Amerykański Sen, odc. 3: Szczęściarz Dominik Kwapisiewicz
Kolejnym bohaterem naszego cyklu o polskich trenerach zdobywających wiedzę siatkarską za Oceanem Atlantyckim jest szkoleniowiec Aluronu Warta Zawiercie. Jego przykład pokazuje, że mądra współpraca zarządu klubu i trenera jest możliwa.
Dominik Kwapisiewicz, obecnie trenujący pierwszoligowy zespół Aluronu Warty Zawiercie, (a wcześniej szkoleniowiec Jadaru Radom, KPS Siedlce, KS Milicz i żeńskiego PTPS-u Piła) miał okazję poznać amerykańską szkołę siatkówki w maju tego roku, gdzie przez kilkanaście dni obserwował pracę męskiej i żeńskiej reprezentacji USA w kalifornijskim ośrodku American Sports Center w Anaheim. - Cały ten wyjazd bardzo pomógł mi w ugruntowaniu mojej drogi i filozofii trenerskiej, poniekąd także życiowej. Wiadomo, że nie ma jednej konkretnej drogi do sukcesu, do spełnienia się w wykonywanej pracy, tak naprawdę tych dróg jest mnóstwo i tylko pozostaje nam wybrać tę, która w danym momencie jest najskuteczniejsza. Miałem okazję rozmawiać z Karchem Kiraly’m i Johnem Sperawem, którzy w tej chwili zaliczają się do ścisłego topu trenerskiego w siatkówce i mogłem poznać dzięki temu ich sposób myślenia, dowiedzieć się, jak reagują w danych sytuacjach w swojej pracy, jak podchodzą do relacji z zawodnikiem i prowadzenia treningu, a także organizacji czasu tuż po zajęciach z zespołem. Dało mi to naprawdę wiele: mówimy o rzeczach, których nie da się osiągnąć poprzez lekturę literatury fachowej czy obejrzenie treningu na wideo. Jechałem do USA przede wszystkim z nadzieją na poznanie tamtejszej filozofii pracy w siatkówce i bezpośredni kontakt z osobami, które tę filozofię w największym stopniu kultywują. Myślę, że to była cenna lekcja, która sporo mi da w przyszłości - ocenił w rozmowie z naszym portalem.
35-letni trener miał okazję obserwować wielogodzinne treningi prowadzone przez Karcha Kiraly'ego i Johna Sperawa i pytać ich o najmniejsze szczegóły dotyczące ich pracy i budowania relacji z podopiecznymi, natomiast wartych uwagi przedstawicieli tamtejszej myśli szkoleniowej było zdecydowanie więcej. - Rozmawiałem na temat rozgrywających z trenerem Jimem McLaughlinem z Waszyngtonu, który akurat wtedy odwiedził obóz przygotowań amerykańskiej kadry. Akurat tak się zdarzyło, że spotkał na zgrupowaniu swoje byłe podopieczne z czasów uniwersyteckich, także mieliśmy okazję rozmawiać dość długo, bodaj trzydzieści minut, ale podejrzewam, że gdyby pozostawić nam wolną rękę, to dyskusja potrwałaby ze trzy godziny… Trener pokazywał wszystkim czterem kadrowym rozgrywającym różne rozwiązania taktyczne na swoim tablecie, a one patrzyły w niego niemal jak w obrazek i chłonęły każde jego słowo. Widać było, jak silna jest tam pozycja autorytetu trenerskiego i jakie to są osobowości. McLaughin nie był członkiem sztabu trenerskiego kadry, przyjechał właściwie sam dla siebie, ale ciekawie było obserwować, jak trenerzy reprezentacji korzystają z jego doświadczenia i wiedzy - ocenił były siatkarz.Szkoleniowiec pierwszoligowej Warty nie zgodził się z tezą o braku współpracy między siatkarskimi trenerami z naszego kraju. - Polski związek trenerów? Myślę, że taki pomysł byłby możliwy do realizacji. Choćby w pierwszej lidze jest wiele spraw, w których mówimy wszyscy jednym głosem i co do których jesteśmy absolutnie przekonani. Podejrzewam, że nie różnimy się w ocenie wielu problemów naszej siatkówki z trenerami z ekstraklasy i stworzenie projektu na wzór amerykański, gdzie istnieje związek zrzeszający tamtejszych szkoleniowców, przy odpowiednio silnej woli wszystkich zainteresowanych byłoby możliwe - powiedział, dając za przykład organizację AVCA.
Dominik Kwapisiewicz miał szczęście trafić na Andrzeja Grzyba, który umożliwił młodemu trenerowi wyjazd do Stanów Zjednoczonych po cenną naukę, ale także na prezesa firmy Aluron i zawierciańskiego klubu Kryspina Barana, który w dużej mierze opłacił trenerowi swojej drużyny pobyt za Wielką Wodą i umożliwił zdobywanie cennych doświadczeń. Niewielu polskich trenerów może liczyć na podobny kredyt zaufania ze strony swoich szefów, którzy (co podkreślał nasz rozmówca) wcale nie mają obowiązku łożenia na każde zachcianki trenerów: w końcu nie jest pewne, czy dobrze wykształcony dzięki pomocy klubu szkoleniowiec nie będzie chciał ruszyć dalej w świat i zostawić swojego dobroczyńcy. - To, czy władne osoby będą chciały inwestować w szkoleniowca, zależy najpierw od osiąganych przez niego wyników, a następnie od współpracy prezesa klubu ze szkoleniowcem. Czasem zdarza się, że przez brak odpowiedniego materiału ludzkiego i barier wynikających z finansów zespół nie jest w stanie wejść na wyższy poziom, ale jeśli zarząd widzi, że praca trenera z drużyną przynosi efekty i następuje progres umiejętności zawodników, wtedy można myśleć o planach współpracy zakreślonej na lata. Natomiast w Polsce wszystko odbywają się za szybko: trzy, cztery mecze przegrane, trzeba coś zmienić, a przecież najszybciej zmienić można właśnie trenera, bo on jest wszystkiemu winien, a nie zawodnicy! Oczywiście możliwość kilku lat spokojnej pracy danej osoby z zespołem to stan idealny i nie każdemu będzie on dany, ale warto do niego dążyć i to także pokazuje przykład amerykańskiej siatkówki. Hugh McCuetchon podpisał kontrakt ze swoją uczelnią na siedem lat i może dzięki temu spokojnie wdrażać swoje pomysły i wprowadzać do gry pożądanych graczy. Czy ktoś w polskiej siatkówce ma taki komfort pracy? - pytał retorycznie Kwapisiewicz.
Według trenera drużyny z Zawiercia dobrym pomysłem byłoby połowiczne dzielenie kosztów zagranicznych stażów między trenerem a władzami klubu, najlepiej po wcześniejszym ustaleniu zakrojonego na kilka lat planu współpracy z zespołem i celów, jakie chcą w określonym czasie osiągnąć zarówno prowadzący drużynę, jak i sam klub. Natomiast nie odnosi się on pozytywnie do propozycji zaangażowania się PZPS w program wyjazdów zagranicznych dla najlepiej rokujących polskich trenerów. - Nie wiem, czy coś takiego jest do końca możliwie w naszych warunkach... Przede wszystkim, co tak naprawdę znaczy, że jakiś trener dobrze rokuje? To taki, który już zaczął pracę w zawodowej siatkówce, czy dopiero zaczyna? Już ma na koncie pewne osiągnięcia czy dopiero na nie pracuje? Poza tym jeśli taki projekt miałby zostać storpedowany przez system znajomości i kontaktów, co doprowadziłoby do tego, że jednemu czy drugiemu szkoleniowcowi zapewni się wyjazd na staże dzięki grupie znajomych po fachu, którzy optowali za jego kandydaturą, to raczej nie tędy droga. Polskie piekiełko? Nigdy się w takie nie angażowałem, nie zamierzam prowadzić z nikim jakiejś wojny. Gdyby tak na to wszystko negatywnie patrzeć, przecież mógłbym dwa lata temu tuż po opuszczeniu klubu w Siedlcach powiedzieć Sławomirowi Gerymskiemu, żeby nawet nie myślał o podjęciu tam pracy, bo ja oczywiście byłem tam fantastycznym trenerem, ale wszystko pozostałe było fatalne. Ale tak nie było, uczciwie powiedziałem mu, że nic złego nie powinno go tam spotkać i spokojnie może przyjmować ofertę z KPS-u - stwierdził szczerze.
Na kolejną część Amerykańskiego Snu zapraszamy we wtorek 6 października!