Siatkówka też miała swojego Blattera. Poznaj historię byłego prezydenta FIVB

Wprowadził siatkówkę na salony. Dzięki niemu pasjonujemy się meczami LŚ. Jego decyzje spowodowały, że sponsorzy walą drzwiami i oknami. Odszedł jednak w cieniu podejrzeń o malwersacje finansowe.

Marek Bobakowski
Marek Bobakowski

Marzec 2012, Buenos Aires. Komornik w asyście policjantów wchodzi do domu Mario Goijmana. Były prezes argentyńskiej federacji siatkówki (w latach 1996-2002) nie robi problemów, otwiera drzwi, zaprasza gości do środka. Ma 67 lat, widać, że jest schorowany, cały się trzęsie. W środku panuje bałagan, kilka lat wcześniej opuściła go żona, mieszka sam. - Panowie, kawy? - pyta. - Spokojnie, róbcie swoje, mnie i tak już nic nie uratuje. Pogodziłem się z losem bankruta.

Goijman w ciągu kilku dni musi opuścić swój dom, który został zlicytowany. - Za błędy trzeba płacić, byłem naiwny, zaufałem nieodpowiedniemu człowiekowi - tłumaczy były argentyński działacz. - Oszukał mnie, wylądowałem na bruku.

W tym samym czasie Ruben Acosta, były już prezydent Międzynarodowej Federacji Siatkówki, loguje się do swojego serwisu bankowego i z uśmiechem na twarzy liczy zera na koncie: jeden, dwa, trzy, cztery, pięć, sześć, siedem. - Jestem bogaty - myśli popijając szklaneczkę whisky, w której pływają kostki lodu. - Jak ja kocham pieniądze.

Zapłacił za balangę polskich siatkarzy

Ruben Acosta to prawnik z wykształcenia. W czasach studenckich zakochał się w siatkówce. Mieszkał w Meksyku, więc nie miał szans na sportowy sukces. - Szkolenie stało na bardzo niskim poziomie. Choćbym chciał, to nie mogłem zostać zawodowym siatkarzem. Wzrostu też zabrakło - wspominał po latach.

Wybrał więc karierę działacza. Szybko objął funkcję prezesa Meksykańskiej Federacji Siatkówki (miał zaledwie 31 lat). W 1974 roku zorganizował mistrzostwa świata w tym kraju. Złoto zdobyli polscy siatkarze! Po ostatnim meczu nasi reprezentanci zorganizowali w hotelu niezłą balangę. Alkohol lał się strumieniami, orkiestra grała skoczne kawałki, wszyscy doskonale się bawili. Kiedy rano autokar chciał odwieźć naszą ekipę na lotnisko, kierownik hotelu przyniósł rachunek - pięć tysięcy dolarów. Kwota, jak na tamte czasy dla naszych sportowców, niewyobrażalna. Co robić? - Z pomocą przyszedł Ruben Acosta, wybawił nas z kłopotu - wspomina asystent Huberta Jerzego Wagnera, Andrzej Warych. - Co dokładnie zrobił? Po prostu zapłacił.

Od 300 tysięcy do 100 milionów

Acosta powoli piął się w międzynarodowej hierarchii. W 1984 roku został wybrany na Prezydenta Międzynarodowej Federacji Siatkówki. Przejął funkcję od Paula Libauda, który piastował to stanowisko przez 37 lat! - Zobaczycie, będę dłużej sprawował władzę, niż on - powiedział zaraz po wyborze swoim najbliższym współpracownikom. Taki był pewny swojej pozycji.

Kiedy po raz pierwszy poprosił o dokładną analizę stanu finansów FIVB, okazało się, że na koncie jest niespełna 300 tysięcy dolarów. Dla porównania, po 24 latach jego rządów depozyty siatkarskiej federacji szacowano na przeszło 100 milionów "zielonych". Mimo tego finansowego sukcesu całej dyscypliny odchodził w cieniu skandalu, korupcji i malwersacji finansowych.

Ruben Acosta studiował zarządzanie w sporcie. To tam dowiedział się, że aby zarobić na jakiejkolwiek dyscyplinie, trzeba ją sprzedać telewizji. Na tym się skupił. W 1990 roku wpadł na pomysł organizacji Ligi Światowej. Ta marketingowa impreza była początkiem drogi światowej siatkówki do bogactwa.

Mistrzostwa świata w 2002 roku postanowiła zorganizować Argentyna. Goijman zaufał szefowi FIVB i wziął na siebie kilka kredytów, aby pokryć koszty tego turnieju. - Pieniądze oczywiście miałem otrzymać z powrotem, były tam jakieś problemy z płynnością - wspomina Argentyńczyk. - Powiedziałem: ok. Przecież miałem do czynienia z wielkim związkiem sportowym. Ani przez myśl mi nie przeszło, że mogę zostać oszukany.

Goijman wziął na kredyt około 800 tysięcy dolarów. Oprocentowanie kredytów wynosiło aż 30 procent. Zupełnie się tym nie przejmował. Wpływy z praw telewizyjnych miały pokryć wszelkie koszty. Dodatkowo na argentyńską federację, jak i na samego Goijmana czekał spory bonus. Po mundialu Acosta zapomniał o swoim "przyjacielu" i przestał odbierać od niego telefony. Kiedy w końcu panowie spotkali się "oko w oko" Meksykanin powiedział, że turniej przyniósł straty, nie było więc co dzielić. - Z moich informacji wiem, iż było ponad trzy miliony zysku - twierdzi Goijman. - W całości jednak został podzielony na prywatne osoby, które otrzymały prowizje.

33 miliony dolarów w ciągu 24 lat

Prowizja. Hasło przewodnie rządów Acosty. W 2002 roku oficjalnie ogłosił zasadę przydzielania 10-procentowych prowizji w zamian za umowy sprzedaży praw telewizyjnych oraz kontrakty sponsorskie. Nieoficjalnie wiadomo, że ta zasada działała nielegalnie już od 1990 roku. Korzystał z niej sam Acosta. Zdaniem Goijmana, przez 12 lat Meksykanin zgromadził w ten sposób prawie 19 milionów dolarów. Za okres całej kadencji miał się wzbogacić aż o 33 miliony.

FIVB nie zmieni formatu rozgrywania mistrzostw świata

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×