Krzysztof Sędzicki: W fazie grupowej Ligi Światowej reprezentacja Polski wygrała 8 spotkań z 12. Czy jest pan zadowolony z takiego bilansu?
Stephane Antiga: Jestem bardzo zadowolony, szczególnie jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że bardzo dużo się zmieniło w kadrze od ubiegłorocznych mistrzostw świata. Odeszło 4 kluczowych zawodników, a do tego Karol Kłos był kontuzjowany i nie mógł przystąpić do gry. Nie mogłem też skorzystać z Grzegorza Boćka, który dochodzi do siebie po walce z rakiem, dlatego zdecydowałem o przesunięciu Bartosza Kurka na pozycję atakującego. Wiele elementów trzeba było zbudować od nowa, a nie było na to dużo czasu.
[ad=rectangle]
Ale mimo tego wiele nowych elementów zaczęło funkcjonować niemal od razu.
- Wszyscy prezentowali się na treningach świetnie i dzięki temu szybko zaczęliśmy stanowić kolektyw. Uważam, że z każdym kolejnym tygodniem nasza gra może wyglądać jeszcze lepiej, dlatego cieszę się, że do Pucharu Świata będziemy mieli czas na to, by dokładniej popracować nad pewnymi elementami. W trakcie fazy interkontytentalnej Ligi Światowej nie ma na to czasu, bo trzeba też brać pod uwagę podróżę i aklimatyzację. Dopiero w minionym tygodniu mieliśmy chwilę na solidniejsze treningi w Spale.
No właśnie, Bartosz Kurek chyba pozytywnie zaskoczył, jeśli chodzi o atak?
- Pozytywnie zaskoczyli zarówno Bartek na ataku, jak i Mateusz Bieniek na środku. - Zanim rozegraliśmy pierwsze spotkanie, nie było wiadomo, jak zaprezentują się w warunkach meczowych. To były największe niespodzianki w tegorocznej Lidze Światowej.
Podczas meczów z Iranem w Teheranie, a także w dwumeczu z USA w Krakowie wręcz kłuła w oczy statystyka punktów oddanych rywalom po błędach. Co zrobić, by je wyeliminować?
- Nie jesteśmy w stanie zupełnie się ich pozbyć, ponieważ to by oznaczało, że eliminujemy również ryzyko w naszej grze. Każdy zawodnik w trakcie meczu staje przed dylematem - zaryzykować i zdobyć punkt w ważnej akcji czy nie i tym samym zmniejszyć swoje szanse na powodzenie. Staramy się grać agresywnie, nie wstrzymywać ręki w ataku. A błędy to też jeden z elementów tej gry. Poza tym jeśli w przyjęciu i w ataku wszystko jest w porządku, pojedyncze pomyłki nie przeszkadzają.
Na turniej finałowy zdecydował się pan nie wziąć Jakuba Jarosza. Co spowodowało taką decyzję?
- To był bardzo trudny wybór. Obiektywnie i uczciwie trzeba przyznać, że to dzięki niemu udało nam się wygrać niezwykle istotny mecz w Teheranie, co pozwoliło nam awansować do najlepszej szóstki. Był też bardzo produktywny, gdy pojawiał się na podwójnych zmianach. W trakcie fazy grupowej zauważyłem, że wiele zespołów wyprowadza akcje przez strefę naszego rozgrywającego i bardzo trudno nam się je broni. Mam nadzieję, że podwójna zmiana z Dawidem Konarskim pomoże nam poradzić sobie z takimi sytuacjami i wygramy dzięki temu kilka ważnych akcji.
A brał pan pod uwagę możliwość, by do Rio pojechało trzech atakujących?
- Taki wariant również był rozważany. A o tym, czy wybór był trafny, przekonamy się już niebawem.
W Rio spotkamy się w grupie z Włochami i Serbią. To łatwiejsza droga do półfinału niż druga grupa?
-
Nie zgadzam się, że będzie to łatwiejsza ścieżka. W turnieju finałowym zagra sześć wyrównanych ekip, a my nie jesteśmy w gronie faworytów. Reprezentacja Włoch pomimo wewnętrznych problemów spędziła na miejscu trzy tygodnie i to będzie ich znacznym atutem. Serbia to także jest zespół grający bardzo dobrze - wszyscy oglądający polską ligę na pewno o tym wiedzą. Na razie musimy się skupić na tym, by awansować do półfinału. Potem przyjdzie czas na myślenie o innych zespołach.
To może zapytam inaczej: patrząc na wszystkie drużyny, które zakwalifikowały się do turnieju finałowego, kogo będzie najtrudniej pokonać?
- Myślę, że Brazylijczyków. Będą grać u siebie, na dobrze znanej hali i to może im bardzo pomóc. Amerykanie również będą bardzo trudnymi przeciwnikami, o czym zdołaliśmy się już przekonać.
Jaki rezultat pana zadowoli w Final Six?
- Mimo tego, że już jestem zadowolony z tego, że udało nam się awansować do grona sześciu najlepszych drużyn Ligi Światowej, mam nadzieję, że uda się przywieźć medal.
Oglądaj siatkówkę mężczyzn w Pilocie WP (link sponsorowany)