Reprezentacje Francji i Argentyny, przed rozpoczęciem tegorocznej edycji Ligi Światowej, wskazywane były jako kandydaci do walki o awans do I dywizji. O ile Trójkolorowi w rywalizacji grupowej potwierdzili wysokie aspiracje, odnosząc komplet zwycięstw, to Albicelestes dopiero w ostatnim meczu zdołali wywalczyć awans kosztem Kanady. Piątkowe starcie było więc okazją do zweryfikowania formy podopiecznych Julio Velasco.
[ad=rectangle]
Inauguracyjna odsłona nie była zbyt udana dla graczy z Ameryki Południowej. Les Bleus, którzy rozpoczęli spotkanie w optymalnym zestawieniu, od początku przejęli inicjatywę. Bardzo dobra gra w bloku i polu zagrywki Antonina Rouziera sprawiła, że podopieczni Laurenta Tillie jeszcze przed pierwszą przerwą techniczna wypracowali sobie cztery punkty przewagi (8:4). Argentyńczycy starali się utrzymywać kontakt z rywalami. Po udanych zbiciach Jose Luisa Gonzaleza i Javiera Filardiego, różnica zmalała do dwóch oczek (8:10). Jak się później okazało, był to pierwszy i ostatni zryw podopiecznych Julio Velasco w tym secie. Od tego momentu bowiem, Francuzi tylko powiększali dystans, wykorzystując błędy rywali w ataku oraz znakomitą dyspozycję Antonina Rouziera i Earvina Ngapetha, który niczym profesor potrafił radzić sobie nawet w najtrudniejszych sytuacjach.
Mimo że Albicelestes zostali rozbici w pierwszej partii, Julio Velasco nie zdecydował się dokonać w wyjściowej szóstce żadnej zmiany. Początkowo przynosiło to efekt, bowiem gracze z Ameryki Południowej dotrzymywali kroku rywalom. W ataku dobrze spisywali się Facundo Conte i Jose Luis Gonzalez, kilkakrotnie zafunkcjonował też argentyński blok, dzięki czemu Trójkolorowi nie byli w stanie wypracować sobie bezpiecznej przewagi. Po drugiej przerwie technicznej podopieczni Laurenta Tillie zaczęli jednak odskakiwać rywalom. W ataku po raz kolejny uaktywnili się Antonin Rouzier i Earvin Ngapeth, na których zespół trenera Velasco nie potrafił znaleźć sposobu. Efekt przyniosła też agresywna zagrywka. To pozwoliło Les Bleus odskoczyć na cztery punkty (18:14). Ambitnie grający Argentyńczycy, wobec ofensywnych atutów rywala nie byli w stanie skutecznie zniwelować strat i ostatecznie polegli po raz drugi.
Będący krok od wyeliminowania z walki o awans Albicelestes, nie podłamali się wcześniejszymi niepowodzeniami. Brakowało im jednak skutecznej zagrywki, która utrudniłaby rywalom skuteczne rozgrywanie akcji. Gracze Laurenta Tillie natomiast spisywali się koncertowo nie tylko w polu serwisowym, ale również bloku i ataku. Dzięki temu, po niemrawym początku trzeciego seta, z każdą kolejną akcją zaczęła się uwidaczniać ich przewaga. To z kolei wpływało destrukcyjnie na Argentyńczyków. Po dwóch skutecznych akcjach w wykonaniu Kevina Tillie, Francuzi odskoczyli na pięć oczek (15:10), praktycznie odbierając przeciwnikom ochotę do walki. Będący na fali Trójkolorowi imponowali natomiast walecznością i interwencjami w obronie, po których wyprowadzali skuteczne kontrataki. Na nic zdały się pojedyncze zrywy Facundo Conte, który starał się mobilizować kolegów. Les Bleus byli bowiem poza zasięgiem rywali.
Francja - Argentyna 3:0 (25:13, 25:20, 25:17)
Francja: Ngapeth (12), Le Roux (7), Tillie (7), Toniutti (2), Rouzier (20), Le Goff (5), Grebennikow (libero).
Argentyna: Sole (1), Uriarte, Conte (9), Filardi (7), Gonzalez (7), Gauna (1), Closter (libero) oraz Crer (4), Ramos (3), De Cecco, Zornetta.