Nasza wspólna misja jeszcze się nie zakończyła - rozmowa z Marco Falaschim, rozgrywającym Lotosu Trefla Gdańsk

Włoski rozgrywający w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl zdradza przyczyny przedłużenia kontraktu z Lotosem Treflem Gdańsk oraz podsumowuje historyczny sezon w wykonaniu klubu znad morza.

W tym artykule dowiesz się o:

Karolina Biesik: Lotos Trefl Gdańsk zanotował najlepszy występ w rozgrywkach PlusLigi. Nie ulega wątpliwości, że przeskok z dziesiątej na drugą pozycję jest wyczynem, który na długo zapisze się w historii polskiej ekstraklasy.

Marco Falaschi: Im więcej czasu mija od zakończenia finałów, tym wyraźniej dostrzegam jak wiele udało nam się osiągnąć. Można bez wahania ocenić, że zanotowaliśmy sezon bliski ideału. Rozgrywki ligowe zakończyliśmy na drugim stopniu podium, co dało nam promocję do Ligi Mistrzów natomiast sięgając po Puchar Polski zdobyliśmy pierwsze trofeum w historii klubu. Gdy w sierpniu spotkaliśmy się na sali treningowej, nawet nie marzyliśmy o takich rezultatach. Zaczynaliśmy od podstaw budować całkiem nowy projekt siatkówki w Gdańsku. Oczywiście w wielkim finale chcieliśmy pokusić się o jeszcze jedną niespodziankę. Ta sztuka nam się nie udała, ale po rozegraniu takiego sezonu nie możemy czuć się przegrani.
[ad=rectangle]  
W finałach ulegliście Asseco Resovii Rzeszów 0:3, jednak pokazaliście kawałek naprawdę dobrej siatkówki. Macie poczucie, że zostawiliście na parkiecie swoje sto procent?

- Nie do końca. Występem w pierwszym meczu na pewno rozczarowaliśmy. Nie pokazaliśmy naszego maksimum. Odpowiedzialność za wynik tego pojedynku biorę na swoje barki, bo nie pokierowałem odpowiednio grą naszego teamu. Na szczęście porażka 0:3 podziałała na nas jak zimny prysznic. W kolejnych dwóch pojedynkach może nie zagraliśmy perfekcyjnie, ale pokazaliśmy to co było charakterystyczne dla naszego zespołu w przeciągu całego sezonu: ogromną determinację i waleczność.

Wasze apetyty na złoty medal wzrosły po pokonaniu Asseco Resovii Rzeszów w finale Pucharu Polski?

- Zdecydowanie! Pucharowe zwycięstwo dodało nam przysłowiowych skrzydeł. Niestety siatkówka jak każdy inny sport, czasami bywa brutalna. Kilka dni po wywalczeniu trofeum przegraliśmy z Resovią 2:3. W tie-breaku ulegliśmy 13:15, więc tak naprawdę o wyniku zadecydowała jedna piłka. Jeden mały punkcik... Przyznaję, że aż pięciokrotnie oglądałem powtórkę tego spotkania. Doszukiwałem się momentu, w którym mogliśmy przechylić szalę zwycięstwa na naszą korzyść. Nie mam żadnych wątpliwości, iż ten mecz był kluczem dla losów całej rywalizacji finałowej.

Oceniając oba finały można więc potwierdzić, że nie przez przypadek utarło się stwierdzenie, iż rozgrywki pucharowe rządzą się swoimi prawami?

- Te dwa finały z naszym udziałem bardzo wyraźnie pokazały różnicę jaka istnieje między rozgrywkami: w Pucharze Polski o tryumfie decyduje tylko jeden mecz, w którym może się wydarzyć naprawdę wszystko. Play-offy to zupełnie inna bajka. Tutaj zawsze zwycięża stabilniejsza ekipa. A w przeciągu całego sezonu najrówniejszą i zarazem najskuteczniejszą grę prezentowała właśnie drużyna z Rzeszowa.

Po zakończeniu sezonu 2014/2015 można powiedzieć, że Lotos Trefl Gdańsk w końcu dorównał osiągnięciom koleżanek z Sopotu. Oba zespoły sięgnęły po Puchar Polski oraz srebrne medale rozgrywek ligowych.

- Szkoda, że dziewczynom nie udało się wykonać tego jednego kroku dalej... Nie ukrywam, że jestem trochę zakręcony na punkcie siatkówki i wykorzystałem każdą nadarzającą się w trakcie sezonu okazję, aby obejrzeć mecze Atomówek. Patrząc z boku można zauważyć, że ich drużyna zbudowała podobny "team spirit" do tego jaki panuje w naszym zespole. W związku z tym, ich sukcesy mnie w żaden sposób nie zaskakują. Oczywiście w tym momencie muszę dodać, że niezaprzeczalnym atutem Atomu jest również to, że drużynę prowadzi włoski szkoleniowiec (śmiech).

Marco Falaschi podsumowuje historyczny sezon Lotosu Trefla Gdańsk
Marco Falaschi podsumowuje historyczny sezon Lotosu Trefla Gdańsk

W czym tkwi sekret rozwoju trójmiejskiej siatkówki?

- Po tym sezonie można śmiało stwierdzić, że Trójmiasto stało się stolicą polskiej siatkówki. Nie tylko drużyny seniorskie odnoszą sukcesy, bo musimy również pamiętać o rezultatach w młodszych kategoriach wiekowych. Myślę, że sekret tkwi w tym, że mamy tutaj wszystko co niezbędne dla zapewnienia komfortu pracy, ale również życia: najlepszą halę w Polsce, ludzi dążących do dalszego rozwoju obu klubów, wiele wspaniałych miejsc do spędzania wolnego czasu, które pozwalają oderwać się od myślenia wyłącznie o czekających nas obowiązkach.

Do tej pory odnosiłeś sukcesy w drugiej lidze włoskiej oraz Czarnogórze. Domyślam się, że tryumf w Pucharze Polski na tle wcześniejszych wyników zajmuje szczególne miejsce?

- Nie można tego nawet porównywać! Zdobycie pucharu w jednej z najsilniejszych lig w Europie to całkowicie inna półka. Dodatkowo dla wielu nasz sukces był zaskoczeniem, więc radość była podwójna. Przystępując do turnieju wierzyliśmy, że stać nas na zwycięstwo. Nie ma też co ukrywać, że nasza zwiększona mobilizacja spowodowana była grą w Ergo Arenie. To wyzwoliło w nas dodatkowe pokłady energii. Gdy ostatnia piłka spotkania finałowego dotknęła parkietu zaczęło się szaleństwo! Przez kolejne dwa, trzy dni uśmiech nie znikał z mojej twarzy.

Po zdobyciu Pucharu Polski w waszej drużynie zapanowała euforia. Po finale PlusLigi wszyscy zawodnicy w żółto-czarnych koszulkach również nie kryli wielkiej radości. Wszyscy z wyjątkiem twojej osoby... Rozczarowanie utratą szansy na mistrzostwo przeważyło nad radością ze srebrnego medalu?

- Jestem zawodnikiem, dla którego okazywanie radości po porażce jest po prostu niemożliwe. Jednak w tym wypadku nie chodziło o rozczarowanie srebrnym medalem, bo jest to dla mnie przeogromny sukces. Powód mojego zachowania był zupełnie inny. Tuż po piłce meczowej zaczęło do mnie docierać, że nasza wspaniała przygoda w tym sezonie dobiegła końca. Przez kilka najbliższych tygodni nie rozegramy żadnego spotkania w barwach Lotosu, nie będziemy się widywać na treningach, ani poza boiskiem... Z wiekiem robię się chyba zbyt sentymentalny (śmiech).

Czyli ponownie powraca temat rewelacyjnej atmosfery jaka panuje w zespole żółto-czarnych i która przez wielu wskazywana była jako klucz waszego sukcesu?

- Jak często mawia Murphy: jesteśmy jedną wielką rodziną (śmiech). Już w jednej z naszych wcześniejszych rozmów wspomniałem, że to pierwszy sezon w moim życiu, kiedy wszystko wokół zafunkcjonowało idealnie. Od pierwszego dnia okresu przygotowawczego znalazłem z chłopakami wspólny język, poczułem się częścią drużyny. Jeśli widujesz kogoś codziennie i nie odczuwasz zmęczenia, ani przymusu wykonywania swoich obowiązków to najlepszy dowód na to, że zbudowałeś zgrany kolektyw. Odpowiednie wpasowanie w zespół to dla profesjonalnego zawodnika niezwykle istotny czynnik. Wówczas możesz skupić się wyłącznie na kwestiach czysto sportowych i nie zaprzątasz sobie głowy innymi sprawami. Tak właśnie jest w przypadku Lotosu Trefla Gdańsk.[nextpage]Już wiadomo, że również w kolejnym sezonie będziesz odpowiadał za kreowanie gry ekipy Lotosu Trefla Gdańsk. Bez wahania podjąłeś decyzję o przedłużeniu kontraktu z gdańskim klubem?

- Zgadza się, pozostaję w Lotosie Treflu na jeszcze jeden sezon. Z mojej strony była to błyskawiczna decyzja. Nie chciałem nawet słyszeć o propozycjach z innych klubów (śmiech). Na tym etapie kariery jestem w stu, a nawet w stu dziesięciu procentach przekonany, że przedłużenie kontraktu z gdańskim klubem jest najlepszym wyborem jakiego mogłem dokonać.

Zeszłoroczną decyzję o przenosinach z Czarnogóry do Trójmiasta traktujesz więc jako przełomową w karierze?

- Przyjście do Polski było ogromnym przeskokiem. Otrzymałem szansę zaprezentowania umiejętności w kraju, który non-stop żyje siatkówką. Na przestrzeni długiego, niezwykle wymagającego sezonu oceniam, że udało mi się utrzymać zadowalającą postawę. Tego brakowało podczas mojego pobytu w Budvie. W Gdańsku zostałem obdarzony bezgranicznym zaufaniem ze strony Andrei Anastasiego, który na każdym kroku okazywał swoje wsparcie. Cieszę się, że będziemy kontynuować tą współpracę.

Na pewno po tak znakomitym sezonie zarówno ty, Mateusz Mika czy Murphy Troy nie mogliście narzekać na brak zainteresowania ze strony innych, bogatszych klubów. Pomimo tego trzon drużyny, która sięgnęła po wicemistrzostwo kraju pozostanie niezmieniony. Co zatrzymuje was w Lotosie Treflu Gdańsk?

- Nie ma co ukrywać, że praktycznie każdy z nas otrzymał interesujące oferty, często bardzo korzystne finansowo. Być może trudno niektórym w to uwierzyć, ale pieniądze nie zawsze odgrywają kluczową rolę przy podpisywaniu kontraktów. Zdecydowaliśmy się na kontynuowanie naszego pobytu w Lotosie Treflu, ponieważ czujemy, że nie powiedzieliśmy jeszcze ostatniego słowa. Nasza wspólna misja jeszcze się nie zakończyła, a jednym z kolejnych wyzwań będzie gra na parkietach Ligi Mistrzów.

W kolejnych rozgrywkach nie będziecie już traktowani jako niespodzianka. Wszyscy będą oczekiwać powtórki tegorocznych sukcesów.

- Nawet żartowaliśmy między sobą, że niepowodzenie w finale PlusLigi może wyjść nam na dobre, bo mamy co poprawiać w kolejnym roku (śmiech). Od tej pory każda nasza porażka będzie odbierana jako sensacja, a dwie przegrane z rzędu będą uznawane za wielki kryzys. Zdajemy sobie sprawę, że dokładnie tak to będzie wyglądać. Niezwykle ciężko będzie obronić tegoroczne wyniki, bo są w Polsce kluby dysponujące zdecydowanie wyższymi budżetami, chcące powrócić na ligowy szczyt. Jednak już raz udowodniliśmy, że pieniądze nie grają i nic nie stoi na przeszkodzie, aby uczynić to po raz kolejny.

Marco Falaschi przedłużył kontrakt z Lotosem Treflem Gdańsk
Marco Falaschi przedłużył kontrakt z Lotosem Treflem Gdańsk

W sezonie 2015/2016 Lotos Trefl Gdańsk zadebiutuje w rozgrywkach Ligi Mistrzów. To dodatkowe wyzwanie dla sztabu szkoleniowego, a w szczególności osób odpowiadających za przygotowanie fizyczne zespołu.

- Czeka nas więcej spotkań, więcej podróży, a za tym idzie całkowicie inna organizacja jednostek treningowych. Być może otworzy się szansa dla zawodników, którzy w minionym sezonie rzadziej pojawiali się na parkiecie. Wiele osób oceniając nasze sukcesy wspomina, że dopisywało nam szczęście, ponieważ omijały nas wszelkie kontuzje. Według mnie to nie tylko kwestia szczęścia, a raczej rezultat pracy całego teamu. Jedne z pierwszych słów trenera Anastasiego po zakończeniu sezonu były skierowane właśnie do naszego sztabu odpowiedzialnego za przygotowanie fizyczne. To oni kierowali odpowiednio naszymi organizmami przez ostatnie dziewięć miesięcy. Gdy my kończyliśmy mecz, ich praca dopiero się zaczynała. Za każdym razem stawiali nas na nogi i bez problemu poradzą sobie również z Ligą Mistrzów (śmiech).

W kontekście czekających was występów na kilku frontach, informacje dotyczące planowanego skrócenia rozgrywek PlusLigi musiały was ucieszyć?

- Nie wiem czy przywiązywać dużą wagę do proponowanych zmian, bo za kilka tygodni może się okazać, że zostanie zastosowane zupełnie inne rozwiązanie (śmiech). A tak na poważnie, nie jestem w pełni przekonany do propozycji skrócenia fazy play-off. Ten etap rozgrywek generuje najwyższy poziom emocji i jest taką wisienką na torcie każdego sezonu. Atmosfera jaka panuje podczas tych spotkań jest nieporównywalna do potyczek rundy zasadniczej.

Jednak zgodzisz, że reforma rozgrywek jest konieczna ze względu na zbliżający się wielkimi krokami rok olimpijski?

- Wszyscy zdają sobie sprawę, że czeka nas szalony sezon. Rozgrywki zaczną się pod koniec października z powodu Mistrzostw Europy, a w styczniu nastąpi przerwa wymuszona kwalifikacjami olimpijskimi. Naprawdę ciężko wskazać najkorzystniejsze rozwiązanie z punktu widzenia zarówno ligi, jak i dobra reprezentacji. Dla mnie osobiście jedną z najistotniejszych kwestii jest to, aby wszystko wyglądało bardziej przejrzyście niż miało to miejsce w minionym sezonie. Bo do tej pory ciężko mi zrozumieć dlaczego nasze mecze fazy play-off były tak często przestawiane. Ta sytuacja była uciążliwa zarówno dla nas jak i kibiców, którzy dość późno dowiadywali się o terminach poszczególnych spotkań. Według mnie tego typu rzeczy powinny być dokładnie sprecyzowane jeszcze przed startem rozgrywek.

Pod koniec maja dołączysz do zgrupowania reprezentacji Włoch przygotowującej się do występu na Igrzyskach Europejskich. Czy po sezonie zakończonym zdobyciem Pucharu Polski oraz srebra PlusLigi powołanie do kadry B nie jest dla ciebie rozczarowaniem?

- Czy było to dla mnie rozczarowanie? Raczej nie. Szczerze to nie spodziewałem się, że otrzymam jakiekolwiek powołanie. Wiem dokładnie jaka istnieje hierarchia wśród rozgrywających w moim kraju. Numerem jeden jest Dragan Travica i jego pozycja jest wręcz nietykalna. Natomiast numerem dwa najprawdopodobniej będzie, pomimo niedużego doświadczenia, Simone Giannelli, który uznawany jest za przyszłość włoskiej siatkówki.

Dwa lata temu twoje dobre występy z kadrą B na Igrzyskach Śródziemnomorskich zaowocowały wyjazdem z pierwszą reprezentacją na Final Six Ligi Światowej. Nie liczysz na podobny obrót sytuacji w nadchodzącym sezonie reprezentacyjnym?

- Igrzyska Europejskie to całkowicie nowy projekt. Federacje mają różne podejście do tej imprezy: Niemcy przygotowują praktycznie najsilniejszy skład, Polacy wymieszają kadrę A i B, natomiast Włosi wysyłają do Baku zaplecze reprezentacji, bo w tym samym czasie rozgrywana jest Liga Światowa. Nie ukrywam, że chciałbym po występie na igrzyskach pozostać na liście zawodników przygotowujących się do kolejnych tegorocznych turniejów, ale chyba nie widzę na to zbyt wielkich szans. Oczywiście gdy otrzymałem telefon od trenera Berruto nie mogłem odmówić. Dzięki przygotowaniom z kadrą B pozostanę w rytmie treningowym, aż do końca czerwca. To powinno mnie lepiej wprowadzić do kolejnego sezonu jaki rozegram w barwach Lotosu Trefla Gdańsk.

Komentarze (0)