Kibice siatkówki kojarzą osobę Andrzeja Grzyba głównie z wieloletnią działalnością menadżerską na rynku siatkarskim, a ostatnimi czasy przede wszystkim z osobą Wilfredo Leona, który dzięki wsparciu ze strony najbardziej znanego siatkarskiego agenta w Polsce się obywatelem naszego kraju i poważnie myśli o występach w biało-czerwonej kadrze. Ale mało kto wie, że wicemistrz świata z 2010 roku nie jest jedyną osobą, która dzięki pomocy Grzyba wyruszyła za Ocean Atlantycki, by popchnąć swoją karierę do przodu. O kim mowa? O grupie polskich trenerów, która miała okazję przypatrywać się pracy najlepszych amerykańskich szkoleniowców w ich ojczyźnie.
- Jeżdżę na konferencję AVCA od 2003 roku. Po paru latach przestałem zajmować się sprowadzaniem zawodniczek z USA, natomiast zobaczyłem, jaka jest jakość tych konferencji i zająłem się promowaniem polskich trenerów na tamtych rynku po to, by mogli tam odbyć staż i otrzymać naukę najlepszą z możliwych, czyli udział w takich wydarzeniach. Pierwszy taki wyjazd to rok 2010, byli tam wtedy Andrzej Kowal i Krzysztof Felczak. I tylko przypomnę, że rok później Andrzej objął Resovię i poprowadził ją do mistrzostwa Polski. Żartowaliśmy wtedy, że to właśnie dzięki temu wyjazdowi do Stanów - przyznaje ze śmiechem menadżer.
Jak to wszystko się zaczęło? - W Rzeszowie odwiedził mnie Hugh McCutcheon, trener mistrzów olimpijskich z 2008 roku i rozmawialiśmy o możliwości stażu polskich trenerów u niego. Potwierdził, że nie ma problemu, dlatego zwróciłem się do niego, by przyjął u siebie Tomka Wasilkowskiego. Poza tym kontaktowałem się z Kathleen De Boer, szefową związku amerykańskich trenerów i Dougiem Bealem, który przewodzi tamtejszej federacji, czy Tomasz nie mógłby pojechać na treningi reprezentacji. Do tego spotkaliśmy się w Baku z Karchem Kiralym, porozmawialiśmy na ten temat, uznał, że nic nie stoi temu na przeszkodzie. Dzięki temu Wasilkowski pojechał najpierw do Karcha na zajęcia reprezentacji kobiet, potem do McCutcheona na uniwersytet w Minnesocie. W tym roku wysłałem jeszcze Dominika Kwapisiewicza na zgrupowanie kadry kobiecej do Kiraly’ego i do Johna Sperawa na treningi reprezentacji mężczyzn. Nie ma żadnych przeciwwskazań, by wysyłać do USA kolejnych trenerów: to są otwarci ludzie, nie mają nic do ukrycia. Kto jeszcze? Póki co taką chęć wyrazili Andrzej Stelmach i Marcin Widera, trener juniorek. Ten drugi w sierpniu pojedzie na staż do American University w Waszyngtonie, a potem w grudniu na konferencję AVCA - do słów Andrzeja Grzyba dodajmy, że w grudniu zeszłego roku na konwencję AVCA w Oklahomie zawitał także Piotr Makowski, do niedawna selekcjoner kadry siatkarek, a obecnie trener Łuczniczki Bydgoszcz.
Menadżer nie wyklucza, że kolejnym punktem wypraw polskich szkoleniowców w celu zbierania cennych doświadczeń będzie Brazylia. - Rozmawialiśmy z trenerem kadry kobiecej José Roberto Guimarãesem podczas Final Four w Szczecinie, poza tym od dziesięciu lat mam dobre relacje z Bernardo Rezende i myślę, że nie będzie problemu, żeby po igrzyskach olimpijskich wysyłać do niego trenerów. Czy to latem, kiedy prowadzi kadrę siatkarzy, czy w pozostałe części roku, gdy zajmuje się żeńskim Unileverem w krajowej lidze - zdradza.
Ambicje Andrzeja Grzyba nie ograniczają się tylko do polskich szkoleniowców. - Jak z tego mam zysk? Jest bardzo prosty, a zawiera się w pięknym słowie "inwestycja". W tym wypadku nie ma prostych pieniędzy, które się otrzymuje od kogokolwiek. Drugim stopniem tej inwestycji jest przekonanie polskich trenerów do tego, by wysyłać nasze zawodniczki na studia do Stanów Zjednoczonych. Piotr Makowski, który poleciał w grudniu do Ameryki jeszcze jako trener reprezentacji, był głównym przeciwnikiem tego pomysłu, a po wyjeździe stał się jego pierwszym orędownikiem. Zaprosiłem Piotra na uniwersytet w Miami i jego poglądy zmieniły się o 180 stopni! Mało tego, ponoć namawia córki znajomych trenerów na studia w Stanach! Po prostu trzeba tam być i zobaczyć, jak to działa na miejscu - tłumaczy. Pierwszymi owocami tej strategii są decyzje Aleksandry Kazały, mistrzyni Europy kadetek z 2013 roku oraz Dominiki Kowalskiej, byłej zawodniczki BKS-u Bielsko-Biała. Pierwsza z nich wybrała łączenie edukacji z grą w siatkówkę na American University w Waszyngtonie, druga uczelnię DePaul w Chicago.
[nextpage]Najbardziej znaną polską siatkarką po amerykańskiej szkole życia i sportu jest Joanna Kaczor, absolwentka College of Southern Idaho oraz University of South California, obecnie czołowa zawodniczka Impela Wrocław z licznymi sukcesami w reprezentacji kraju. Ponadto od 2012 roku barwy Syracuse University reprezentuje Małgorzata Właszczuk, znana z występów w AZS-ie Białystok, a niedawno po czasie spędzonym w West Virginia University do Polski wróciła Elżbieta Klein. - To jest dla mnie największa motywacja do działania. Jeżeli z dziesięciu zawodniczek, którym pomogę wyjechać, wróci jedna i stanie się reprezentantką Polski, to dzięki temu odrobię sobie wszystkie poniesione wcześniej koszty - wyjaśnia Grzyb.
Wymienione wyżej działania to elementy starannie prowadzonej strategii, która (zakładając jej pełny sukces) powinna przynieść wiele korzyści polskiej myśli szkoleniowej w siatkówce, obecnie niecieszącej się najlepsza opinią. - Moja idée fixe jest taka: najpierw trenerzy, potem zawodniczki, na końcu prezesi. Pomału zaczynam przekonywać prezesów polskich klubów do tego, by zatrudniali naszych szkoleniowców, ale póki co nie ma zbyt wielu trenerów z naszego kraju, którzy szkolili się zagranicą... Inna sprawa, że na szczęście jest ich coraz więcej. Nie ma co ukrywać, że sporą rolę odgrywają kwestie finansowe: ktoś chętny na wyjazdowy staż z pierwszej ligi będzie musiał włożyć dwa i pół miesiąca pracy na pokrycie wszystkich kosztów, to jest naturalna bariera. W moich planach w ciągu pięciu najbliższych lat co najmniej połowa zespołów PlusLigi będzie prowadzone przez Polaków. Widzę, po pracy Akademii Polskiej Siatkówki, prowadzonej przez Alojzego Świderka, że polscy trenerzy chcą się uczyć i wszystko idzie w dobrym kierunku, dlatego myślę, że taki plan jest możliwy - stwierdził menadżer.
Póki co trudno mówić o dominacji rodzimych szkoleniowców w PlusLidze i Orlen Lidze. W ekstraklasie siatkarzy połowa drużyn jest zarządzana przez obcokrajowców, natomiast u pań tylko 5 z 12 zespołów jest trenowanych przez Polaków. Liga siatkarek jest obecnie opanowana przez trenerów z Italii, co niekoniecznie podoba się naszemu rozmówcy. - Włosi? Nie chcę ich urazić, natomiast po prostu nie jestem ich fanem. Według mnie ich praca to jest taka sztampa, jak figurki robione w fabryce. Nie ma znaczenia, w jakim kraju pracują, czy mają zespół męski czy kobiecy, wszyscy robią to samo. Dlatego jestem zwolennikiem łączenia różnych szkół trenerskich i poznawania ich w jak największej ilości. Chciałbym, żeby Polacy mieli możliwość wyjazdów do USA, Brazylii, Rosji, a także Włoch, by mogli na bazie takiej mieszanki doświadczeń wypracowywać własny styl - przekonuje.
Nie zanosi się na to, by w niedalekiej przyszłości to Polska miała zalać Europę trenerami. Przypadki takie jak kariera Mariusza Sordyla, który po okresie pracy w ojczyźnie wybrał rumuński Remat Zalau i katarskie Al-Ahli, należy traktować w kategoriach incydentu. - Musimy najpierw wprowadzić trenerów do polskiej ligi, by tam mieli szansę coś osiągnąć, a potem ich eksportować. W tym wszystkim chodzi o marketing. Jeśli nie osiągnąłeś u siebie wyniku, to żadna zagraniczna rekomendacja nic Ci nie da. Teraz staramy się przecierać nowe szlaki, na przykład arabski, i tam sprawa jest prosta: pokaż mi CV swojego trenera, tylko to ich interesuje. A zwykle takie CV jest puste, bo mało który polski trener osiąga sukces w kraju czy w Europie, by dzięki temu wyrobić sobie nazwisko. Nie chodzi o jakość naszych szkoleniowców, ale o odpowiednie "sprzedanie"... Mam taką anegdotę, którą powtarzam naszym zawodnikom i trenerom. Spotkał się chomik ze szczurem i ten drugi pyta: Słuchaj, przecież właściwie jesteśmy tacy sami: ogon, futerko... A mimo to ciebie kochają, a mnie nienawidzą. Chomik na to odpowiada: Po prostu mam lepszy PR! - podsumował menadżer.
Znajomości zawarte z najważniejszymi postaciami amerykańskiej siatkówki stwarzają szansę dla najbardziej ambitnych polskich szkoleniowców. Andrzej Grzyb przekonuje, że dla chcącego nie ma w tej kwestii żadnych przeszkód, zwłaszcza formalnych. - PZPS nie mógł załatwić w tamtym roku wyjazdu Makowskiego na konwencję w Oklahomie. Wystarczył jeden telefon do De Boer i dwanaście godzin później Piotrek otrzymał imienne zaproszenie. Na tym polega siła kontaktów. I to wszystko właściwie za darmo, Kathleen mówi po prostu "przyślij mi tych chłopaków". Obie strony szanują się, oni widzą, że nie chcę im nikogo podkupywać, że nie chodzi mi tylko o pieniądze. Transferami zawodników zajmuje się ktoś inny, a ja mogę spokojnie rozmawiać o trenerach. Przed meczami Ligi Światowej Polska - USA w Krakowie przyszedł do mnie John Speraw i spytał: "Andrzej, kogo mi przysyłasz?". Odpowiadam, że na razie wysyłam ludzi do Kate, w przyszłym roku ktoś pojedzie do niego. "Nie ma problemu, drzwi są zawsze otwarte". Czego mi potrzeba więcej? - uznał z uśmiechem nasz rozmówca.
Michał Kaczmarczyk
Kolejny odcinek "Amerykańskiego Snu" ukaże się we wtorek 15 września
Teraz, po trenerach, pora wysłać prezesów na szkolenia w organizacji