Magdalena Śliwa: Nie jestem tu tylko od podawania piłek

Słynna reprezentantka Polski wróciła do Dąbrowy Górniczej, ale w nieco innej roli. Była rozgrywająca podkreślała w rozmowie z naszym portalem, że współpraca z trenerem Serramalerą układa się bez żadnych przeszkód.

Michał Kaczmarczyk
Michał Kaczmarczyk

Wirtualna Polska: Wiadomość o pani powrocie do dąbrowskiego MKS-u równie mocno ucieszyła, co zdziwiła kibiców z Zagłębia Dąbrowskiego. W końcu rozstanie z tym klubem w 2013 roku nie było najprzyjemniejsze...

Magdalena Śliwa: Odpowiem w ten sposób: bardzo się cieszę, że tutaj wróciłam, ponieważ mam wiele miłych wspomnień związanych z tym klubem, zarówno jeśli chodzi o osiągnięte sukcesy, jak i atmosferę w drużynie. Natomiast co do rozstania... Taka jest po prostu nasza praca, czasem tak to właśnie wygląda. Tamtą decyzję musiałam przyjąć do wiadomości i jakoś ją przyswoić, teraz zaś wróciłam i bardzo przyjemnie jest mi pracować w MKS-ie.

Jak blisko było podpisania kontraktu z BKS-em Aluprof Bielsko-Biała i kontynuowania kariery zawodniczej?

- Już miałam przed sobą wszystkie potrzebne dokumenty do podpisania, natomiast po otrzymaniu oferty pracy w Dąbrowie Górniczej, z Juanem (Manuelem Serramalerą - przyp. red), musiałam sobie przetłumaczyć, ile to już lat spędziłam na parkiecie i decydowałam się powoli na to, by zacząć robić coś innego w życiu. Nie ukrywam, że było to trudne, bo w środku czuję, że mogłabym jeszcze trochę pograć. W końcu zdrowie mi dopisuje i nie było żadnych przeciwwskazań do kontynuowania kariery, natomiast wolałam zakończyć ją w tym, a nie innym miejscu. Żebym mogła powiedzieć samej sobie, że do samego końca nie musiałam się wstydzić za to, co robiłam na boisku.

Na treningu zastępowała pani niedysponowaną Natalię Piekarczyk, ale podejrzewam, że to była wyjątkowa sytuacja, jeśli chodzi o asystenturę w drużynie.

- Tak, zwykle wygląda to już inaczej. Ale jeśli na treningach będą zdarzały się okazje do wejścia na parkiet, to będę się po prostu cieszyć, że mogę w końcu wykorzystać te pokłady zawodniczej energię, jakie we mnie została.

Jak póki co wyglądają pierwsze tygodnie w nowej roli? Jest łatwiej czy trudniej, niż mogło się wydawać?

- Z boku wszystko widać lepiej i można oceniać bardziej obiektywnie. Tym bardziej cieszę się z aktywnej współpracy z trenerem, z tego, że wymieniamy między sobą uwagi i własne spostrzeżenia. Juan jest bardzo otwarty, już na samym początku powiedział mi: "Jeśli coś zauważysz, od razu mi to mów, bo wierzę w twoje doświadczenie". I z tego się bardzo cieszę, bo nie jestem tutaj od pomagania i podawania piłek, tylko mogę skorzystać ze swojej wiedzy i przekazywać trenerowi, co dostrzegłam podczas zajęć. Można powiedzieć, że poprawiamy się nawzajem.

Czyli wasza wizja siatkówki jest spójna?

- Powiem więcej, musi być spójna! (śmiech) Ale już teraz mogę powiedzieć, że nasze spojrzenie na pracę z tym zespołem jest podobne.

Jakie wrażenia po pierwszym okresie pracy z odmienionym zespołem MKS-u?

- Najważniejsze jest to, żeby grupa dobrze z sobą żyła i mogę powiedzieć, że z tym nie ma problemu. Na razie jesteśmy dopiero w drugim tygodniu pracy z piłkami, wcześniej nasza praca ograniczała się do siłowni. Póki co wszystko zaczyna się docierać, obserwujemy, na co zwrócić szczególną uwagę i co należy poprawiać. Poza tym mamy w naszej grupie trzy młode dziewczyny, Nadię Wydmańską, Kingę Drabek i Izabelę Bałucką, które potrzebują więcej pracy indywidualnej, ale z tym nie ma kłopotów. One bardzo chętnie słuchają podpowiedzi i sądzę, że współpraca z nimi będzie się dobrze układać.
Śliwa przyznała, że trudno jej było podjąć decyzję o zawieszeniu butów na kołku i podjęciu pracy trenerskiej Śliwa przyznała, że trudno jej było podjąć decyzję o zawieszeniu butów na kołku i podjęciu pracy trenerskiej
Jak zwracają się do pani dawne koleżanki z boiska jak Krystyna Strasz czy Joanna Staniucha-Szczurek: po imieniu czy "pani trener"?

- Oczywiście, my cały czas pozostajemy koleżankami, ale dziewczyny są zawodowymi sportowcami i są na tyle dojrzałe, że nie mają problemów z przyjęciem tego, co powiem im podczas zajęć. Nasza relacja trener-zawodnik wygląda tak, jak powinna wyglądać.

Zakładany cel w postaci półfinału ekstraklasy pozostaje aktualny? Przyzna pani, że na przestrzeni ostatnich lat poziom najlepszych ekip Orlen Ligi wyraźnie się podniósł.

- Chemik i Impel to z pewnością są drużyny, które przewyższają pozostałą grupę zespołów Orlen Ligi pod względem finansowym i transferowym. Jednak w moim przekonaniu pierwsza czwórka jest jak najbardziej w naszym zasięgu i zrobimy wszystko, by w niej się znaleźć. W końcu to jest tylko sport, nikt nie rozdaje medali przed sezonem, wiadomo, że w trakcie rozgrywek wiele może się wydarzyć. Najważniejsze, by drużyna walczyła w każdym meczu, bo wraz z walką przyjdą wyniki.

Będzie to konieczne, bo nowy format rozgrywek kładzie duży nacisk na fazę zasadniczą i nie będzie podczas niej miejsca na pomyłki.

- Tak, wszystkie zdobyte punkty będą bardzo istotne. Kluczowa będzie rotacja składem: nasza grupa liczy teraz czternaście zawodniczek, które mogą brać udział w każdym spotkaniu, dzięki czemu trener ma większe pole manewru. Będzie ciekawe, bo przy takim kształcie ligi każdy mecz będzie właściwie na wagę złota. Pamiętam sezony, w których do zajęcia pożądanego miejsca w tabeli brakowało punktów przez wpadki, jakie zdarzały się w pierwszej fazie ligi i to się odbijało później czkawką. Trzeba będzie zachować koncentrację na każde spotkanie.

Co zmieniło się w MKS-ie od pani ostatniego sezonu w tym klubie, oczywiście poza składem?

- Myślę, że klub nabiera doświadczenia w swojej działalności, począwszy od prezesów do pracowników i całego biura zajmującego się organizacją. MKS od dawna jest już w pełni zawodowy, jest cały sztab ludzi, który pomaga nam w codziennej aktywności na terenie hali, dzięki czemu niczego nam nie brakuje. Zresztą dziewczyny, które przeprowadziły się do Dąbrowy, na nic nie narzekają, bo i nie mają ku temu powodów (uśmiech).

rozmawiał Michał Kaczmarczyk 

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×