Tak Iran zbudował siatkarską potęgę. Nie zdecydował się pójść drogą Kataru

Szejkowie - co pokazały MŚ w piłce ręcznej - wolą szybkie rozwiązania. Kasa, paszporty dla kilku obcokrajowców i sukces murowany. Kraj z drugiej strony Zatoki Perskiej wybrał inną taktykę.

Szejkowie - co pokazały mistrzostwa świata w piłce ręcznej - wolą szybkie rozwiązania. Kasa, paszporty dla kilku obcokrajowców i sukces murowany. Kraj z drugiej strony Zatoki Perskiej nie zdecydował się na łatwiznę.

Sportem narodowym w Iranie są zapasy. Od wieków młodzi chłopcy uczą się przepisów, chwytów, szlifują formę na macie, w końcu jadą na mistrzostwa świata czy igrzyska olimpijskie i zawsze przywożą worek medali. Na dowód niech świadczy statystyka. Ponad połowę medali olimpijskich dla Iranu zdobyli właśnie zapaśnicy (32 z 60 wszystkich). Popularne jest również podnoszenie ciężarów. Oczywiście nie można bagatelizować piłki nożnej. Ali Daei - strzelec 109 bramek w 149 meczach międzypaństwowych - zrobił swoje. Rozsławił Iran na całym świecie, a zarazem przyciągnął do futbolu rzeszę młodych adeptów. 13 lat temu siatkarscy działacze postanowili, że wejdą na "salony". Przygotowali szczegółowy program i realizują go krok po kroku. Z sukcesami.

[ad=rectangle]

Jak traktujecie Republikę, jak traktujecie Allaha?

Od 1979 roku (kiedy proklamowano Islamską Republikę Iranu) siatkarzom nie szło. W dziewięciu edycjach mistrzostw Azji zajmowali miejsca od piątego do dziesiątego. Bez szans na medal. W końcu w 2002 roku podjęto decyzję o zatrudnieniu trenera-obcokrajowca. Na znane nazwisko Iran nie miał szans. Nikt nie chciał zaryzykować, mimo że irańska federacja dysponowała sporymi pieniędzmi. Zatrudniono Koreańczyka - Park Ki-Wona. Były siatkarz miał za sobą ogromne doświadczenie zdobyte podczas 20 lat pracy we Włoszech. - Trenerze, proszę wprowadzić naszą reprezentację w XXI wiek - usłyszał Koreańczyk, gdy podpisywał umowę.

Ki-Won zasłynął z twardej ręki. Kiedy przyszedł na pierwszy trening i zobaczył dwóch siatkarzy, wpadł w szał. Okazało się, że pięciu kolejnych siedzi w szatni i opowiada sobie żarty, a pozostali nie dojechali. - To ma być kadra narodowa?! Jak wy traktujecie Republikę, jak wy traktujecie Allaha? - miał krzyczeć.

Doskonale wiedział, jak trzeba podejść siatkarzy. Następnego dnia cały zespół był na parkiecie pół godziny przed rozpoczęciem zajęć. Kiedy Iran grał pierwsze spotkanie przed własną publicznością, kibice z niedowierzaniem patrzyli na nowego selekcjonera. W uchu miał słuchawkę, przy boisku współpracowników obserwujących statystyki i przekazujących mu ważne informacje. W Iranie to był przełom. Jeszcze nigdy trener kadry nie korzystał z dobrodziejstw nowych technologii. Do tej pory szczytem nowoczesności była tablica magnetyczna i pisak.

[b]

Przegrał z Lozano, wylądował w Iranie[/b]

Nowa miotła przyniosła od razu efekt. W 2002 roku Iran zajął drugie miejsce podczas Igrzysk Azjatyckich. Przy okazji wygrana po pięciosetowym boju z odwiecznym rywalem - Indiami - urosła do rangi legendy. Jak wygrana Polski ze Związkiem Radzieckim w finale igrzysk olimpijskich w Montrealu.

Ki-Won jedno zadanie wykonał na piątkę z plusem. Jednak tak naprawdę został zatrudniony nie tylko po to, aby prowadzić pierwszą reprezentację, ale także by pracować z młodzieżą. Koreańczyk opracował jednolity, centralny system szkolenia. System, który był bardzo skuteczny. Młodzież z Iranu od 2003 roku zaczęła podbijać nie tylko azjatyckie, ale i światowe parkiety. Co turniej, to sukces. Taki stan trwa do dzisiaj. W aktualnym, światowym rankingu FIVB U21 Iran zajmuje piątą lokatę (dla porównania, Polska jest dopiero 15.), a w FIVB U19 - 3. (Polska - 5.).

Po Ki-Wonie w Iranie pojawił się słynny Zoran Gajić. Człowiek, który poprowadził Jugosławię do złota olimpijskiego w Sydney (2000), przegrał z Raulem Lozano konkurs o posadę selekcjonera polskiej kadry i wylądował właśnie na Bliskim Wschodzie. I znowu, Gajić prowadził nie tylko seniorów, ale szkolił również młodzież.

Osiem godzin harówki

W 2006 i 2010 roku siatkarze Iranu zakwalifikowali się co prawda do turniejów finałowych mistrzostw świata, ale miejsca - odpowiednio - 23. i 19. chluby im nie przyniosły. - Odebrałem telefon i usłyszałem, że jestem człowiekiem, który dokończy rewolucję zapoczątkowaną przez Ki-Wona - przyznał Julio Velasco.

Argentyńczyka nie trzeba przedstawiać fanom siatkówki. Z reprezentacją Włoch osiągnął wszystko, co było do osiągnięcia, trzykrotnie triumfował w Lidze Europejskiej z Hiszpanami. "Mag", "cudotwórca", "człowiek do zadań specjalnych" - Irańczycy nie mogli lepiej wybrać. Velasco zaczął jak Koreańczyk. Od pracy u podstaw. - Kiedy po raz pierwszy przyjechałem do Iranu, zdarzało mi się prowadzić po cztery treningi dziennie: najpierw z pierwszą kadrą, później z juniorami i kadetami. To było osiem godzin ciężkiej pracy, harówki - mówił Argentyńczyk.

Na efekt nie trzeba było długo czekać. Dwukrotnie wywalczone mistrzostwo Azji, debiut w ramach Ligi Światowej, srebrne medale Igrzysk Azjatyckich i Pucharu Azji. W międzyczasie w siłę rosły rozgrywki ligowe, w Iranie pojawili się zagraniczni siatkarze. - Stworzyliśmy system naczyń połączonych - opowiadał Velasco. - To musiało zatrybić. Nie pomyliśmy się.

Pół roku przed MŚ 2014 Velasco nagle zrezygnował. Otrzymał ofertę z ojczyzny, Argentyny. - Julio w pewnym momencie stwierdził, że Iran osiągnął już szczyt możliwości, że nic więcej się nie da osiągnąć - przyznał prezydent federacji Mohammad Reza Davarzani. - W tym momencie zrozumiałem, że to koniec. Zaczęliśmy szukać następcy.

300 tys. dolarów za sezon

Rolę sapera zgodził się przyjąć Slobodan Kovac. Doskonały siatkarz, złoty medalista olimpijski z Sydney, podpisał kontrakt do igrzysk olimpijskich w Rio de Janeiro (2016). Wiedział jednak, że jeżeli powinie mu się noga podczas MŚ w Polsce, wyleci z hukiem. Fantastyczna gra, walka o strefę medalową, niesamowite emocje - Iran zajął najwyższe miejsce w historii swoich występów na mundialu. Szósta lokata została odebrana w kraju jako największy sukces w historii całej dyscypliny.

Kovacowi było o tyle łatwiej, że 10 lat temu grał w lidze irańskiej (Pegah Urmia). Poznał obyczaje, zwiedził kraj, zawiązał sporo znajomości. - Tak naprawdę Iran bardzo mi się spodobał. To świetne miejsce do życia - mówił.

Sukces podczas MŚ spowodował, że Kovac stał się łakomym kąskiem na międzynarodowym rynku. Czołowe kluby ligi włoskiej chciały go zatrudnić. Szkoleniowiec zaczął się nawet wahać, aż został wezwany do irańskiej federacji. Tam otrzymał podwyżkę i zakaz jakichkolwiek rozmów o odejściu. Do Rio nie ma takiej możliwości.

Co ciekawe, wszyscy reprezentanci Iranu, oprócz Mira Saeida Marouflakraniego (który występował w Zenicie Kazań) grają w miejscowej lidze. - Namawiam ich, aby się ruszyli w świat, poznali inną kulturę, to wyszłoby im na dobre - przyznał Kovac. - Niestety, nie słuchają mnie.

Trudno się dziwić. Najlepsi siatkarze mają w Iranie kontrakty na poziomie 300 tys. dolarów rocznie. Takich pieniędzy nie jest w stanie zaproponować im żaden klub w Europie. Taki pułap osiągają największe, światowe gwiazdy. A z całym szacunkiem, ale reprezentanci Iranu do tego grona jeszcze nie należą.

Bo siatkówka w Iranie ma błogosławieństwo rządzących i nie narzeka na brak pieniędzy. Gdyby była taka wola, to kilkanaście lat temu Irańczycy mogli podążyć tropem Kataru: dać obywatelstwo kilku siatkarzom z Serbii, Kuby, może Rosji i błyskawicznie wejść do światowej czołówki. - Ani przez moment nam to nie przeszło przez myśl - stwierdził Davarzani. - To nie w naszym stylu. Zajmie nam to kilkanaście lat więcej, ale i my wywalczymy medal MŚ. Gwarantuję.

W piątek i sobotę (5.06 i 6.06) Irańczycy zagrają w ramach Ligi Światowej z Polakami - w Częstochowie. Warto obejrzeć w akcji zespół, który, jak żaden inny, dokonał potężnego skoku jakościowego.

Komentarze (0)