PŚ: Objawienie na rozegraniu, idealny kapitan, polska zagadka i rosyjski dylemat

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Podczas Pucharu Świata 2015 nie zabrakło zarówno pozytywnych, jak i negatywnych zaskoczeń. Portal WP SportoweFakty wybrał największe blaski i cienie japońskiego turnieju.

Edgar ratował, Velasco czarował

50 punktów zdobytych przez australijskiego atakującego Thomasa Edgara nie było wynikiem, który nigdy wcześniej nie został w siatkówce osiągnięty. Praktycznie wszystkie największe zdobycze punktowe w historii dyscypliny miały miejsce w lidze koreańskiej, gdzie na rekord świata zapracował sobie Kubańczyk Leonardo Leyva Martinez, zdobywając w jednym spotkaniu 59 "oczek". Skupiając się jednak na Edgarze, w pojedynku przeciwko Egiptowi poprowadził on swoją reprezentację do triumfu właściwie w pojedynkę. Australia zwyciężyła wówczas 3:2, bombardier wykonał aż 74 ataki, zaś drugi najlepiej punktujący zespołu z Antypodów zapisał na swoim koncie zaledwie 8 punktów. W pierwszych ośmiu występach w Pucharze Świata było to jedyne zwycięstwo Australijczyków. Za żadne z niepowodzeń nie należało jednak winić Edgara. Robił on co mógł, niejednokrotnie ratując swoją ekipę przed kompromitacją. Im bliżej końca turnieju, tym zmęczony kapitan coraz częściej był zastępowany przez Paula Carrolla, który pokazał, że jest w stanie godnie zastąpić lidera. O obsadę pozycji atakującego trener Roberto Santilli nie ma się więc co obawiać, w przeciwieństwie do Argentyńczyka Julio Velasco.

Doświadczony szkoleniowiec już przed rozpoczęciem Pucharu Świata mógł mieć ból głowy spowodowany wystawieniem właściwego gracza po przekątnej z rozgrywającym. Nie dość, że Argentyna od lat nie może się doczekać klasowego atakującego, to dodatkowo przed startem imprezy kontuzji nabawił się Jose Luis Gonzalez , na którego Velasco konsekwentnie stawiał od początku swojej przygody z ojczystą reprezentacją. Mimo to 63-letni trener po raz kolejny udowodnił, że można go śmiało zaliczać do grona geniuszy. Drużyna z Ameryki Południowej spisała się bowiem w Japonii bardzo dobrze, kończąc zmagania z bilansem 7 zwycięstw i 4 porażek. Okazała się co prawda słabsza od wszystkich faworytów, ale w żadnym z meczów przeciwko potentatom nie oddała łatwo pola. Z Polską potrafiła wygrać nawet seta, w którym grający na ataku Martin Ramos nie dostał ani jednej wystawy! Najczęściej Velasco ustawiał jednak na tej pozycji Facundo Conte, zaś na przyjęciu umiejętnie rotował między trzema średnimi zawodnikami: Cristianem Poglajenem, Luciano Zornettą i Ezequielem Palaciosem. Po zakończeniu turnieju można obwieścić, że pod wodzą doświadczonego szkoleniowca Argentyna ponownie stała się groźna dla każdego. To samo można powiedzieć o reprezentacji Japonii.

Japończycy pokazali się z dobrej strony już w sierpniu, podczas XIII Memoriału Huberta Jerzego Wagnera w Toruniu, który ukończyli na 2. pozycji. Mocno przebudowana reprezentacja z Dalekiego Wschodu zaprezentowała się również korzystnie na Pucharze Świata. Drużyna opierająca się na sile dynamicznych, choć niewysokich skrzydłowych, wygrała podczas tego turnieju wszystkie mecze, w których była faworytem, jak również potrafiła solidnie postraszyć ekipy walczące o najwyższe cele, między innymi Polskę. Znakomite wrażenie pozostawił po sobie szczególnie 19-letni przyjmujący Yuki Ishikawa, o którego względy już niedługo mogą toczyć boje najlepsze kluby Europy.

Facundo Conte bardzo przyzwoicie radził sobie na nietypowej dla siebie pozycji
Facundo Conte bardzo przyzwoicie radził sobie na nietypowej dla siebie pozycji

Diament na rozegraniu i wzorowy lider

Skoro już mowa o wyróżnieniach indywidualnych, na wielkie słowa uznania zasłużył rozgrywający Włochów, Simone Giannelli. 19-latek poczynał sobie we wszystkich meczach bez żadnych kompleksów i poprowadził swoją drużynę do wywalczenia kwalifikacji olimpijskiej. - Simone zaskakuje mnie na każdym kroku. Podczas tak długiego turnieju grał niemal idealnie. Taka sytuacja nie jest często spotykana wśród rozgrywających tak młodych jak on. Jestem naprawdę pod wrażeniem jego postawy - chwalił swojego młodszego kolegę Giacomo Sintini , były kreator gry włoskiej kadry. A warto pamiętać, że kilka miesięcy temu Giannelli również skutecznie kierował poczynaniami Trentino Volley podczas finałowych spotkań Serie A przeciwko Parmareggio Modena. Wygląda więc na to, że w 2015 roku siatkarski świat ujrzał perłę, która z racji młodego wieku i wielkich umiejętności nie zniknie ze sceny przez kilkanaście kolejnych lat.

Wybiegając w przyszłość, bardzo prawdopodobnym jest także, iż z kapitańską opaską nie rozstanie się przez długi czas Michał Kubiak. Co prawda na początku obecnego sezonu reprezentacyjnego trener Polaków Stephane Antiga wyznaczył do pełnienia tej roli Karola Kłosa, lecz z racji problemów środkowego z kolanami, na czas Ligi Światowej jego obowiązki przejął właśnie przyjmujący Halkbanku Ankara. Z funkcji lidera wywiązywał się na tyle dobrze, że francuski trener postanowił dalej stawiać właśnie na niego. I z pewnością się nie rozczarował. Podczas Pucharu Świata, Kubiak był kapitanem wręcz wzorowym. Nie dość, że zaprezentował bardzo wysoki poziom sportowy, to nie doświadczyliśmy momentu, w którym przeszedłby obok spotkania i przestał zagrzewać pozostałych kolegów do walki. O jego wielkiej ambicji, niezbędnej do rywalizowania o najwyższe cele, najlepiej świadczy SMS, jakiego wysłał jednemu z dziennikarzy po zakończeniu turnieju. Jego treść mówi sama za siebie i nie wymaga komentarza: "OSTATNI RAZ odbieram paterę za inne miejsce niż pierwsze ...!!!". Podejście Kubiaka o 180 stopni różniło się natomiast od tego, jakie zaprezentowali podczas turnieju reprezentanci Iranu.

Mentalne problemy po irańsku, zagadka dla Antigi

Slobodan Kovac był jednym z najbardziej nerwowych ludzi podczas całej imprezy. Można by zażartować, że choć na jego głowie już od dłuższego czasu widać wiele siwych włosów, to w ciągu ostatnich dwóch tygodni Irańczycy swoją postawą potrafili przysporzyć mu kolejnych. Do historii przeszła już gwałtowna reakcja Serba przy okazji meczu z Rosją, kiedy to na jednym czasów wprost eksplodował, krzycząc: "Kolejny punkt stracony po złym ataku, dlaczego nie zbijacie tak, jak mówiłem? Z czego się, k..., cieszycie?! Powinniście płakać! Tracimy dziesiąty punkt na własne życzenie! Macie się nie poddawać!". Jego nerwy nie podziałały jednak na zespół właściwie w żaden sposób. Iran zakończył zmagania w Pucharze Świata dopiero na 8. pozycji, przegrywając aż siedem meczów, w tym między innymi 0:3 z Australią czy Kanadą, a więc na papierze dużo słabszymi rywalami. Poza Kovacem, swego rodzaju bolączek doświadczyła także dwójka innych trenerów.

Jednym z nich był Antiga. O ile do ogólnej postawy polskiej reprezentacji w Japonii dużych zastrzeżeń mieć nie można, o tyle prawdziwą zagadkę stanowiły, i wciąż stanowią, notorycznie przegrywane przez Biało-Czerwonych pierwsze sety. Tłumaczenia w stylu "jesteśmy jak silnik Diesla" długo były powszechnie akceptowane, ponieważ, mimo słabych początków, Polacy zanotowali aż 10 wygranych z rzędu. Koniec końców okazało się jednak, że awans olimpijski przegrali z Włochami właśnie gorszym stosunkiem setów. Nasi siatkarze polegli w inauguracyjnej odsłonie aż ośmiokrotnie, z czego nie raz na własne życzenie, między innymi z Rosją czy Kanadą. Przed rozpoczęciem październikowych mistrzostw Europy duet Antiga-Philippe Blain ma więc niełatwą do rozszyfrowania zagadkę.

Stephane Antiga musi się zastanowić nad tym, dlaczego Polacy tak często przegrywają pierwsze sety
Stephane Antiga musi się zastanowić nad tym, dlaczego Polacy tak często przegrywają pierwsze sety

Rosyjski dylemat, puste trybuny i przeboje sędziowskie

W jeszcze gorszym położeniu niż francuski duet trenerski jest z kolei szkoleniowiec RosjanWładimir Alekno. Po powrocie na ławkę trenerską reprezentacji, miał on jej przywrócić dawny blask, lecz na Pucharze Świata realizacja tego zadania mu się nie powiodła. 48-letni trener próbował w trakcie turnieju na dłuższą metę sprawdzić ustawienie, które zagwarantowało rosyjskiej ekipie sukces w finałowym meczu Igrzysk Olimpijskich 2012 w Londynie (3:2 nad Brazylią), z Maksimem Michajłowem na przyjęciu i Dmitrijem Muserskim na ataku. Te posunięcia tym razem nie przyniosły jednak zamierzonego efektu. Co prawda Rosjanie zwyciężyli w ośmiu meczach, lecz w starciach z czołową "trójką" turnieju byli już bezradni. Ich styl gry został uproszczony i sprowadzony do wykorzystywania dwóch armat na skrzydłach. A że żadna z nich formą nie imponowała, Sborną od wywalczenia awansu na Igrzyska w Rio De Janeiro dzieliło bardzo wiele.

Jeszcze więcej zabrakło natomiast do tego, by móc stwierdzić, że Puchar Świata cieszył się dużym zainteresowaniem ze strony japońskich kibiców. Nie licząc pojedynków rozgrywanych przez gospodarzy, trybuny we wszystkich miastach notorycznie świeciły pustkami. Siatkarze rywalizowali w przerażającej ciszy, przy której słyszalne były nawet słowa wypowiadane szeptem. Po raz kolejny pojawiło się pytanie, jaki jest sens organizowania tak ważnej imprezy w miejscu, w którym zainteresowanie siatkówką jest właściwie żadne.

Do poziomu turnieju bardzo często nie potrafili dostosować się również sędziowie. Największe zdumienie budzili ci arbitrzy, którzy gubili się przy wykorzystywaniu systemu challenge, polegającego na, najdokładniejszej z możliwych, zasadzie "sokolego oka". Zdarzało się, że sytuacje, których analiza powinna zająć nie więcej niż 30 sekund, były rozszyfrowywane przez kilka minut, co wybijało z rytmu samych zawodników, jak również irytowało szkoleniowców poszczególnych drużyn. Podczas tak długiego i wymagającego turnieju jak Puchar Świata nieuniknione jest jednak doświadczenie właściwie wszystkich możliwych emocji. I podczas minionych dwóch tygodni byliśmy świadkami właśnie takiej sytuacji. Ale to właśnie dzięki temu zapamiętamy ten turniej na dłużej niż kilka dni.

[b]Wiktor Gumiński   #dziejesiewsporcie: Pato imponuje formą

[/b]

Źródło artykułu:
Komentarze (0)