie było potrzeby, żebym weszła na boisko, dlatego cały mecz spędziłam w kwadracie - przyznała w rozmowie z serwisem SportoweFakty.pl 22-letnia zawodniczka.
W czasie leczenia kontuzji Medyńska nie traciła kontaktu z koleżankami z drużyny, dlatego wejście do zespołu po pokonaniu urazu nie okazało się dla niej trudnym zadaniem. - W tej grupie czuję się bardzo dobrze. Nawet jak nie grałam to przychodziłam na wszystkie treningi. Nie mogę więc w tym zakresie na nic narzekać. Może nie miałam okazji pograć z dziewczynami, ale cały czas jestem z nimi, więc jest dobrze - wyjaśniła.
Na razie młoda libero wciąż czeka na oficjalny debiut w zespole. W niedzielę trener Błażej Krzyształowicz nie skorzystał z jej usług, dlatego zawodniczka z kwadratu dla rezerwowych przyglądała się niezwykle emocjonującemu widowisku. - Dwa pierwsze sety oglądało się dobrze. Później gra trochę siadła. Ciężko patrzy się na to z boku. Na pewno chciałoby się wyjść na parkiet i pomóc dziewczynom. Nie zawsze jednak można coś zrobić - zaznaczyła nasza rozmówczyni.
Łodzianki, mimo prowadzenia 2:0 w setach i znakomitego otwarcia w partiach numer trzy i cztery, przegrały ostatecznie z Tauronem Banimeksem MKS-em Dąbrowa Górnicza 2:3 i w rewanżu to rywalki są faworytkami. Stawką dwumeczu jest awans do finału zmagań o piąte miejsce w Orlen Lidze. Przegranej drużynie zostanie już tylko gra o siódmą pozycję w stawce.
- Myślę, że w niedzielę na boisko wyszły dwie równorzędne drużyny. W pewnych elementach my przeważałyśmy, w innych dziewczyny z Dąbrowy. Kilka akcji zadecydowało o tym, że wynik poszedł w tę, a nie w drugą stronę. Rywalki zagrały lepiej w końcówkach i to pozwoliło im wygrać - analizowała na gorąco Medyńska. - Przegrana w Łodzi na pewno nie przekreśla naszych szans. Jesteśmy pełne wiary i nadziei, że odwrócimy ten wynik na wyjeździe - dodała.