II Liga: Grali na rekordy

W pierwszym spotkaniu obu drużyn mieliśmy pięciosetowe rozstrzygnięcie, choć pod wodzą nowego szkoleniowca Ryszarda Kruka, goście grają już o niebo lepiej, pnąc się w górę ligowej tabeli. Właśnie przed tygodniem wyprzedzili oni gospodarzy sobotniego pojedynku, choć dzielił ich tylko jeden punkt meczowy

W tym artykule dowiesz się o:

MKS MDK Trzcianka – MKS Cuprum Lubin 2:3 (30:32; 25:23; 24:26; 36:34; 10:15)

MKS MDK: Galant, Kramer, Rojek, Lipiński, Konkel, Malinowski, Pankau (libero) oraz Zahorski, Łojewski, Najdek, Szczechowicz.

MKS Cuprum: Oczkowski, Zwierko, Pietrzak, Sosiński, Niedziela, Kozar, Lewicki (libero) oraz Dykas, Wojnowski, Płotnicki, Malec.

Do składu MDK po chorobie wrócił Szczechowicz, niestety nadal problemy zdrowotne ma Bońkowski którego znów nie było go w kadrze meczowej. Goście natomiast przywieźli ze sobą Niedzielę, nowy zawodnik pozyskany tuż przed zamknięciem okienka transferowego.

Pierwszy set rozpoczął się od zagrywki Krzysztofa Galanta , która nie dokładnie odebrana spowodowała sieć u weterana ligowych parkietów Jerzego Zwierki . Po słabych ostatnio meczach, kibice za dużo nie spodziewali się po swoich podopiecznych i ku ich zaskoczeniu to właśnie MDK przejął inicjatywę. Kramer po chwili skończył atak z prawego skrzydła i akcję później dołożył asa serwisowego. Goście jednak dzięki skutecznej grze środkowych szybko odrobili straty i objęli prowadzenie 10:6. Od tego momentu oglądaliśmy pojedynki jeden na jeden w wykonaniu środkowych obu drużyn, wysoką formą po kontuzji błysnął w końcu Malinowski, który w tym secie zdobył więcej punktów, niż w całym poprzednim spotkaniu w Szczecinie. W końcu dzięki siatce Oczkowskiego przed pierwszym setbolem stanęli gospodarze. Jednak riposta przyjezdnych była natychmiastowa i po chwili to oni mieli piłkę setową. Prowadzenie zmieniało się to na jedną , to na drugą stronę, w końcu tą partie zakończyli zawodnicy z Lubina, wygrywając 32:30.

Jeśli ktoś myślał, że to koniec emocji, grubo się mylił. MDK rozpoczął od mocnego uderzenia, Malinowski zaliczył dwa bloki oraz dołożył skuteczny atak ze środka. Oczko asem serwisowym dołożył Galant i miejscowi prowadzili 4:0. Cuprum jednak jak szybko tracił, tak szybko również zdobywał punkty. Oba zespoły dalej grały widowiskowo, broniąc wiele ataków, dzięki którym akcje trwały i trwały. Gospodarze wypracowali sobie dwa oczka przewagi które dowieźli do końca.

W trzeciej odsłonie mieliśmy pokaz trenerskiej taktyki, obaj trenerzy nie oszczędzali na zmianach, próbując kolejnych wariantów gry dla zaskoczenia przeciwnika. Obraz gry jednak nadal się nie zmienił, bo żadna z drużyn nie odpuszczała. Skuteczny był Lipiński , który pod nieobecność Bońkowskiego był jedynym atakującym w ekipie gospodarzy. Znów końcówka była dramatyczna, setbola miało Cuprum, lecz został wybroniony i po chwili gospodarze wyrównali tę partię. Jednak przyjezdni dwie kolejne akcje wygrali i po półtora godzinie oni zdobyli pierwszy punkt meczowy.

Z miejscowych zeszło powietrze, którzy początek oddali rywalom. Przerwa na żądanie trenera Winklera spowodowała jednak poprawę i znów oglądaliśmy walecznych gospodarzy. Kapitana miejscowych zastąpił Łojewski , który swoim wejściem wniósł nową jakość. Udanie wkomponował się Zahorski , grając skutecznie w ataku, choć miewał również słabsze momenty w przyjęciu. Właśnie jego wystawa leżąc po nieskończonym ataku, została nagrodzona gromkimi brawami. Przy stanie 24:24 żaden ze szkoleniowców nie miał już przerw na żądanie, a limit zmian wykorzystali przyjezdni. A zawodnicy grali, nie myśląc o szybkim skończeniu tej partii. Raz jedni, raz drudzy mieli w górze piłki kończące tą partię, jednak zwycięzcami okazali się siatkarze MDK, wygrywając do trzydziestu czterech, doprowadzając jednocześnie do piątego seta.

Kibice mieli już ponad dwie godziny widowiska, kulminacją miał być tie break. Niestety ta partia była jednostronnym widowiskiem, Malinowski nadział się na blok gości dwa razy pod rząd i Cuprum objęło przewagę. Niestety gospodarze zamiast odrabiać straty, psuli kolejno zagrywki, co szybko wykorzystali przyjezdni zwiększając dorobek punktowy. Do końca spotkania Lubin kontrolował przebieg gry i to on cieszył się z wygranej.

Zawodnicy obu ekip rozegrali bardzo dobre spotkanie z dużą dozą emocji. Podział punktów również powinien satysfakcjonować szkoleniowców obu zespołów, bo ich podopieczni pokazali prawdziwy charakter i grę z zębem. W zasadzie każda z nich ma już tylko teoretyczne szanse na wskoczenie na siódme miejsce, lecz każda z nich deklaruje walkę do końca fazy zasadniczej.

Po meczu o swojej pracy opowiedział Ryszard Kruk: Zespół z Lubina pierwszy raz widziałem w meczu z Wałbrzychem, gdzie przegrał 3:0. Po siedmiu porażkach z rzędu większość z tych chłopaków już się poddała, co było widać na boisku, taką martwicę i brak zaangażowania. Na pewno gdy objąłem zespół po koniec ubiegłego roku, to właśnie nie zmiana treningów, choć one oczywiście też się zmieniły, lecz oddziaływanie psychicznie na zawodników spowodowało uzyskiwanie satysfakcjonujących wyników. Już mecz w Pile, gdzie po trzech dniach mojej pracy o mały włos nie doprowadził do niespodzianki, bo w czwartym secie byliśmy blisko zwycięstwa a w tie breaku mogło być różnie. Co do tych serii przegranych, Trzcianka doznała ósmej porażki z rzędu, chciałbym oczywiście powiedzieć, że nie ja jestem od tego by decydować czy zmieniać trenera. Na pewno jest to ciężka praca, dziś sam narobiłem się jak dziki osioł. Gdy zawodnicy nie realizują założeń taktycznych, źle skaczą do bloku, źle zagrywają, czasami chciało by się rzucić to wszystko i mieć problem z głowy, bo przecież siatkówka to nie jest jedyna rzecz na świecie. Jest przecież także rodzina i normalne życie. Jednak sam kiedyś byłem zawodnikiem, też popełniałem błędy, więc nie zawsze wszystko jest tak jak trener by chciał. W ostatnich dwóch spotkaniach straciliśmy dwa punkty meczowe, że ciężko będzie tutaj, to wiedziałem, ale że Września urwie nam cokolwiek się nie spodziewałem. W poprzednim meczu ledwo uciekliśmy im spod scyzoryka, bo przecież przegrywaliśmy już 2:0. Dziś równie dobrze mogliśmy wygrać 3:1, ale taki jest sport i cieszymy się z kolejnej wygranej.

Mniej radosny był szkoleniowiec gospodarzy: Zabrakło dziś zimnych głów moim zawodnikom, zwłaszcza w pierwszym secie który powinniśmy wygrać. Mogło być przecież 3:0 dla nas jak i dla nich. Najbardziej szkoda jednak tie breaka, gdzie wyszliśmy chyba za bardzo rozluźnieni po wygraniu czwartej partii. Problemem była zagrywką, która była słaba albo w ogóle zepsuta i Lubin to wykorzystał. Choć na pewno porażka by jeszcze bardziej bolała gdybyśmy przegrali na przewagi. Ogólnie zagraliśmy dobre spotkanie, trzeba chłopaków pochwalić za waleczność i zagrać równie dobrze w pozostałych meczach.

Źródło artykułu: