PP: Wicelider I ligi wygrywa w Częstochowie, obrońcy PP na kolanach! (relacja)

Do ogromnej niespodzianki doszło w środowy wieczór w Częstochowie, gdzie w spotkaniu 1/8 Pucharu Polski obrońcy tytułu, siatkarze Domex Tytan AZS Częstochowa byli tylko tłem dla siatkarzy Pamapola Siatkarz Wieluń i po chwilami jednostronnym pojedynku, ulegli wiceliderowi I ligi, 0:3. To, co wydarzyło się w Hali Polonia przeszło najśmielsze oczekiwania.

Domex Tytan AZS Częstochowa – Pamapol Siatkarz Wieluń 0:3 (22:25, 15:25, 21:25)

Składy:

AZS Częstochowa: Stelmach, Nowakowski, Bartman, Gunia, Gradowski, Mljakow, Zatorski (libero) oraz Janeczek, Drzyzga, Wrona, Wiśniewski, Wierzbowski.

Siatkarz Wieluń: Matejczyk, Zajder, Bartodziejski, Buniak, Błoński, Kryś (libero) oraz Kosmęda, Zychla.

Wielunianie szybko pokazali, że to, że są wiceliderem I ligi nie jest dziełem przypadku i nie przyjechali do Częstochowy wyłącznie na wycieczkę. Podopieczni Damiana Dacewicza już od samego początku dyktowali warunki gry, dzięki czemu szybko wprawili w osłupienie garstkę zgromadzonych kibiców. Wielunianie grali, jak natchnieni, a od pierwszego gwizdka arbitra, w ataku dwoił się i troił zwłaszcza Mikołaj Sarnecki, który na pozycji atakującego godnie zastąpił kontuzjowanego Marcina Lubiejewskiego. Sarneckiego dzielnie wspierali także środkowy, Bartosz Buniak oraz doświadczony Maciej Bartodziejski, który nawet z największych opresji potrafił wychodzić obronną ręką. Częstochowianie od początku grali bardzo bojaźliwie, a do tego popełniali masę własnych błędów, dzięki czemu rywale szybko odskoczyli na kilka punktów i kontrolowali przebieg gry. Częstochowianie próbowali odpowiedzieć, jednak długo nie mogli sforsować szczelnego wieluńskiego bloku, a do tego za wyjątkiem Zbigniewa Bartmana oraz Smilena Mljakowa, reszta podopiecznych Radosława Panasa raziła nieskutecznością w ataku. Dzięki skutecznym atakom Bartmana, „Akademicy” rzucili się do jeszcze odrabiania strat, jednak ostatnie słowo w tej partii należało do przyjezdnych, a konkretniej Macieja Zajdera oraz Michała Błońskiego, który udanym atakiem zakończył pierwszą partię.

Goście zwietrzyli swoją szansę i poszli za ciosem w drugim secie, w którym częstochowianie byli tylko statystami na placu gry. Prym w ataku w ekipie Damiana Dacewicza znów wiedli Sarnecki oraz Bartodziejski, a kilka cennych punktów dołożył także Michał Błoński. Ekipa z Wielunia grała koncertowo, rzucając zupełnie na kolana podopiecznych Radosława Panasa, którzy byli wręcz bezradni. Obrazu gry „Akademików” nie zmieniły także zmiany. Na placu gry pojawili się Krzysztof Wierzbowski, Bartosz Janeczek oraz Fabian Drzyzga, który zastąpił Andrzeja Stelmacha, którego gra pozostawiała wiele do życzenia. Wielunianie grali, jednak jak w transie i w drugim secie rozgromili wręcz jakby nie patrzeć obrońcę Pucharu Polski 25:15, co wywołało konsternację na trybunach.

Po „zimnym prysznicu” w pierwszych dwóch setach, przynajmniej na początku trzeciej odsłony, częstochowianie otrząsnęli się i próbowali wziąć sprawy w swoje ręce. Dobra gra przede wszystkim Bartosza Janeczka pozwoliła gospodarzom objąć prowadzenie 9:7. Wielunianie nie złożyli jednak broni i szybko doprowadzili do wyrównania i z czasem zarysowywała się ich coraz większa przewaga. W szeregi „Akademików” znów wkradła się nerwowość i powróciły „stare grzechy” w postaci masy własnych błędów i nieskutecznej grze w ataku. Długo grę w ataku częstochowskiego zespołu trzymali Bartman i Janeczek, jednak w końcówce również oni opadli z sił, co miało swoje wymierne skutki. Wielunianie nie spuścili, bowiem z tonu i po ataku Błońskiego triumfowali 25:21 i w całym spotkaniu 3:0. Dzięki zwycięstwu w Częstochowie, wielunianie zrobili ogromny krok w stronę awansu do kolejnej fazy rozgrywek.

Wygrana wicelidera I ligi w Częstochowie to niespodzianka sporego kalibru. Trener ekipy z Wielunia, Damian Dacewicz zdaje sobie, jednak sprawę, że do awansu do kolejnej rundy jeszcze daleka droga i nie przecenia wygranej w Częstochowie. Były siatkarz częstochowskiej ekipy podkreśla, że jego podopieczni awans muszą przypieczętować na własnym parkiecie. - Chciałbym tylko przypomnieć, że jest to pierwszy mecz w rywalizacji. My staramy się robić swoje. Czeka nas jeszcze spotkanie rewanżowe. Myślę, że losy rywalizacji są otwarte i walka będzie toczyła się dalej. Skupiamy się teraz na swych poczynaniach w lidze, by dalej kompletować punkty - skomentował krótko Dacewicz.

Trzeba przyznać, że przed środowym spotkaniem mało kto stawiał na sukces wicelidera I ligi. Niespodzianka jednak stała się faktem i podopieczni Damiana Dacewicza utarli nosa faworytom. - Na pewno mało kto się tego spodziewał. Różnica w miejscach pomiędzy oboma zespołami jest duża. Nikt by na pewno nie postawił na to, że Wieluń pokona taki zespół, jak Częstochowa. Jest jednak ku temu blisko. Mamy jeszcze przed sobą rewanż, w którym wszystko może się zdarzyć - przestrzegał po spotkaniu rozgrywający Pamapolu Siatkarz, Bartłomiej Matejczyk.

Po spotkaniu częstochowianie nie byli skorzy do rozmów i szybko udali się do szatni. Jedynym graczem, który zdecydował się porozmawiać był Krzysztof Wierzbowski. Młody przyjmujący częstochowskiej ekipy nie potrafił wskazać przyczyn porażki. - Ciężko powiedzieć, co się stało. Każdy chyba myślał, że ten mecz będzie troszkę łatwiejszy. Okazało się inaczej. Zawodnicy z Wielunia zagrali bardzo dobry mecz i tylko im pogratulować - mówił wyraźnie podłamany. Czy zatem obrońcy tytułu już na etapie 1/8 finału pożegnają się z tegorocznymi rozgrywkami Pucharu Polski?

Komentarze (0)